W polskiej poezji brakuje mi takich głosów jak ten, który słychać w Układzie scalonym Jana Barona. Ten brak bierze się prawdopodobnie stąd, że wydobycie takiego, pozornie prostego, głosu wymaga dużej odwagi. Na drugą książkę autora trzeba było czekać pięć lat i było warto.
Podmiot Układu scalonego prowadzi życie, jak na podmiot liryczny, nudne: chodzi do pracy, jeździ na uroczystości rodzinne, odwiedza bliskich. Żadnych fajerwerków. W dużej mierze na takiej właśnie konstrukcji podmiotu oparta jest siła całej książki. Kiedy Baron pisze o śmierci to nie jest to dobrze wyglądająca w wierszach wojaczkoidalna śmierć jako abstrakcyjna cokolwiek idea, ale to jest zwyczajna, ani tragiczna, ani groteskowa rozłożona na raty śmierć w domu opieki. Gdy pisze o miłości, to jest to miłość wyrażająca się w drobnych gestach Żona karmi babcię. Pomaga wyciągnąć/ protezę z ust z wiersza Bliska odległość, Czekała na niego z obiadem. Do końca dnia w łóżku:/ jedli, oglądali seriale, odruchowo kochali się z wiersza bez tytułu. Baron nie wytwarza między kreowanym światem a czytelnikiem komfortowej bariery wynikającej z przyjęcia konwencji, umowności wiersza. Wręcz przeciwnie, w odtwarzaniu detali opisywanych sytuacji jest bardzo skrupulatny, przez co świat podmiotu lirycznego można przeżyć jak niepokojąco własny.
Skupienie się na detalach i tworzenie sugestywnych obrazów za ich pomocą (No to, chopy, trzi a poł – wydał komendę kapelmajster./ Z nagła jak surfer na fali dźwięków wychynął/ ministrant z krzyżem. Szedł, zajęty myślą,/ że nie wolno mu się roześmiać z wiersza Epitalamium) wiąże się z istotną cechą tych wierszy, ze swoistym nastawieniem mówiącego w nich podmiotu na odbiór. Stoję niemy, wydrążony pień, pion, w którym się niosą/ błagania, pomówienia, żale, odgłosy miłości – pisze Baron w wierszu Pion i zdradza w ten sposób swoją twórczą metodę. Podmiot Układu scalonego obserwuje ludzi, pozwala im mówić, sam pozostaje w cieniu. Nawet kiedy używa pierwszej osoby, a robi to często, to zwykle po to, żeby powiedzieć coś o kimś innym. W opowiadanych przez niego historiach są trzy wybijające się wątki. Pierwszy to relacje podmiotu ze znerwicowanym ojcem. Między tą dwójką jest duże napięcie – z jednej strony mamy ojca z jego natręctwami (Znowu nie odłożyłeś tam, gdzie być powinno,/ mówi ojciec. Ma w głowie listę bytów i miejsc:/ w szafce na drugiej półce od dołu ołówek/ równolegle do stosu kartek;/ prostopadle/ nożyczki; na stojaku płyty ułożone/ alfabetycznie – czytamy w wierszu Rozwiązanie), z drugiej nieprzystającego do oczekiwań i wymagań syna. Układ na pierwszy rzut oka banalny i w literaturze wielekroć eksploatowany, ale Baron robi rzecz trudną, pokazując jednocześnie silną miłość łączącą tych dwóch bohaterów. Napięcie i wiszący w powietrzu konflikt łączą się z niełatwym i nieoczywistym ciepłem, jak w wierszu Exodus czy w świetnej końcówce przywoływanego wyżej Rozwiązania (Jeśli/ istnieje takie miejsce, punkt, pył w przestrzeni,/ ojciec, syn ma pewność, to prosta,/ która go z nim połączy). Drugi z wyeksponowanych wątków jest w przejmujących wierszach o chorobie siostry. Ich oszczędny, chłodny niemal ton pozwala autorowi oddać niezwykle silne emocje, a jednocześnie uniknąć łatwego sentymentalizmu. Świetnym przykładem jest wiersz Compassio (Zwykle strzygłem się krótko;/ teraz chcę, by ogolono mi głowę,/nie powinienem mieć więcej włosów/ niż ty, siostro.).
Są też w tym tomie bardzo interesujące wiersze, z braku lepszego określenia nazwijmy je zaangażowanymi. No właśnie, nie jest łatwo o nich napisać, bo język służący do opisu takich tekstów się zużył. Trudno bez rumieńca zażenowania napisać, że poeta staje w obronie ludzkiej godności niszczonej przez system, ale w tych wierszach tak się właśnie dzieje. Co więcej, czyta się je bez tego rumieńca. Jak twoja godność, którą codziennie składasz/ na dwoje, człowieczku. Jak ta lala, z której/by wyskoczyła druga po wielekroć większa? – pyta poeta w wierszu bez tytułu. Zgodnie z nowofalowymi postulatami o dehumanizacji opowiada językiem wywiedzionym bezpośrednio z dehumanizującej rzeczywistości.
Przywołanie Nowej Fali jest bardzo zasadne, bowiem Układ scalony jest książką wyrastającą na wielu poziomach z twórczości poetów pokolenia ’68. Barańczakowskie nawiązania są bardzo czytelne na poziomie formy, np w tekście Głos procesu. Ważniejsze jest jednak to, że sama koncepcja roli poezji i relacji między poetą a czytelnikiem wywiedziona jest przez Barona z doświadczenia nowofalowców. W tym układzie poeta jest czytelnikowi coś winien. Obaj żyją bowiem w nieludzkim świecie. Ten świat trochę się nieludzki stał (i o tym traktują wiersze dotyczące, znów z braku lepszego określenia powiedzmy: kapitalizmu), a trochę zawsze taki był (skowyczący z bólu terminalnie chorzy w Bliskiej odległości). Poezja musi zatem wypowiadać człowieczeństwo tak, żeby łatwiej je było piszącemu i czytającym zachować, a jeśli to będzie niemożliwe, żeby obaj przynajmniej mieli świadomość nieludzkości świata. Jan Baron robi rzecz trudną. Staje po stronie tego, co ludzkie, a jednocześnie mało efektowne, po stronie miłości, współodczuwania z ludźmi, po stronie drobnych, prostych gestów podtrzymujących człowieczeństwo. Jednocześnie nie popada w patos ani sentymentalizm. To, co ma robić, robi nieomal chłodno – skrupulatnie i drobiazgowo badając i przekazując nam otaczający go świat, trochę jak pojawiający się w wierszach ojciec, mający w głowie listę bytów i miejsc. To tylko poezja, która nie ocala autora przed śmiesznością – pisze Jan Baron. I rzeczywiście, autor ryzykuje, odsłaniając się bardzo mocno, ale to tylko część prawdy. Ta poezja ma bowiem szansę ocalić znacznie więcej niż poważną twarz autora.
Janusz Radwański
Autor: Jan Baron
Tytuł: Układ scalony
Wydawnictwo: Samorządowa Agencja Promocji i Kultury, Szczecinek 2015
ISBN: 978-83-61291-32-9
Aktualny numer - Strona główna |
Powrót do poprzedniej strony |
© 2010-2019 Stowarzyszenie Salon Literacki.
Kopiowanie treści zawartych w serwisie wyłącznie za zgodą Redakcji i podaniem źródła pod cytowanym fragmentem, w przypadku portali internetowych - linkiem do serwisu salonliteracki.pl.