W najnowszym numerze...

×

Wiadomość

Failed loading XML...
Krystyna Gucewicz - Jeszcze wczoraj miałam raka

Żadnych objawów, niepokojących symptomów. Informację o chorobie nowotworowej przyniosło dopiero „rutynowe badanie USG”, skądinąd przeprowadzone dzięki życzliwości, by nie rzec – natarczywości – zaprzyjaźnionej lekarki, która „postanowiła zająć się mną i moją beztroską”, wybierając „metodę zawstydzania”: „czas najwyższy przebadać się, wstyd w tym wieku być tak głupią babą”. Ten krótki fragment nie tylko pełni funkcję wprowadzenia, ale de facto streszcza właściwe źródła i zawartość najnowszej książki Krystyny Gucewicz „Jeszcze wczoraj miałam raka". Jest to opowieść o chorobie, a przy tym jakiś szczególny rodzaj autobiografii (dotyczącej strzępu życia), przybierający formę quasi poradnika.

To książka pozbawiona zdobień i wyszukanych metafor i jeszcze kilku innych elementów, do których przyzwyczaiła nas autorka Serca na smyczy; język jest tu nieomal przezroczysty, pełni rolę marginalną o tyle, o ile jest cichym wehikułem transportującym zasadniczą treść, autorce bowiem przyświeca od początku określona intencja, o której nawet na moment nie zapomina i której kurczowo się trzyma: „Pomyślałam, że skoro wiem, jak to jest, daję radę i trwam, to może powinnam podzielić się z innymi tym doświadczeniem, wiarą, energią i pewnością, że niemożliwe jest możliwe”. Zatem otrzymujemy nie tylko zwierzenie czy wyznanie, lecz przede wszystkich zestaw dobrych rad i cennych wskazówek, przygotowanych jednak – co w związku z tak poważnym tematem może zaskoczyć (ale nie musi) – w poetyce dowcipu, albo przynajmniej zabawnej anegdoty.

Skoro padło na mnie, niczym w dziecięcej rymowance „idzie rak nieborak” i „choruję, bo taki mam przydział”, to muszę dźwigać ten krzyż – napisze Gucewicz. Dotychczas „rak” kojarzył się jej jedynie z astrologicznym znakiem zodiaku, skądinąd przypisanym poetce ze względu na datę urodzenia. A tu egzystencjalny absurd „rak ma raka”! Trzeba zatem pogodzić się z „przypadkiem” i rozpocząć zmaganie, wysiłek… Sama autorka najchętniej sięga po wokabularz wojenny i bodaj najczęściej osobliwość tego doświadczenia egzystencjalnego określa za pomocą rzeczowników: bitwa i pojedynek. Naczelną zasadą jest tu walka samotna walka, która paradoksalnie wzmaga siły wewnętrznego oporu przeciwko chorobie. Łzawe rozmowy z krewnymi i znajomymi, pisze Gucewicz, z reguły nie dodają otuchy. Reakcje otoczenia najczęściej okazują się niezamierzenie krzywdzące: telefon milczy coraz częściej, przyjaciele „nie wiedzą o czym rozmawiać”, aż w końcu ze względu na stan zdrowia przestają zapraszać na spotkania, „przypisują ci wizytówkę: niepełnosprawna”. Nawet domownicy - od których oczekujemy troskliwej opieki i zupełnego poświęcenia – z czasem jakby nie tyle oswojeni z sytuacją, lecz nade wszystko odczuwający zmęczenie – próbują funkcjonować z pozoru normalnie: „Że nagle Twój partner będzie mniej poirytowany, bardziej opiekuńczy, układnie tolerancyjny dla twojej choroby i twoich humorów. Że rozczuli się nad tobą, rzuci wszystko, żeby podać ci filiżankę herbaty, że będzie chodził na paluszkach. Wręcz przeciwnie”. Poszukiwane pomocy u lekarzy bądź innych chorych, albo osób już wyleczonych też nie przynosi oczekiwanych „efektów”, jedynie „pogarsza samopoczucie”, bowiem to „co dla jednego okaże się zbawienne, innej wcale nie musi przynieść ulgi. Każdy ma swojego własnego raka”.

Choroba wyznacza inny rytm dnia, a planowane koncerty, spotkania z przyjaciółmi, audycje radiowe, nienapisane felietony, słowem: to wszystko, co przynależy do życia zdrowego, życia bez choroby, trzeba odłożyć na później. Na pierwszym miejscu jest troska o siebie: kalendarz wypełniają regularne wizyty w Centrum Onkologicznym w Warszawie, godziny spędzone w zatłoczonych poczekalniach, gdzie myśli zagłuszane są rozmowami pacjentów – rzecz jasna zbudowane na szpitalnym lejtmotywie: „A moja sąsiadka to umarła, bo…” lub „A zięć znajomej miał raka…”. W takiej sytuacji – podpowiada Gucewicz - najlepiej zatkać uszy, oddalić się w bezpieczne - będące poza zasięgiem tamtej mowy - miejsce.

Nieunikniony jest pobyt w szpitalu. Więc po pierwsze: nie należy się łudzić, że „przejdziemy” przez chorobę w domowym zaciszu, bowiem lekarz dowodzący i personel medyczny otoczą nas wzorową opieką i po wtóre, należy porzucić wszelakie utyskiwania: „Najczęściej słychać narzekania na jedzenie. No, nie ma szału. […]. Przyjęłam święta zasadę i polecam. Mówię zawsze: <<nie przyjechałam do restauracji, tylko do szpitala>>. Działa”. Po trzecie, podczas rozmów z lekarzem wykazać się rozsądkiem i opanowaniem, w miarę możliwości zepchnąć na bok niepokój i strach. Co więcej, nie martwić się że „wytną” to i owo, najważniejszy jest powrót do zdrowia: „Nic mnie to nie obchodzi, że nie mam piersi, tylko to, że mam być zdrowa. Tak, na pewno ucięłabym wszystko, byle wywalić te zdegenerowane komórki”.

Towarzyszy mi nieodparte wrażenie, że Gucewicz mogłaby zamknąć swoją książkę w jednym zdaniu, w dwu nakazach: myśl optymistycznie i dbaj o siebie. Skoro znajdujemy czas na coroczny przegląd samochodu - dopowiada autorka Serca na smyczy - nie zapominajmy o rutynowej kontroli organizmu. Intuicja podpowiada mi również, że w warstwie podskórnej tej książki kryje się jeszcze jedna myśl, co prawda nie została ona wyrażona expressis verbis, lecz autorski koncept opowiedzenia o chorobie, zapisania fragmentu swojego życia, wreszcie także podzielenia się osobistym doświadczeniem, jest nie tylko pokrzepieniem dla osób znajdujących się w podobnej sytuacji, lecz osobistą formą terapii, próbą oswojenia lęków i bólu.

Krótko mówiąc, jest to lektura przejmująca; to bardzo osobiste świadectwo choroby. Ale można oczywiście czytać tę książkę inaczej – z innego punku widzenia – jako krzepiącą opowieść (zapowiadaną już w tytułowej formie przeszłej: „miałam raka”) o walce „ducha z ciałem”, „o głębokiej pokorze wobec upływającego czasu”, o wierze, nadziei i miłości.

Angelika Łuszcz

Autor: Krystyna Gucewicz
Tytuł: Jeszcze wczoraj miałam raka
Wydawnictwo: Wydawnictwo Melanż, Warszawa 2015
ISBN: 978-83-64378-11-9

 

 

Aktualny numer - Strona główna

Powrót do poprzedniej strony


© 2010-2019 Stowarzyszenie Salon Literacki.
Kopiowanie treści zawartych w serwisie wyłącznie za zgodą Redakcji i podaniem źródła pod cytowanym fragmentem, w przypadku portali internetowych - linkiem do serwisu salonliteracki.pl.