Drukuj
Kacper Bartczak - Wiersze organiczne

Przed nami kolejna pozycja serii Białe kruki, czarne owce. Tym razem Wiersze organiczne Kacpra Bartczaka, które wykazują zaskakujące cechy wspólne z trzecim tomem serii (zrecenzowanym w numerze 9/2015) – książką Pawła Marcinkiewicza Majtki w górę, majtki w dół. Być może jeszcze zbyt wcześnie na szukanie konkretnych powiązań czy podobieństw między poszczególnymi autorami, których utwory ukazują się w ramach tego łódzkiego „bestiarium”, jednak zarysowuje się już dość wyraźnie charakter i linia wydawnicza serii. To zwiastuje więcej interesujących pozycji w przyszłości. I zapowiadało kolejną dobrą lekturę, jeszcze zanim przystąpiłam do czytania. Rzeczywiście – nie zawiodłam się, Bartczak wykonał kawał dobrej roboty.

Tytuł wskazuje nam jedną (nie jedyną!) z dróg interpretacyjnych, może stanowić swoisty klucz przy lekturze Wierszy organicznych. Organiczny w znaczeniu przynależny do organizmów żywych, do świata roślin i zwierząt; także biologiczny, naturalny. Idąc jeszcze dalej – w szerokim sensie powiązany z organizmem. Organiczność to również złożoność, ścisły nierozerwalny związek. Całość składająca się z niezależnych, współpracujących ze sobą jednostek. Stąd uwaga poświęcona wszystkiemu, co można dojrzeć tylko przez mikroskop: drobinkom, cząsteczkom, grudkom, witkom, koralikom, itd. Organiczność niejednokrotnie zahaczająca o wiedzę i słownictwo naukowe. Organiczność, która wchodzi w różnorakie związki z tym, co współczesne i co jest nam niezbędne, choć nie pochodzi z natury. Bartczak widzi, że bogactwa naturalne stają się źródłem konfliktów, wojen, realnym powodem walki o wpływy. Dostrzega relacje natury z techniką, ekonomią, polityką, zazwyczaj niekorzystne dla tej pierwszej. Pokazuje, jak to się dzieje, że bliższe wydaje nam się to, co jest ludzkim wytworem, że naturę sobie podporządkowujemy lub rezygnujemy z niej, choć często konsekwencje takiej postawy są opłakane (Ocean substancji wymazuje miasto / Ocean na nim wieżowiec szalony). W tych wierszach praktycznie nie ma podmiotu lub też inaczej – podmiotem i bohaterem równocześnie jest organizm: to on ma doznawać, trzyma głowę w dłoniach, przychodzi do pracy, podchodzi do czytania. Osoba mówiąca pojawia się rzadko (choć każde takie objawienie podmiotu wybrzmiewa mocno w kontraście do reszty tekstów), a jeśli się pojawia, to niejednokrotnie daje wyraz całkowitego utożsamienia z własnym organizmem, zrównania podmiotowego ja z bytem fizycznym, biologicznym (Grudko śluzu którą jestem / pozdrawiam cię).

Drugim ważnym motywem spajającym utwory Bartczaka jest temat korporacji i nowoczesności (współczesnych technologii), co dobrze ukazują już tytuły wierszy: Firma-matka – telenowela w powerpoincie, Pieśń kobiet spełniających wymogi arkusza, Rekrutacja. Korporacyjność zostaje zderzona z organicznością: wplecenie czegokolwiek w jej tryby musi owocować sztucznością, mechanicznością. Jeśli autora utożsamimy z obiektywnym komentatorem z pierwszego z wymienionych wyżej utworów (choć to dość ryzykowne, zważywszy na frazę, która pojawia się w innym tekście: Zawieszam identyfikacje z podmiotem mówiącym), musimy uznać, że uniknięcie dostania się w tryby firmowej machiny jest niemożliwe, bowiem obiektywny komentator staje się chciał nie chciał inicjatorem przedsięwzięcia, on tylko zdaje relację tak mu się zdaje. Postawienie się poza obszarem sztuczności okazuje się ułudą, stąd też silna relacja organizmu i pracy, ale pracy pojmowanej zdecydowanie negatywnie, nie tylko nie prowadzącej do niczego dobrego, ale chyba do niczego w ogóle, stąd pytanie czy organizm odnajdzie się w tle próżni?, stąd smutna konstatacja sztuczny organizm wyczekuje zniknięcia / w polisie śniegu grudzie.

Kolejnym silnym tropem przewijającym się w Wierszach organicznych jest… religia. Organizm, korpo i religia (a to jeszcze nie cały skład zespołu) – brzmi szaleńczo, ale w tym szaleństwie jest metoda. Religijność objawia się tu na poziomie językowym i formalnym. Po pierwsze autor sięga do takich gatunków jak modlitwa czy litania. Po drugie wielokrotnie odwołuje się do Biblii, w swoisty sposób parafrazując wybrane fragmenty (przy okazji polecam przy lekturze tej książki podjęcia się poszukiwań intertekstualnych; nawiązań jest multum). Po trzecie korzysta z religijnego słownictwa, z archaizmów oraz stylu biblijnego i czyni to naprawdę po mistrzowsku, sprytnie ożywiając skostniałe formy, umiejscawiając je w naprawdę nietypowych kontekstach.

Mówiłam, że swoistym kluczem interpretacyjnym może być tytuł książki Bartczaka, ale skupiłam się tylko na zawartym w nim przymiotniku, podczas gry równie ważny jest występujący tam rzeczownik. Wierszowi autor poświęcił naprawdę sporo miejsca, a jego status ontologiczny i aksjologiczny jest dość niejednoznaczny i trudny do ujęcia. Wiersz jako byt musi zaistnieć na papierze, jest zatem organiczny, utrwalony w naturze (powietrze mlekiem jak papier / powietrze wczesna forma papieru), ale z drugiej strony podlega też prawom rynku i prawu materii. Jest możliwym ratunkiem, tym, co próbuje zachować rzeczy ważne, tym, co może pozostać jako źródło wartości, źródło rozgrzeszenia, lecz nazywany jest także pustym mesjaszem. Postrzegany jest nie jako cel sam w sobie, ale jako droga do celu, ma czemuś służyć, choć nie może zbyt wiele. Tekst Organizm i wiersz ukazuje relację tych dwóch ważnych składowych tomu, ich swoistą wspólnotę, podobną postawę, jaką muszą zająć wobec rzeczywistości: organizm i wiersz zechcą teraz / przejść w notowania kaszlu // wybaczyć pieniądz wybaczyć / i prosić o wybaczenie.

Bartczak jest równocześnie uwikłany w świat i sytuuje się poza nim. Walczy i próbuje się wypisać, wyjść poza obszar, który mu się nie podoba. Jednak niezależnie od zajętego stanowiska reprezentuje postawę aktywną. W tych nielicznych momentach bezpośredniej obecności podmiotu jego siła jest zaskakująca: wychodzę odmawiam zrywam blokuję zamrażam kruszę jestem. Autor ma bardzo dużo do powiedzenia i to o rzeczach ważnych, a jego głos – choć w pewnym sensie nieosobowy – staje się organicznie własny dla czytelnika i potrzebny. Wiersz jest tym, co można zrobić dla dobra – organizmu, człowieka, ogółu (samo zniknięcie nie leczy sztuczności / prowadzony na przemiał / promieniuję wam wiersz). A to już bardzo dużo.

Anna Mochalska

 

Autor: Kacper Bartczak
Tytuł: Wiersze organiczne
Wydawnictwo: Dom Literatury w Łodzi, Łódź 2015
ISBN: 978-83-62733-31-6

 

Aktualny numer - Strona główna

Powrót do poprzedniej strony


© 2010-2019 Stowarzyszenie Salon Literacki.
Kopiowanie treści zawartych w serwisie wyłącznie za zgodą Redakcji i podaniem źródła pod cytowanym fragmentem, w przypadku portali internetowych - linkiem do serwisu salonliteracki.pl.