Drukuj
Grzegorz Wróblewski - Namiestnik

Na temat tej książki pojawiło się naprawdę sporo komentarzy. Głos zabierał zarówno autor, jak i wielu recenzentów, krytyków, czytelników. Zdaje się, że dużo już powiedziano, wiele tropów zostało zdeszyfrowanych, wiele kodów zdekodowanych, wiele aluzji zinterpretowanych. Zwięzłość tekstów składających się na tę publikację, ich osadzenie w historii i kulturze oraz operowanie językiem potocznym, unikającym raczej piętrzenia metafor, skutkuje czytelnością i przystępnością. A mowa o Namiestniku Grzegorza Wróblewskiego.

Z pewnością część tez czy odczytań, jakie zaproponuję w tej recenzji, pojawiła się już wcześniej. Stopień komplikacji utworów zamieszczonych w Namiestniku nie jest na tyle duży, by mógł owocować skrajnie różniącymi się od siebie interpretacjami. Są kwestie, na które trzeba zwrócić uwagę, gdyż konstytuują one tę książkę i przesądzają o jej odrębności. Do atrybutów Namiestnika z pewnością należy rozpiętość rodzajowa: od poezji, aż po dramat, którego zresztą tytuł posłużył też całej książce. Autor rozpoczyna częścią poetycką New England, a kończy kameralnym dramatem Namiestnik. Po drodze czytelnik natrafia na Falę, w stosunku do której stosowane przez autora na blogu, a później powielane w recenzjach określenie „proza poetycka” wydaje mi się sporym nadużyciem, ale nie jest to kwestia na tyle istotna, by poświęcać jej tu więcej miejsca. Ważny jest sam fakt hybrydowości książki, a ta jest niewątpliwa. Czemu służy ten zabieg? Wydaje mi się, że istotne jest pokazanie, jak działa dialog w zależności od zastosowanej formy. Mowa wiązana sprzyja skupieniu na jednostce, która jest ośrodkiem wypowiedzi, stąd wszelkie rozmowy są tu raczej wspominane (Nadal mam w głowie naszą rozmowę w Central Parku.) lub przywoływane (/…/ Teraz spokojnie rozmawiamy o rewolucji / na Ukrainie.), a jeśli są prowadzone to poprzez zwrot do adresata bez konieczności jego uczestnictwa w rozmowie. Niemal cała część druga – Fala – posługuje się cytatem (użycie cudzysłowów), który ostatecznie często ulega odautorskiemu komentarzowi; podmiot odnosi się bezpośrednio do cytowanej wypowiedzi. Dramat zaś w sposób oczywisty opiera się na dialogu między postaciami, choć w tym przypadku nie jest to aż tak proste, jak mogłoby się wydawać.

Są elementy spajające wszystkie trzy części Namiestnika. To przede wszystkim skupienie na relacjach międzyludzkich i na wewnętrznie toczonych sporach oraz wpływ miejsca, otaczającej przestrzeni na człowieka. New England i Fala dotyczącą przede wszystkim sytuacji rozstania, pokazują to, co dzieje się po nim, włącznie z próbą samobójczą. Wyraźna jest tu konieczność rozpadu wszelkich więzi, niemożność znalezienia oparcia w innym człowieku, niemożność znalezienia oparcia w sobie. Podmiot tych tekstów szamocze się, znajduje się w sytuacji osaczenia nie tylko z powodu doznanej straty, ale także z przyczyn warunków zewnętrznych, naturalnych (otoczenie przez wodę). Ostatni tekst przed Namiestnikiem podkreśla także powtarzalność wszelkich doznań i zachowań (Panie Merrer, jakich ciekawych czasów dożyłem! / Czy za faraonów było jeszcze weselej? / Nie wiem, jak się Panu wtedy powodziło. / Używał Pan olejków i alkoholu?). Tym samym idealnie wprowadza w sytuację dramatu, w której odnajdujemy podobne do dotychczasowych tematy: rozpad więzi międzyludzkich, niemożność liczenia ani na innych, ani na siebie, spotęgowanie poczucia osaczenia (las otoczony mokradłami i jednocześnie obecność wrogich wojsk), ponowne wprowadzenie motywu samobójstwa i wewnętrznej niespójności.

Grzegorz Wróblewski o tej książce pisał tak: Rzecz o promieniowaniu miejsc i ich wpływie na metabolizm, a co za tym idzie na pracę naszego mózgu. Ocean lub zamknięte, klaustrofobiczne przestrzenie, mokradła. Strach przed brakiem możliwości wyjścia/odpłynięcia. W odniesieniu do dramatu powiedziałabym jeszcze inaczej: rzecz o miejscach i narosłej wokół nich symbolice. Tak las, jak i mokradła są wyraźnie obecne w kulturze i mają w niej również dosyć jednoznacznie przypisane znaczenia. Las łączymy z tym, co niezbadane, ciemne, tajemnicze. Utożsamiamy go z nieświadomością, tym, co wewnątrz nas pozostaje nieznane, a co dochodzi do głosu w marzeniach sennych. Taka symbolika wyraźnie jest obecna w Namiestniku: bohaterowie zanurzają się we śnie, próbują szukać jego powiązań z rzeczywistością, która sama wydaje się koszmarem, co nie ułatwia odróżnienia snu od jawy. Być może powinnam napisać „bohater”, bo choć w dramacie występują trzy osoby, zdaje się, że może to być rozpisany na głosy monolog wewnętrzny, co dodatkowo wspierałaby symbolika lasu – czyli dochodzenie do samego siebie (Warus – wódz, Publiusz – doradca, Kwintyliusz – medyk; historyczna postać to przecież Publiusz Kwinktyliusz Warus). Mokradła wspierają wytworzoną przez las symbolikę: są obszarem łączącym cechy siedliska lądowego i wodnego, a zatem niejednorodnym, niedającym się jednoznacznie zdefiniować. Potęgują też aurę koszmaru ze względu na swoją niedostępność i występujący nad nimi opar. W naszej kulturze są siedliskiem wszelakich demonów i duchów, obszarem, którego należy unikać.

Drzewem wyróżniającym się w Lesie Teutoburskim jest dąb. To pod nim jakoby spiskować miał Publiusz, to pod nim Kwintyliusz rzekomo trzymał serce Warusa. Wróblewski uznaje dąb za symbol tajemnicy i – zgodnie z mitologią germańską – łączy to drzewo z bogiem Donarem. Świętym drzewom składano ofiary w postaci wnętrzności, tu ofiarą ma być serce. Może to prowadzić do dość zaskakujących wniosków. Biorąc pod uwagę dwie poprzednie części i przeżyty przez podmiot zawód miłosny, jesteśmy w stanie dojść do bardzo banalnej konstatacji, iż nikt nie jest panem swojego serca, ostatecznie zostanie ono złamane, dosłownie wyrwane z piersi, a my – jak Warus – będziemy musieli z tym po prostu dalej żyć. Choć takie odczytanie jest możliwe, wydaje się, że jednak nie jest ono właściwym założeniem autora, mnie w każdym razie nie wystarcza. Biorąc po uwagę tytuł całości, powiedziałabym raczej, że jest to książka traktująca o władzy, ale w zupełnie inny sposób. Wróblewski mówi: realna władza nie istnieje. Brakuje dobrego wodza, który będzie w stanie odnieść zwycięstwo dla jakiejś grupy, bo nie jest w stanie odnieść zwycięstwa nad samym sobą; parafrazując fragment wiersza Słonie 2012/2013: żeby móc działać na większym polu, należy najpierw zrobić coś z własną głową. A nad nią nie ma zwierzchnika. Panowanie nad sobą jest iluzją, nieustannie weryfikowaną przez innych ludzi i spotykające nas zdarzenia. Są tylko namiestnicy, zastępcy, władcy miejscowi i tymczasowi. Każdy z nas jest tylko namiestnikiem i nie panuje nad niczym, nawet nad sobą. I to z takim poczuciem zostawia nas Wróblewski.

Anna Mochalska

 

Autor: Grzegorz Wróblewski
Tytuł: Namiestnik
Wydawca: Dom Literatury w Łodzi, Łódź 2015
ISBN: 978-83-62733-27-9

 

Aktualny numer - Strona główna

Powrót do poprzedniej strony


© 2010-2019 Stowarzyszenie Salon Literacki.
Kopiowanie treści zawartych w serwisie wyłącznie za zgodą Redakcji i podaniem źródła pod cytowanym fragmentem, w przypadku portali internetowych - linkiem do serwisu salonliteracki.pl.