W najnowszym numerze...

×

Wiadomość

Failed loading XML...
Bożena Kaczorowska - Punkt obserwacyjny

I tak jej już zostało, chodzić wciąż po krawędzi różnych światów, gubiąc się i szukając swojego miejsca na ziemi – przeczytałam w biogramie autorki zamieszczonym z tyłu okładki. Poczułam coś w rodzaju zaniepokojenia, bo wyglądało na to, że mogę trzymać w ręku kolejny zbiór wierszy o niczym – skoro poeta się gubi, to jego wiersze tym bardziej mogą, prawda? Popatrzyłam na okładkę. „Może będzie dobrze” – uznałam. Utrzymana w odcieniach szarości ilustracja przedstawiająca miasto z nałożoną na nie twarzą nie zniechęcała do lektury, a wręcz sprawiała przyjemne, nienachalne w wyrazie wrażenie. Tak oto zaczęłam lekturę Punktu obserwacyjnego Bożeny Kaczorowskiej.

W przeciwieństwie do większości książek, które ostatnio czytałam, wiersze zawarte w tym tomie skupiają się nie tyle na opowiedzeniu czytelnikowi jednej, przewijającej się przez wszystkie wiersze historii, co na przekazaniu mu jakichś uczuć, wrażeń, czy przeżyć. Podczas lektury nieustannie miałam wrażenie, że autorka ściga się z chwilą, w każdym wierszu próbuje odtworzyć jeden konkretny moment rzeczywistości, jak gdyby bojąc się, że może on za chwilę umknąć jej z pamięci. Czyni to zresztą w sposób bardzo plastyczny, obrazowy. Widać to zwłaszcza w różnych przyrodniczych motywach, które przewijają się przez cały zbiór. Skrzydełko lipy – helikopter ciszy lżejszy od powietrza – zaczyna wiersz „Komu się teraz śnimy”, a czytelnik rzeczywiście widzi te wirujące w przestrzeni skrzydełko, później także piegowatą dziewczynę, która pod tą lipą czeka na spotkanie, nie za bardzo umiejąc odróżnić sen od jawy. W podobny sposób można też wyobrazić sobie przewijający się przez inne wiersze cierpki zapach łąk albo rzekę, która myje koryto przed wiosną. Wiele tego typu fraz, przewijających się przez cały zbiór, nadaje mu lekkości, zwiewności, wyraźnie pokazuje, że jest to poezja nieco odbiegająca od bardziej konkretnego i dosadnego językowo nurtu. Trudno to nazwać zaletą albo wadą tego zbioru, niewątpliwie jednak jest to cecha, która sprawia, że jest on rozpoznawalny na tle wielu innych.

Nie można też jednak zapomnieć, że Punkt obserwacyjny to nie tylko zachwyt nad przyrodą i zastanawianie się, czy zerwane borówki myślą o lesie. To także wynik skrupulatnych obserwacji otaczających autorkę miejsc, ludzi i tego, co się w nich zmienia. Jednocześnie, nawet gdy opisywane są sceny z życia czy wspomnienia, język tomiku nie traci swojej obrazowości. Czytelnik ma wrażenie, że ogląda album ze zdjęciami, ułożonymi w nieco przypadkowej kolejności, ale ostatecznie tworzącymi zwartą całość, z której wyłania się tęsknota za minionymi dniami.

Jest pewne misterium w haftowanych/ przez babcię obrusach – czytamy w wierszu „Koronki” i to doskonale podsumowuje charakter zawartych w zbiorze obrazków. Obrusy babci, podobnie zresztą jak ona sama, z perspektywy czasu wydają się doskonalsze, przyjemniejsze, bardziej uświęcone. Obraz kuzynki, która próbuje zasłonić dłonią znamię na udzie i nadaremnie próbuje się go pozbyć nie zanika – wyraźnie widzimy kąpiące się w balii dziewczyny, niemal można poczuć zapach gąbki i ciepłej wody. Na pierwszy plan jednak wyłania się pamięć o tym, że gdy babcia mówi, nikt się nie sprzeciwia, nawet gdy twierdzi, że znamię jest pieczęcią od Pana Boga.

Innym wierszem, który wyraźnie łączy w sobie tę obrazowość i pewną nostalgię jest wiersz „Zapach żywicy w pekaesie”. Mimo upływu lat, droga do lasu (powoli ścinanego – być może już zapowiadającego nadchodzące zmiany) nie chce zniknąć z pamięci, tak jak obraz wijących się pod nogami korzeni i żywicy, która była lepka jak krew z pokancerowanych kolan. Mimo tej pamięci, autorka wie jednak, że z wycieczek do lasu ostatecznie zostawały tylko przywożone do miasta łódeczki z łupinek.

Właśnie ta wiedza sprawia, że Bożenie Kaczorowskiej udaje się uniknąć cienkiej granicy między kiczem a dobrym tekstem. Jej świat mimo wszystko nie jest idealny, sarna w oleju na ścianie jest tylko dodatkiem do tego, co dzieje się za oknem, a nie najważniejszą treścią. Zawsze znajdzie się jeszcze miejsce, by odgarnąć firanę i zauważyć, że na jeziorze ptak właśnie szamocze się ze świeżo złowionym leszczem, a dzieci nie zawsze chcą wracać do domu z altany, w której się schroniły.

Drobnym zgrzytem podczas lektury może być pewna niekonsekwencja w użyciu wielkich i małych liter, która wprawdzie nie przeszkadza w odbiorze pojedynczych tekstów, ale zaczyna nieco denerwować podczas lektury całości. Kilka razy zdarzyło mi się też mieć wątpliwości do jakichś fraz czy obrazów, jako zbyt już wyeksploatowanych, jak choćby spowiadam się z historii która nigdy nie miała miejsca czy miejsca, które nie są już nasze. O ile jednak nie widzę powodu usprawiedliwiania mieszaniny typograficznej, o tyle pojedyncze frazy sprawiające wrażenie infantylnych czy wytartych zostały na tyle zręcznie wplecione w resztę tekstu, że zwykle nie osłabiają go, a wręcz dodają mu pewnej wdzięczności czy niewinności stylu. W ostatecznym rozrachunku chociaż wyraźnie widzę, że mam do czynienia z poezją typowo kobiecą, nie przeszkadza mi to, a wręcz stanowi ciekawą odmianę.

Punkt obserwacyjny Bożeny Kaczorowskiej to zbiór dość lekkich tekstów, idealnych do przeczytania „na dwa razy”. Moim zdaniem warto po niego sięgnąć z dwóch powodów. Po pierwsze to po prostu zestaw dobrych lub dość dobrych tekstów, których lektura może sprawić przyjemność Po drugie, dzięki podkreślanej już przeze mnie plastyczności, zawarte w nim wiersze, niemal bez naszej woli przenoszą nas do świata, w którym pachnie latem i rozgrzanym asfaltem. A tego właśnie nam trzeba, pod koniec tej długiej zimy.

Anita Katarzyna Wiśniewska

 

Autor: Bożena Kaczorowska
Tytuł: Punkt obserwacyjny
Wydawnictwo: MaMiKo Apolonia Maliszewska
ISBN: 978-83-63906-04-7

 

Aktualny numer - Strona główna

Powrót do poprzedniej strony


© 2010-2019 Stowarzyszenie Salon Literacki.
Kopiowanie treści zawartych w serwisie wyłącznie za zgodą Redakcji i podaniem źródła pod cytowanym fragmentem, w przypadku portali internetowych - linkiem do serwisu salonliteracki.pl.