Drukuj
Damian Kowal - Najmniejsze przeboje z Tristan da Cunha

(Damian Kowal, Najmniejsze przeboje z Tristan da Cunha)

O archipelagu Tristan da Cunha zrobiło się głośno na przełomie 2015 i 2016 roku. Wówczas różnego typu portale poświęcone tematyce podróżniczej zaczęły się prześcigać w publikowaniu ofert pracy na wyspie. Jej władze poszukiwały nauczycieli do tamtejszej szkoły (taka informacja znajduje się m.in. na stronie Faktu, więc nie śmiem wątpić). Damian Kowal zaś postanowił – z małym opóźnieniem – wskoczyć na listę przebojów radia Tristan. Szanse na sukces całkiem spore. Liczba ludności: 262 (Wikipedia – ufam tym danym). Rozrywki: wciąż niewystarczające, a za to sporo miejsc na organizację spotkań promujących Najmniejsze przeboje (pub, kawiarnia, nawet sala taneczna). Być może debiutant, niedawno nagrodzony w Kutnie, znalazł odpowiednią niszę na rynku. Ale jego książka ma widoki na najmniejszy sukces również u nas.

Książka Kowala utrzymana jest w konwencji muzycznej. Na okładce głośnik, w środku Singiel 7", Strona A, Strona B, Strona C, Strona D i Utwory ukryte. Zamysł nieco podobny jak w debiucie Michała Prankego, ale realizacja zgoła inna. Autor ma niezwykle wrażliwe ucho. Jego fraza jest śpiewna, płynna, a częste pojawianie się w wierszach różnych gatunków ptaków jeszcze wzmacnia poczucie ulotności tekstów (nawet jeśli brak ptasich treli). Te utwory niezwykle silnie osadzone są w świecie natury, który niejednokrotnie staje się ucieczką lub ukojeniem. Wciąż – mimo wszystko – możliwe jest życie w symbiozie z naturą i nie zmieniają tego nawet nieustannie poszerzające się terytoria miast. Kowal godzi to, co naturalne z tym, co związane z cywilizacją. Jego podmiot równie często bywa na łonie natury, jak w KFC i w obu tych przestrzeniach doznaje wzruszeń, dokonuje ciekawych obserwacji, doświadcza tego, co zewnętrzne. Jestem w stanie sobie wyobrazić, że gdyby żył Edward Stachura, tak właśnie dzisiaj by pisał. Podobieństwo widoczne jest nie tylko w postrzeganiu przyrody, ale w ogóle w relacji podmiot-rzeczywistość.

Bohater wierszy z Najmniejszych przebojów to taki trochę hipster. Miłośnik herbaty, gość, który o deszczu mówi siąpawica, ślizga się po różnych gatunkach muzycznych i zna się na literaturze oraz filozofii. Ciężko go rozgryźć, bo – jak to u hipstera – nie wiadomo, gdzie kończy się szczerość, a zaczyna świadoma gra i kreacja. W każdym razie jest to spójne i ja temu wierzę, chociaż w niektórych miejscach wyraźnie widzę mrugnięcie okiem czy nawet realizację z góry założonej pozy. Na ogół jednak ma się poczucie, że mówi do nas ktoś niezwykle wrażliwy, kto czuje bardzo mocno i nie jest w stanie wszystkiego w sobie pomieścić. Zwracałam uwagę na podobieństwo do Stachury i przejawia się ono także właśnie we wrażliwości podmiotu, a ta z kolei widoczna jest na wielu płaszczyznach. Po pierwsze – choć, owszem, zdarza się bohaterowi wysłać sms-a o treści człowieniu, (…) dupeczka, 9/10 – mamy tu do czynienia z silnym pragnieniem miłości wyrażanym bardzo wprost i jednocześnie z dziewczyną podobną do Gałązki Jabłoni. Chęć doświadczenia realnej bliskości jest właściwie nadrzędna, najczęściej jednak niemożliwa do osiągnięcia w żadnym ze światów: ani tym związanym z naturą, ani tym związanym z cywilizacją, przy czym w tym drugim samotność jest jeszcze bardziej dotkliwa (idę po kolejną porcję frytek; / z dali dobiega znana piosenka, nie pamiętam tytułu, / ale wiem, że miałem to jako dzwonek kilka lat temu. / teraz już dzwonka nie potrzebuję, / bo i tak mam wyciszony.). Po drugie – frazy Kowala bywają bardzo liryczne. Te teksty biegną właściwie dwutorowo, z jednej strony swobodnie operując językiem internetu (#internet taki inspirujący #poezja taka nowoczesna #papiesz #haiku społeczeństw postinformacyjnych), a z drugiej bez wahania mówiąc każda gwiazda ma w sobie słowo, / niebo jest najczystszym wierszem. Najlepsze jest to, że nie ma w tym zgrzytu, a – wręcz przeciwnie – czytelnik doświadcza poczucia spójności. Autor na te rozbieżności przygotowuje odbiorcę już od samego początku: na moim pograniczu wszystko żyje w symbiozie – technika, przyroda, / cokolwiek innego i rzeczywiście o symbiozie należy tu mówić. Po trzecie wreszcie – poeta nie boi się wielkich deklaracji. W wielu kwestiach jest bezkompromisowy, a jego dążenia są absolutnie maksymalistyczne. Niejednokrotnie pojawia się patetyzm, który podkreśla zaangażowanie podmiotu w świat (znam prawdę wartą wiersza i / będę jej bronił aż do śmierci). 

Podmiot tych tekstów jest w sytuacji nieustannego rozdarcia. I nie chodzi tu o kwestię natura/technika, bo – jak ustaliliśmy – możemy mówić o symbiozie tych sfer, ale raczej o miotanie się między chwilami spokoju, radości i piękna, a momentami absolutnej, bezdennej rozpaczy. Czasem osobie mówiącej udaje się posłuchać własnej rady udzielonej na samym początku tomu: człowieku, wdychaj wonne dymy, popatrz na burzę, / co daleko zalewa sąsiadom nowe samochody / i przez chwilę nie pytaj nikogo, jak żyć. Wtedy po prostu chłonie dostępne wrażenia, cieszy się wszystkim, co może poczuć, rezygnuje z zadręczania się rzeczywistością. Ale bywa też tak, że całe to patrzenie i słuchanie jest na nic, że nawet herbata nie pomaga i z całą jaskrawością dostrzega się, że piekło jest tu, a nie w innych. Kowal właściwie – trochę wbrew tej deklaracji z pierwszego wiersza – mówi, jak należy żyć, a jeszcze bardziej jak żyć nie należy. Przede wszystkim jednak każdemu z nas włącza stoper, każe patrzeć na drzewa, ptaki, światło. Być może brzmi to banalnie, ale miło przejść się na taki spacer i poczuć chociaż przez chwilę, iż nie jest to samotna podróż.

Istnienie wyspy tak małej, z tak nielicznymi mieszkańcami i tak bardzo oddalonej od świata zdaje się nierealne, jakby to była bajka z dzieciństwa albo miejska legenda, jakby ktoś to wymyślił, #taki_trochę_San_Escobar. I jakby tego było mało, nazwa tej wyspy zawiera w sobie słowo Tristan. Mnie automatycznie odsyła to do Tristana i Izoldy, miłości niemożliwej do spełnienia, naznaczonej od początku cierpieniem i skazanej na klęskę. Do historii, w której natura odgrywa bardzo ważną rolę, bo to ona sprzyja bohaterom i łączy ich po śmierci. Najmniejsze przeboje z Tristan da Cunha mają w sobie coś z tej celtyckiej legendy. Damian Kowal mówi za Spancerem Madsenem: can you help me be happy. Odpowiedź na to pytanie nie jest oczywista, ale zawsze można włączyć radio i zaparzyć herbatę. I będzie to jakieś wyjście.

Anna Mochalska

Autor: Damian Kowal
Tytuł: Najmniejsze przeboje z Tristan da Cunha
Wydawca: Stowarzyszenie Pisarzy Polskich Oddział w Łodzi, Łódź 2016
ISBN: 978-83-62733-42-2

Aktualny numer - Strona główna

Powrót do poprzedniej strony


© 2010-2019 Stowarzyszenie Salon Literacki.
Kopiowanie treści zawartych w serwisie wyłącznie za zgodą Redakcji i podaniem źródła pod cytowanym fragmentem, w przypadku portali internetowych - linkiem do serwisu salonliteracki.pl.