Drukuj
Teresa Rudowicz - Podobno jest taka rzeka

#
Śniło mi się, że jestem Teresą Rudowicz. A może Anetą Kolańczyk? To bez znaczenia. Ten paradoks – opozycja imion i nazwisk – we śnie stawał się łatwy do „zrozumienia”; we śnie – jakim jest poezja.
Byłem rzeką, która toczy kamienie. Omszałe od historii i drogi, od ziarnka piasku, od głoski do słowa, do zdań zamienionych w opowieści. Czułem, że tylko w ten sposób mogę „zrozumieć autora lepiej, niż on sam siebie zrozumiał”.* Stanąłem przed próbą, chcąc sprostać zadaniu odczytania – rozpoznania tego, co jest wyróżnikiem osobowości Anety Kolańczyk, co tworzy postawę poetycką Teresy Rudowicz: „dokonać w sobie odtworzenia cudzego życia”*:
„moje kamienie też ciążą
dopóki widzę odbicie
wezmę się w cudzysłów”
(słowo – wierszyk pożegnalny)

#
Rzeka, która wypełniała sen, niosła w sobie to wszystko, co napotkała po drodze: okruchy, strzępy roślin, materii, najczęściej tylko odbicia: obrazy świata realnego i wyobrażonego, wyszukane i mocne metafory obok jednak pospolitych fraz (frazeologizmów – frazesów), które czasem otwierały się na Niewypowiedziane, lecz zazwyczaj były tylko pułapką, w którą wpadamy mówiąc, klatką ze słów oddzielającą nas od siebie samych. Połknąłem szybko te kamyki „światła tańczącego na ścianie” i „błysku iskrzących myśli” – na przekór twierdzeniu poetki, że to mogły być „wyplute zęby”, które „zamieniały się w robaki // teraz są w brzuchu, jedzą od środka”. Bez obawy.
Chcę przez to powiedzieć, że materia tej rzeki, struktura wyobraźni, zawiesina myśli, faktura wyrazów i brzmień są w zdecydowanej większości doskonale funkcjonującą całością. Nie budzą ze snu (i zastrzeżeń). Budzą skojarzenia, emocje. Pozwalają płynąć do końca („zahaczyć o puentę”).

#
(Szanowny Czytelniku! Jeśli nie nadążasz za skrótami wywodu, topisz się w tej rzece – to powinieneś wrócić do źródła, do tekstu wierszy. Kup książkę Teresy Rudowicz „Podobno jest taka rzeka” wydaną latem 2012 r. w Szczecinie przez Zaułek Wydawniczy „Pomyłka”. Dalej czytasz na własne ryzyko).

#
O co w tym wszystkich chodzi? Płynąc, dając się unosić snom, nurtowi – odnosiłem wrażenie, że idzie tu o wszystko. O wypowiedzenie historii wielu ludzi i jednego życia. Rzeka staje się podmiotem lirycznym, nie głosem jednej poetki (choć w dwóch „osobach”), lecz narracją wielu ludzi (wypowiadających się wprost albo w mowie zależnej – co pozwala podejrzewać autorkę o prozatorskie skłonności). Zauważono już w omówieniach, że jest to próba opisania historii „kobiety” (od dzieciństwa przez wszystkie okresy dojrzewania, aż po śmierć). Ale pojawiają się również „narracje męskoosobowe” pełniące nie tylko funkcję podrzędną (tło historyczno-psychologiczne) dla pozostałych tekstów. Można zatem mówić o próbie uniwersalizowania losu, który nie jest zależny od płci; każdy z nas ma w sobie, potencjalnie przynajmniej, wzór „drugiej połówki”. Tylko dar wielkiej empatii pozwala objąć sprawy „całego świata”; nie ma w tej książce spraw wymyślonych, historii sztucznie wykreowanych, postaci papierowych.

#
Ta poezja jak rzeka zbiera w sobie opowieści, wysławia je, aby ujawnić światu ból i ekstazę, rzadko liryczny sentyment. Podstawowe nurty możemy opisać już na kanwie pierwszego w książce wiersza. To historia skrzywdzonej pięcioletniej kobiety (jest w tekście spora perspektywa czasowa), do której „Tamto przyszło” (strach obcinania włosów, w których „siedzi diabeł”, a potem „zła miłość” – skrzywdzenie przez wujka). Po latach skutkuje to przyjęciem postawy „znikania” (wstyd przed sobą, ale też rozdwojenie jaźni na tę „co czeka, maluje paznokcie”). A dziś, z perspektywy dorosłej, obie postawy (postacie) są na równi akceptowane, choć skutki psychiczne przerażają. „Od dawna gryzę ziemię” – pisze poetka – „przeczę samej sobie”.
Spróbujmy wypowiedzieć „słowa” (tematy), które są przywoływane, opisane i rozmyślane w całym tomie. Problem tożsamości, radzenia sobie z traumą, ale także szukania siły i wartości w tym, co przeszłe. Całe skomplikowane zagadnienie kobiecości we współczesnym świecie (nie znajduję tu postaw radykalnego feminizmu, ale zdecydowaną demonstrację odmienności emocjonalnej oraz praw do bycia kobietą – sobą – osobą). Problem wolności wyborów, ale też odpowiedzialności za decyzje i czyny („przyzwoitość”). Interpolując nieco sensy odczytane w tym rozpoczynającym tom wierszu, można mówić również o samotności (brak kontaktu, niemożliwości porozumienia – dziewczynka ma tylko lalkę-pajacyka), o mroku codzienności (Ciemna Dolina) i braku siły wiary w Światło („Nie chcę patrzeć pod światło”). Są też sny, bo zmory (zmory bo sny?) – („Urwałam / łeb, wyrosły nowe. Patrzą”).

#
„Co to znaczy wyjść z siebie”? – „zrobić coś z resztą życia”. W tym kontekście zapis (notowanie – tworzenie) jest terapią.
„będę każdej nocy zdzierać skórę
warstwa po warstwie do najgłębszej winy
strącać w przepaść wierszy”
(*** dokonało się nim…)
Jej efektem może być stan, gdy „mówiąca w wierszach” jest już w końcu „przeszyta na nową stronę”. Przy czym to przeszywanie można rozumieć jako przeniesienie (podróż) w inne miejsce, ale też jako przenicowanie – solidną pracę regeneracji z wykorzystaniem starego dla stworzenia nowego egzemplarza (wg trochę innego modelu, kreację ogranicza w tym wypadku materia). Żałoba zostaje odbyta, przepracowana; jesteśmy uwolnieni od straty i pustki.
Ale każdy zapis rządzi się przecież swoimi prawami. Nadbudowuje się nad tym, co chcemy wypowiedzieć. Wiersz „chciał odkryć nową całkiem nową prawdę / o której jeszcze nigdy nikt nie pisał”. Stąd zapewne postulat w pewnym sensie programowy: „muszę szukać / innych słów, odległych skojarzeń / w sam raz na wiersz”. Czy to realne, czy nie nazbyt proste? Jak pogodzić to czysto zewnętrzne podejście do wypowiadania z ekstatycznym wyznawaniem? Takim oto opisem procesu twórczego:
„ …jakby poezja
dopiero musiała się narodzić, na przekór dawnym wierszom, pewna nowych słów
wykrzyczę je wszystkie, aż do bólu w podbrzuszu, wyraźnego śladu
po cesarskim cięciu”.
(*** czy widzieliście jak on…).
To jedno z pytań wciąż obecnych i wciąż domagających się odpowiedzi. Aby nie spływać „papierową łódeczką” do niemożliwego, które „znaczy to samo, co pewne”.
„Wyjść z siebie” – to nie „z siebie najłatwiej zrezygnować”. To pozbyć się melancholii „śmiechu zamierającego w gardle”, sentymentu dziecięco bezradnego rysunku, niepewności „niewygodnej w lataniu”. Znaleźć inny obiekt (ludzi, światy, losy), który obdarzymy energią emocji. Śnić „sen bez tabletek”.

#
„Wyjść z siebie” to stać się rzeką. Opowieścią wielu języków, snów, śmierci.
„stoję teraz nad tą wodą czekam
aż przypełznie pod stopy
(…)
będę tam albo gdzieś indziej

albo się nie obudzę”
(znów śniłam wodę)
Życie brać w całym skomplikowaniu innego – innych. Do śmierci ćwiczyć się, przyzwyczajać, oswajać przez opowiadanie o innych – o sobie w ich losach („ścieramy się w proch” – „zamieniać w martwą naturę, bryłę”). Dać głos (swój głos) skrzywdzonym przez ludzi i bezosobową historię. Pytać: „czym jest sumienie”. I odpowiadać wcielaniem, ale też figurami z kanonu kulturowego. Zobaczyć, że sztuka podlega manipulacji: „zwierzątko artysta domaluje później, zakryje / wydatny brzuch, chwilowy kaprys, arcydzieło”. Że być może my także podlegamy: „ten co ich oznaczył, dobrze gra / w trzy karty”. – chodzi o „wybranych”, dla których ukryte jest „możesz” („pomiędzy masz a będziesz”).
Bunt wertykalny wyraża się w niejednoznacznych aluzjach. „światło nie spływa”, ale „sączy się (…) pod lewą piersią”. Jest „ulepiona z gliny na wzór i podobieństwo”, ale „swoje”. Teza, że „żaden z nich nie miał racji / albo mieli ją wszyscy”. A co z ziemskim szczęściem? Z wolnością wyborów? Człowiek tkwi „między / wiarą a obłędem”?
„co innego mówię co innego słyszysz
ostatnie słowo i tak należy do ciebie”
(sakrament pokuty i pojednania)
„dotknij Anno” – pisze Rudowicz o żonie Iwaszkiewicza i ich skomplikowanej relacji małżeńskiej (i każdego z osobna z innymi partner-k-ami) – „nie ma innego zmartwychwstania”. Jak poradzić sobie ze stanem zamieszania zmysłów? „Któż wie? Eunuch. Jedna z dróg wyjścia”.
Czy to wszystko może być tylko wynikiem skrzywdzenia pięcioletniego człowieka? Czy tamto przeżycie na zawsze oznakowało obraz świata? A nawet cały kosmos – „gotowy / na wielki wybuch”.

#
„wtedy wylały rzeki / i eden spadł”.
„woda ma swoje czary i swoje sekrety,
przenosi z wiatrem z miejsca w miejsce”.
„…nie lubi obcych
tylko boginki i topielice”.
(rzeki) „wszystkie i tak spłyną w jedno.

świt. otwiera oczy…”

#
I wtedy budzę się. Niestety – na szczęście.

Gordon Bezet (Bogdan Zdanowicz)

 


 

* – parafrazy cytatów (za artykułem prof. M.P. Markowskiego nt. hermeneutyki Dithley’owskiej).

 

Autor: Teresa Rudowicz
Tytuł: Podobno jest taka rzeka
Wydawnictwo: Zaułek Wydawniczy POMYŁKA, Szczecin 2012
ISBN: 978-83-933592-5-7

 

Aktualny numer - Strona główna

Powrót do poprzedniej strony


© 2010-2019 Stowarzyszenie Salon Literacki.
Kopiowanie treści zawartych w serwisie wyłącznie za zgodą Redakcji i podaniem źródła pod cytowanym fragmentem, w przypadku portali internetowych - linkiem do serwisu salonliteracki.pl.