Drukuj
Grzegorz Kwiatkowski - Radości

Są w tym tomiku śmierci i losy gorsze od śmierci. Nie ma tytułowej radości, chyba że będzie to radość dobrze spełnionego obowiązku: dania świadectwa sprawom, które nie powinny być przemilczane.

1. Grzegorz Kwiatkowski pozwolił mówić wielogłosowemu chórowi. Zgromadził w swojej książce poetyckiej wiersze-nagrobki, wiersze-wspomnienia, wiersze-lamenty. Wydają się wyrwanymi z większej całości fragmentami, ale w swej niekompletności stają się tym prawdziwsze. To strzępy świata, który minął (stąd dominujący czas przeszły, owo „znałem”, „wędrowaliśmy”, „gwałcił”, „skazał”, „ukrywałam się”). Historie zabitych i cudem ocalałych, którzy dobrze pamiętają ludobójstwo, a także świadków, którzy nie rozumieją przeszłości lub woleliby do niej nie wracać. Zza głosów obolałych, udręczonych, rzadziej – zobojętniałych i zgasłych przebija nadrzędna obecność gospodarza tomiku, który zbiera, niczym uważny reportażysta, ułamki zdarzeń i składa je w upiorną konstrukcję. W całość przesyconą współczuciem dla ofiar, uczestników i świadków zbrodni, które przerastają naszą wyobraźnię.

Autor Radości postawił obok siebie dwadzieścia dwa krótkie wiersze posiłkujące się cytatem, z tytułami wyrwanymi ze środka frazy, eksponującymi raz ironię odautorskiego „ja”, raz jego bezradność wobec brutalnej siły, z jaką zło panoszy się wszędzie, gdzie pozostaje bezkarne. Dzięki nim pokazał, że zabijanie może stać się „częścią pejzażu/ jak drzewa i cała reszta” (Sylvie Umubyeyi, ur. 1974, 28). Cytaty przemawiają najsilniej: antysemicka retoryka (sklepy), rozmowa z  pracującą w indyjskim burdelu dziewczyną (bezpieczna), wspomnienie trupów w mule rzeki i skojarzenie ich ze śniętymi rybami (ludzi) trafiają w sedno. Czytając nową książkę gdańskiego poety, trzeba odpowiedzieć tym głosom, tym tytułom, choćby wewnętrznym buntem.

2. Nagrobne epitafia rzadko przemawiają w imieniu zmarłego. Fikcja głosu zza grobu – w formie prozopopei – to zwyczaj upamiętniania obecności zmarłych w dawnych kulturach, zwłaszcza greckiej i rzymskiej. „Sta, viator!” – wołali do przechodniów z kamiennych stelli, prosząc o odczytanie imienia, wspomnienie ich losów, pośrednio – namysł nad ludzką śmiertelnością. Ten sam zamysł znalazł swe nowoczesne wcielenie w literackich pomnikach ze Spoon River, zebranych w słynnej antologii Edgara Lee Mastersa, na którą jawnie powołuje się Kwiatkowski.  Polski poeta zestawia ze sobą poetyckie mikronarracje żywych i zmarłych. Pozwala na przykład, by opowieść skoczka, który spadł, zamiast pofrunąć, zderzyła się z historią innego, który ironicznie wspomina rozsądną decyzję wycofania się ze sportu, umierając sparaliżowany, w domu spokojnej starości (Ernst Becker-Lee, ur. 1905, zm. 1940 i Walter Steiner, ur. 1951). Przede wszystkim jednak, miast – wzorem kronikarza zwykłego amerykańskiego miasteczka – wynieść przeciętność do rangi uniwersalnego archetypu, autor Radości decyduje się opowiedzieć traumę, która stała się normą, znakiem naszych czasów.

Można by protestować: Holokaust to już przeszłość. Ale ofiary Zagłady (jak osierocone, małe żydowskie dziewczynki Buzia Wajner i jej siostra Szulamit) pojawiają się w porażającej weryzmem galerii okrucieństw, zbrodni i obojętności, których świadkowie żyją nadal. Dobrze znane, swojskie nazwy miejscowości (Włodawa, Rokitno, Jedwabne...) przypominają, że „wszyscy oni śpią pod tą ziemią” (s. 15). Topos ubi sunt, otwierający poetycki tryptyk wydarł, wyprowadza nas poza rozliczeniową publicystykę. Relacje z bestialskiego prześladowania Żydów zderza z bulwersującym komentarzem, dowodzącym bezkarności przestępców i cichego przyzwolenia społeczeństwa na ich poczynania, zaś ostatnia część poematu jest przejmującym wołaniem nowego psalmisty:

o Panie
o Panie
Tyś wydarł nas z ich rąk
płonąc
płonąc w stodole
płonąc (s. 16)

Fragment doskonale odzwierciedla skomplikowane relacje nadawcze, wprowadzane przez poetę w monolog liryczny: po trosze skargę, po trosze modlitewne dziękczynienie, po trosze ironiczny komentarz. Czy wierni do końca żydzi wołają Jahwe, stając się ofiarą całopalną? Czy Bóg ginie wraz z nimi? Czy Jego śmierć ma w sobie ziarno wyzwolenia? Jedyny wiersz, w którym pojawia się perspektywa soteriologiczna, pozostawia po sobie szereg pytań bez odpowiedzi.

3. Radości jest zbiorem opowieści, których wolałoby się nie znać. Kwiatkowski odsłania przed czytającym teatr okrucieństwa, pełen perwersyjnych, sadystycznych scen. Pokazuje dostojeństwo i kłamstwo żałobnych ceremonii (znałem), karłowatą moralność genialnych jednostek (Catherine Blake, ur. 1762, zm. 1831), dobro i zło zamienione w swoje karykatury (bezpieczna). Zapętlone poetyckie sample podsuwają obrazy martwych ciał ludzkich, trupów saren, śniętych ryb, płonących dzieci. Pesymizm poety – opatrzony zresztą ironicznym komentarzem w wierszu kościoła – ma w sobie fascynujący, bo nieuchwytny rdzeń: jakąś pokorę wobec nieuchronności, fascynację ludzką siłą ducha, poczucie współodpowiedzialności za niepopełnione osobiście zło... Dzięki temu dwuznaczne wspomnienie o zbieraniu padliny jako „dobrze wykonanej robocie" (radości, s. 7) może patronować książce tak przesyconej współczuciem i pragnieniem sprawiedliwości.

Anna Spólna

 

Autor: Grzegorz Kwiatkowski
Tytuł: Radości
Wydawnictwo: Biuro Literackie, Wrocław 2013
ISBN: 978-83-63129-29-3

 

Aktualny numer - Strona główna

Powrót do poprzedniej strony


© 2010-2019 Stowarzyszenie Salon Literacki.
Kopiowanie treści zawartych w serwisie wyłącznie za zgodą Redakcji i podaniem źródła pod cytowanym fragmentem, w przypadku portali internetowych - linkiem do serwisu salonliteracki.pl.