Drukuj
Leon Zdanowicz - Opowiastki opowiadające

Książka Leona Zdanowicza Opowiastki opowiadające robi wrażenie. Intryguje już przemyślnym zapisem tytułu, który można przeczytać zwyczajnie Opowiastki opowiada Leon Zdanowicz. Lepiej jednak nie pomijać dziwnej końcówki „jące”, bo stanowi ona  zapowiedź ciekawej warstwy językowej opowiadań. Owa końcówka ma znaczenie dla zawartości całej książki, zarówno w treści jak i w formie, bo nie jest to zwykłe opowiadanie zdarzeń, lecz, jak to sam autor nazywa, „opowiastkowanie”, którego należy słuchać, bo tylko wtedy jest autentyczne.

I tu koniecznie muszę zwrócić uwagę na ukrytą w grafice okładki, a niespotykaną w codziennych lekturach możliwość, jaką daje potraktowanie przez autora słowa. W opowiastkach słowo zawiera w sobie czas i przestrzeń. I nie chodzi o znaczenie, jakie słowo niesie, ale o jego graficzny zapis i wygłos. Tych walorów języka, jakim opowiada Leon Zdanowicz, doświadczyłam słuchając „opowiastkowania”, co zresztą zaleca zarówno autor w tekście, jak i wydawca Bogdan Zdanowicz w Słowie od wydawcy.

Przeciąganie wyrazów, dzielenie ich na części, wykręcanie, rozciąganie, łączenie daje niesamowite odczucie czasu. Dzięki tym zabiegom słowo jest warte tyle, ile czas, w którym jest wypowiadane, a zabiegi te potrzebne są do budowania napięcia, do dozowania i kontrolowania emocji opowiadającego i słuchaczy. Zwykle w opowiadaniach efekt ten uzyskuje się za pomocą dygresji wplątanych w fabułę. Nie ucieka od tego i Leon Zdanowicz, ale uzyskuje to głównie za pomocą eksperymentów na żywym organizmie słowa, czyli za pomocą dzielenia na sylaby, powtarzania końcówek wyrazów, zmieniania ich, udziwniania i nadawania nowych znaczeń, wydobywania z konstrukcji słownych wieloznaczności. A wszystko dla opisania świata realnego, dla podkreślenia absurdalnej peerelowskiej rzeczywistości-oczywistości małego miasteczka na ziemiach odzyskanych.

Mimo, że autor pisze, iż jego opowieść „nawija się jak rzeka na bęben”, czytelnik musi pokonać zawiłości języka, poczuć jego rytm, by rozsmakować się w nim, wykorzystać wszystkie udziwnienia dla odnalezienia bohaterów w opisanej przestrzeni zawartej w kwadracie, którego centrum stanowi kiosk z piwem, wokół którego orbitują stali bywalcy i przygodni słuchacze – krąg, do którego nie tak znowu łatwo się zbliżyć, bo i nie łatwo się „zakolegować” nie będąc sprawdzonym.

Zdarza się w życiu tak, że to, co nas mocno dotyka, i to aż tak, że nazywane jest złym losem, ową ironię rekompensuje przeżyciami niedostępnymi dla innych. Tak było i przy lekturze „Opowiastek”, ponieważ nie mogłam ich przeczytać sama, wrażliwym uchem wsłuchałam się w ich swoisty ton. Dzięki doskonałej interpretacji mojej lektorki „Opowiastki” zabrzmiały autentycznie, a zarówno moja, jak i jej znajomość realiów lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych ubiegłego stulecia dodawała im pieprzyka.

Opowiadania o życiu ludzi zdominowanym przez historię to kolejna warstwa książki, której nie sposób przegapić. Dojrzewanie w środowisku ludzkiej mieszaniny, gdzie nie mówiło się wprost o pochodzeniu, bo nie wiadomo, na jakiego słuchacza się trafi i co z tego wyniknie, nadaje „Opowiastkom” klimatu tajemnicy otaczającej ludzi, ale w końcu jakiej, skoro w małym miasteczku wszyscy o wszystkich wszystko wiedzą, a jeśli jeszcze nie – to się wkrótce dowiedzą. Opowieść o listonoszu Jutku, o Tamankach i wielu innych są tego przykładem.

O czym jeszcze „opowiastkuje” Leon Zdanowicz? O życiu w czasach pegeerów, akademii i czynów społecznych. O dojrzewaniu w klimacie „etosu” pracy, o budzącym się erotyzmie, o życiu, jakie i ja pamiętam, choć nie zbierałam stonki, ale za to ziemniaki, na pegeerowskich polach, gdzie jeździło całe nasze liceum. O życiu, które dla wszystkich bohaterów książki ma wspólny mianownik, a jest nim rozrywka i miłość. I rzekłoby się – to jest piękne i pewnie taki rys ma we wspomnieniach, ale autor nie ograniczył się do sielankowego obrazka, a konsekwentnie pokazał jakość doznań związanych z dorastaniem i dojrzewaniem do miłości. I jest to przerażający obraz, który kojarzy mi się z ogromnymi malowidłami Franciszka Starowieyskiego, gdzie miłość sprowadzona jest do kopulacji, z piękna ogryziona do kości (Nait klub).

Opowiastki opowiadające są w obszernych fragmentach prozą poetycką nasuwającą skojarzenia z powieściami Edwarda Stachury. Mocno osadzone w realiach powojennej prowincji ziem odzyskanych są teraz jej wiernym obrazem. Doskonale oddają poczucie  tymczasowości osadników. Krytyczny, nie nachalny stosunek do narzucanych przez totalitaryzm i ideologię postaw społecznych jest wartością książki. Kończy ją wymowny obraz zaorywania głównej ulicy miasteczka. Ten kapitalny zamysł wydawcy jest podsumowaniem przesłania autora.

Ech… chyba pokuszę się o moralizatorstwo i napiszę coś takiego: Opowiastki opowiadające Leona Zdanowicza to lektura, przy której można zemdleć ze śmiechu, a potem ocknąć się w zupełnie innej rzeczywistości, ale czy tak zupełnie innej?

Magdalena Krytkowska

 

Autor: Leon Zdanowicz
Tytuł: Opowiastki opowiadające
Wydawnictwo: Bogdan Zdanowicz, Kraków 2011
ISBN: 978-83-933713-1-0

 

Aktualny numer - Strona główna

Powrót do poprzedniej strony


© 2010-2019 Stowarzyszenie Salon Literacki.
Kopiowanie treści zawartych w serwisie wyłącznie za zgodą Redakcji i podaniem źródła pod cytowanym fragmentem, w przypadku portali internetowych - linkiem do serwisu salonliteracki.pl.