W najnowszym numerze...

×

Wiadomość

Failed loading XML...
Andrzej Stasiuk - Osiołkiem

Leciałem Aerofłotem do Irkucka i się dziwiłem, że obsługują stewardesy, a nie tresowane niedźwiedzie – tak o swoim wylocie poinformował Stasiuk Jerzego Pilcha, a było to kilka lat wcześniej i chociaż w 2010 roku spadł ten nieszczęsny, jak sam nazywa, samolot i powinienem siedzieć na dupie, to tym razem zapakował Osiołka i ponownie udał się w podróż. Gdzie? Cała wyprawa została dokładnie opisana w najnowszej książce Andrzeja Stasiuka Osiołkiem. Książki tego pisarza są inne. Wyróżniają się w bibliotece, nie każdy po nie sięga, ale mają swoich wiernych czytelników.

Autor często przyjeżdża w moje strony, do Gorajca, na Wschód. To zaprzyjaźniona z właścicielami Chutoru Gorajec dusza. Co roku w lipcu, na Festiwalu Kultury Pogranicza Folkowisko w Gorajcu, można posłuchać jego opowieści, które w swej formie, uciekają od tradycyjnego spotkania autorskiego. Nie ma sztywnego wystąpienia. Jest śmiech, żartowanie, dogadywanie, przesiadywanie do późna w nocy, ale i cisza, gdy zaczyna snuć swoje opowieści z wędrówek po różnych krajach. Były lata, kiedy przyjeżdżał spóźniony albo nie było go wcale, ale to dlatego, że był na wędrówce – wyruszał w świat, nieważne czy samolotem czy osiołkiem. Ale nawet nieobecny, pozostaje członkiem folkowiskowej rodziny i za każdym razem „czaruje”. Nie zabiera nas w podróż do Paryża do Luwru albo do Tunezji pod palmę, ale w bliskie nam tereny.

Ta książka to kolejna podróż ze Stasiukiem po krajach związanych z polską historią, ale bez patrzenia sentymentalnego, bo te okulary zgubił już wiele lat temu. To trzeba wiedzieć. Przez przemyślenia, spostrzeżenia czy rozmowy z innymi jesteśmy wprowadzeni w temat, ale nie ma szczegółowych opisów tego, co miało miejsce kiedyś. Ciekawy czytelnik sam musi odszukać brakujące elementy. Z własnego doświadczenia wiem, że eksplorując tereny wcześniej będące w naszych granicach, np. wędrując po szczytach Czarnohory, wchodząc na Popa Iwana (Biały Słoń), gdzie Polacy wybudowali obserwatorium astronomiczno-meteorologiczne, a po drodze kilka schronisk, które obecnie są w ruinie, to człowieka pęta złość, bo przecież to było nasze. Tylko, że są miejsca, które należały do nich, a teraz pozostały im tylko wspomnienia i podróże. Czy w tej kwestii jest jakaś sprawiedliwość? Stasiuk jej nie poszukuje. To nie jest książka historyczna ani rozliczeniowa, ale podróżnicza. Opisuje realne oblicze tego, co dzieje się w danym momencie za wschodnią granicą, bo: w jednym państwie, odległym zaledwie o 30 kilometrów, trwa wojna, bo „majdan” może mieć dwie twarze, bo przecież nikt nie wcisnął pauzy, więc rzeczywistość  często wymyka nam się spod kontroli. Stasiuk podróżował zielonym osiołkiem, który momentami robił się niesterowną wersalką, tyłek mu uciekał. Znaczy samochodem, który tak zdrobniale nazywał. Jego wyprawa wiedzie przez: Polskę, Ukrainę, Rosję i Kazachstan. Każdy kraj ma swoje auta i swoje z nimi problemy a dochodzi jeszcze tematyka psiarni (policji), często napotykamy więc informacje o samochodach. Pewną metodą, by czytać ze zrozumieniem, jest usiąść z wujkiem Google bo nagle wersy rzucają w oczy: gaz-69, gaz-51, gaz-AA, MB 100, Lublin-51 i inne. Kiedy przełoży się ostatnią kartkę książki wiadomo już, że w Kazachstanie jeździły czarne land cruisery, w Kirgistanie hondy zaś na wschodzie nad jeziorem Issyk-kul jeździły same audice 100. C3, piętnasto-, dwudziestoletnie. Dane zaobserwowane. Sprawdzone. Oczy widziały. Jego opisy są jak przewodnik. Jasno podaje w jakiej miejscowości skręcić w prawo czy w lewo, więc jest niczym pilot. Jazda autem jego śladami nie sprawiałaby trudności.

Fakt, niektóre przemyślenia dotyczące współczesnych aut, a szczególnie słownictwo przesiąknięte momentami ironią, rozśmiesza czytelnika, bo kiedy samochód odmówi posłuszeństwa: I te wszystkie systemy: ABS, ASR, TCS, stres-dupes oraz cała reszta. A zaraz jeszcze zaparkuje za ciebie, znaki będzie czytać, wycieraczki włączać, w lusterka patrzeć, pilnować, żebyś se nie drzemnął, odległość sprawdzać, białej linii się trzymać, wszystko po to, żeby ta korona stworzenia, ten wypielęgnowany gnojek, dwudziestopierwszowieczny kierowca broń Boże sobie krzywdy nie zrobił, żeby się śmierdziel jeden nie przemęczył i wydepilowane dupsko dowiózł. W piździec z tym. Kiedyś wyprawa i jazda to były heroizm i wyzwanie. A teraz w dziurę wjedziesz, to ci się wszystkie światła zapalają, osiemnaście poduszek odpala, satelita zgłasza śmiertelne niebezpieczeństwo i za pięć minut jest pogotowie, straż pożarna i wsparcie psychologa. Szamani układu smarowania muszą być wyszkoleni. Tak jest teraz. Sam człowiek nie naprawi. Dobrze, że żyjemy w erze telefonów, to możemy zadzwonić po pomoc, a jak sprytnie ubezpieczymy naszego osiołka, to nawet dostaniemy auto zastępcze. Stasiuk żartem, ale wyraźnie wypowiada swój stosunek do nowoczesnych samochodów, zaś jeszcze dobitniej automatów. Kwituje to stwierdzeniem, że jak się prowadzi „staruszka” to człowiek wszystko ma zajęte. Głowę znaczy, zmysły i kończyny. I czuje jak to tam wszystko bzyczy […] wszystkie te nowe auta są trochę wbrew naturze.

Pora żebym zabrała was w podróż, śladami Stasiuka. Bez obaw. Przecież sam autor stwierdza, że człowiek został stworzony jako istota heroiczna, a nie jakiś piździelec. Ukraina i Rosja – dwa kraje, które mogą zmienić nasze nastawienie do świata. W pierwszym ciągła obecność Bandery, choć, o dziwo – jak zauważa – nie ma jeszcze na bankomatach naklejek z jego podobizną. Pisarz na każdym kroku napotyka coś, co łączy się z tą osobą, np. nazwa ulicy. Stasiuk pisze, że Bandera nikogo mu nie zabił, zaś Sowieci niczego mu nie odebrali. Jak wjeżdżałem, to nie przychodziło mi do głowy, że do jakiejś dawnej Polski wjeżdżam (Lwów). Jednak na kolejnych kartach czytamy: No więc trochę mnie wkurzała ta Ukraina ze swoją bliskością, pobratymstwem i że mniej więcej wiadomo, o co z nią chodzi. Niby się wyjechało, a zarazem nie bardzo. Bo przecież jak jechać, to w pizdu na skraj kontynentu, a nie Banderę oglądać i niedźwiedzie, którym trampki spod sztucznego misia wystają. Kontrowersyjna postać, jednak Stasiuk jest ostrożny w wypowiadaniu swojego zdania. Nawet pisze na kartach książki, co brzmi jak tłumaczenie, że nie ma zdania.

Kolejny kraj to Rosja i czytamy: Nie jeździło się tam bo po co wybierać się w czarną przeszłość, jak się powinno w przyszłość świetlaną. Ta przeszłość chodziła za nim. Kości umarłych Polaków, pochowane w zbiorowych mogiłach, straszyły. Ruski proponował nawet, żeby ekshumować je z jego kraju. Ten fragment książki czyta się ze szczególnym zaciekawieniem. Przy innej rozmowie z popem padają słowa, które brzmią i dzisiaj chociaż usta są zamknięte: od czasów Katarzyny wam to powtarzaliśmy, a wy nic, tylko ta wolność i wolność. Jaka może być wolność między nami a Germanią? No jaka? To nie jest wolność, tylko pech. Tak. Te słowa wyprowadzają z równowagi i nie tylko te. Zresztą zapis wizyty Stasiuka w Rosji to potok wulgaryzmów. Ta część książki chyba ma największą nerwowość. Może odzwierciedla nastawienie większości z nas do tego kraju. Trudno wtedy o spokój.

Część pierwsza obfituje w zdrobnienia: śrubokręcik, papierek czy kropelka. W pozostałych krajach, występujących na trasie, autor ich już nie stosuje. Znika ciepło i matczyny stosunek do tego, co spotyka na swojej drodze, bo zaczęło się prawdziwe życie. Pojawiają się wulgaryzmy (np. delikatne ani chu-chu), słowa żargonowe, skróty z mowy potocznej (meila, benza, amory, glina), a są też słowa, które rozbrajają sytuację (stres-dupes). Se istnieją, jakby to powiedział Stasiuk, bo bardzo często używa tej kolokwialnej formy zaimka zwrotnego sobie. Jednak pewnie to celowe bo wprowadza język stylizowany na potoczny.

Gdyby tę książkę autor zamieścił w formie bloga tematycznego w Internecie, miałby wiele komentarzy pod każdym nowym wpisem. A że każdy ma inne zdanie na ten sam temat, więc kolejny spór gotowy. Takie narodziny nie zawsze przynoszą pozytywny skutek. Każdy z nas ma swoje rodzinne historie i swoje podróże, które prostują to, co zostało usłyszane i przeczytane w mediach. Stasiuk zabrał ze sobą Z., ale każdy, kto przeczyta tę książkę może czuć się jak pasażer na gapę w Osiołku.

Urszula Kopeć-Zaborniak

Tytuł: Osiołkiem
Autor: Andrzej Stasiuk
Wydawca: Wydawnictwo Czarne 2016
ISBN: 978-83-8049-378-0

 

Aktualny numer - Strona główna

Powrót do poprzedniej strony


© 2010-2019 Stowarzyszenie Salon Literacki.
Kopiowanie treści zawartych w serwisie wyłącznie za zgodą Redakcji i podaniem źródła pod cytowanym fragmentem, w przypadku portali internetowych - linkiem do serwisu salonliteracki.pl.