Drukuj
Katarzyna Zając - Pęknięcia

Katarzyna Zając napisała zbiór nostalgicznych wierszy. Oniryczna atmosfera, częste odwołania do snów i przesądów ludowych, tu i ówdzie przebijająca atmosfera grozy każą szukać podobieństw z poetami Romantyzmu i niejedna Goplana wychyli się z „Pęknięć” w takiej czy innej postaci. Tomik dotyka interesujących sfer. Autorka ma swoistą i dość oryginalną wyobraźnię, która pozwala ją rozpoznać i odróżnić w tłumie innych poetów. Mimo wszystkich tych zalet pozostaje po lekturze uczucie niedosytu, monotonii, trudnej do określenia jałowości.

W najlepszych momentach wiersze całkowicie poddają się poetyce snu, z wdziękiem gubią więzi przyczynowo - skutkowe, rwą wątki, niczego nie wyjaśniają, są jak rekwizyty budujące nastrój i nie domagają się niczego więcej. W tej roli wypadają przekonująco. Nie jest to jednak reguła i zdarza się, że owe rekwizyty są albo niedostatecznie starannie ustawione, albo źle dobrane. Być może przyczyną jest monotonia zbioru trzydziestu siedmiu wierszy mających w zasadzie tę samą tematykę i ten sam nastrój. To sporo, potrzeba nie lada kunsztu, żeby utrzymać napięcie, modulować atmosferę, nie wyczerpać środków, nie powtarzać pomysłów, nie utracić świeżości. Zwłaszcza, że każdy kolejny wiersz nie tyle posuwa do przodu jakiś pomysł twórczy, co raczej zatrzymuje w miejscu i choćby to było najbardziej niesamowite miejsce (a nie jest), szybko się wyeksploatowuje. Można więc powiedzieć, że pomysł i założenia są niezłe, gorzej z realizacją. Jest to metoda na pięć - dziesięć wierszy, tych najlepszych (jak „światełka”, „bliźniaczki”, „zagubiona”), tych z najwyższym napięciem, najsolidniejszych. Do wypełnienia książki potrzeba jednak czegoś więcej. To samo dotyczy poszczególnych tekstów, które bywają niepotrzebnie rozwadniane niewiele wnoszącymi wstawkami, dłużyznami, przestojami wypełnionymi fabułą, z której nic nie wynika.

Największym problemem wydaje mi się jednak pewna niezgrabność metaforyki. Obraz powinien być proporcjonalny, nie powodować groteskowego dysonansu. Poza swoim znaczeniem przenośnym powinien się bronić samodzielnie. Otóż u Zając zdarzają się często przenośnie które zachowują swój sens na płaszczyźnie symbolicznej, jednak sama ich konstrukcja i warstwa dosłowna całkowicie rozbija klimat, niekiedy dobijając kontekst. Trudno opanować wyobraźnię wobec niektórych zabiegów stylistycznych, a pojawiają się choćby takie obrazki, nijak nie osadzone w atmosferze wierszy:

jutro z gardła wyjedzie towarowy

chrabąszcze jak małe helikoptery wplątywały się we włosy

(rzeczywiście, to typowe zachowanie helikopterów)

samochód jest wielkim kotem, który kołysze nas w brzuchu

nocami tańczę na parapecie

w dali żagle, sukienka nabrzmiewa od wiatru

Ale obok tych komicznych wpadek zdarzają się znakomite sceny. W tym samym wierszu, w którym spotykamy się w brzuchu wielkiego kota, znajdujemy świetnie rozwiązane zakończenie, przejmujące, czerpiące z nastrojowości symbolistów:

zwalony pień zagradza szlak. już jesień z ciężkimi
chmurami i zbutwiałymi liśćmi, nie sposób uchwycić lata.
na drodze do miasta leży ciało łani. śnię aż do
listopada, że ją przejechaliśmy. widzę, jak koziołkuje,
odbija się od maski. śmiejesz się,

mimo to za każdym razem, gdy wiatr uderza w szyby,
słyszę płacz jej młodych, stukot racic.

(przeczucie)

Skąd takie niekonsekwencje? Być może na etapie przygotowania materiału niedostatek krytycznych konsultacji nie pozwolił wyzyskać zarówno potencjału wyobraźni poetyckiej Zając, jak i potencjału tematu, który powinien się okazać nośny. Rzeczywiście, nawet osoby narzekające na manierycznie pojawiające się od dawna w krajowej poezji (i rzeczywiście mocno już wymięte) wątki dziadka i babci, staropolskiej wsi, zapachów ciasta, trawy, owoców, itd., nie obawiają się zachwalać „Pęknięć”, pomimo, że nie wnoszą nic świeżego do tego stylu pisania. Jest to jednak dobry punkt wyjścia, być może doświadczenia zebrane na debiucie pomogą w układaniu materiału na kolejny tomik.

Na koniec dwa zdania o jakości wydania. Tomik jest nagrodą w konkursie „O laur lipowego wzgórza”, wydany został przez Dom Kultury w Tuchowie. Zrobiono to niezbyt starannie. Dobrze, że książka ukazała się w ogóle, natomiast słaba jakość druku i oprawy, błędy typograficzne, prowizoryczne rozwiązania (np. zastosowanie różnej wielkości czcionek dla różnych wierszy, prawdopodobnie z powodu oszczędności papieru - teksty nie mieściły się na szerokość) - to nie jest ani zachęta dla debiutującego autora, ani dobra reklama dla konkursu. Mała Poligrafia Redemptorystów nie popisała się.

Sławomir Płatek

 

Autor: Katarzyna Zając
Tytuł: Pęknięcia
Wydawnictwo: Dom Kultury w Tuchowie, Tuchów 2011
ISBN: 978-83-7631-276-7

 


Publikujemy jednocześnie dwie recenzje tej samej książki. Wzbudziła ona sporo emocji, spróbujemy więc pokazać dwa różne punkty widzenia. Druga recenzja jest tutaj.

 

Aktualny numer - Strona główna

Powrót do poprzedniej strony


© 2010-2019 Stowarzyszenie Salon Literacki.
Kopiowanie treści zawartych w serwisie wyłącznie za zgodą Redakcji i podaniem źródła pod cytowanym fragmentem, w przypadku portali internetowych - linkiem do serwisu salonliteracki.pl.