W najnowszym numerze...

×

Wiadomość

Failed loading XML...
Marek Susdorf - Dziennik znaleziony w błękicie

1.

Pewnej kwietniowej nocy, po kilku latach od rozstania, Mladi spotyka się ze swoim byłym kochankiem Starijem, by wypić za „pięcioletnie się-nie-widzenie, za rzeczy, które nigdy się nie wydarzyły, i za obietnice połamane jak niechciany mebel, stłuczone jak tafla weneckiego zwierciadła, za którą nic się nigdy nie kryło”. Lecz w istocie Mladi pragnie wymierzyć karę „zdradliwemu kochankowi”, pomścić te „pięć lat męki […] która dawno już przybrała kształt bladobłękitnej smutkofiliii, napędzanej ropą przygnębienia nabitego rozżaleniem”. I chce to zrobić właśnie podczas tego wieczoru, w tym szczególnie „najokrutniejszym miesiącu” (kalendarz liturgiczny wskazuje, że kwiecień jest miesiącem ukrzyżowania Chrystusa), kiedy „zrządzenie boskie umożliwia […] popełnienie zemsty”.

Mladi upijając niemal do nieprzytomności swojego towarzysza (co nie okazało się trudne, bowiem Stariji zjawił się na spotkaniu „mocno wstawiony”) uderzył byłego kochanka smartfonem (sic!) w głowę, a następnie z jego wiotkim ciałem ruszył w podróż podmiejską kolejką do rodzinnego miasta. Chcąc odwrócić uwagę podróżnych, zakrwawione czoło Starija zakrył czapką i na wszelki wypadek - bo przecież „w dzisiejszych czasach ludzie wyczuleni są na punkcie porywaczy” - uśmiechał się do ludzi, by nie wzbudzić podejrzeń. Po wywleczeniu Starijego z pociągu, Mladi „opiera do cna nieprzytomnego […] na własnych ramionach”, kładzie go na swoich „barkach niczym krzyż”, ze zmęczenia przeciera „własną twarz higieniczną chusteczką” mijając „płaczące w domach niewiasty”, a pod wpływem ciężaru ciała „upada trzy razy” – lecz to dopiero początek ich (wspólnej!) drogi krzyżowej. Dotarłszy do domu, mierzące „ponad sto dziewięćdziesiąt centymetrów” i warzące „niemal osiemdziesiąt pięć kilo piękna” ciało Starija, umieszcza w „spoconych wilgocią ścianach piwnicy”, opiera je na „ciężkim, drewnianym krześle” i związuje „grubą gumą kabla”.

Dwudziestosześcioletni Mladi to człowiek wiodący z pozoru zwyczajne życie, „pracownik miejskiego urzędu, absolwent dwóch kierunków stopnia magisterskiego, wszystkie dyplomy z wyróżnieniem, biegły znawca trzech języków […]”. Obecność jego byłego kochanka w podziemiu rodzinnego domostwa - będącego od teraz bardziej lochem niż piwnicą - nie dezorganizuje jego codziennych czynności: o poranku oddaje się biurowej pracy, w której „brata się z komputerem” i wpisuje w „urzędniczy system […] kolejne urzędnicze dane”, a w wolnym czasie spotyka się z przyjaciółmi, by w kieliszku wódki „rozpuścić smutek”. Śmierdzące stęchlizną pomieszczenie odwiedza z pewną regularnością (zazwyczaj czyni to po powrocie z pracy), za każdym razem objaśnia Starijemu powody swojego postępowania: „Bo przez ciebie, mianowicie przez to, że mnie wtedy opuściłeś i wtedy zniknąłeś, od pięciu lat moje ciało przypomina klepsydrę. I to taką raz po raz stawianą do góry nogami. W której przesypują się ostre drobinki skał miłosnego spełniania”, ale nie odmawia sobie przy tym przyjemności płynącej z zadawania psychicznej udręki: „Zatem po prostu, zaprawdę powiadam ci, Stariji, oddaj mi wszystkie te momenty, które razem przeżyliśmy. A które teraz bezprawnie w sobie przetrzymujesz. Ponieważ one należą wyłącznie do mnie. Jedyny okup, który chcę w zamian za uwolnienie cię z tej piwnicy, to te chwile”. To jednak tylko delikatniejsze strony opowieści Susdorfa, bo w tej piwnicy rozgrywają się sceny wstrząsające, sceny pełne okrucieństwa. Mladi, chcąc uciszyć swojego więźnia, podartym rękawem białej urzędniczej koszuli knebluje jego usta, innym razem smaruje mu język, dziąsła i podniebienie znieczulającym żelem i wlewa do jego wnętrza gorącą wodę: „do środka, do tego chłodnego, lodowatego wnętrza”. Kijem od miotły uderza go w głowę, „która pod wpływem siły ciosu jakoś tak dziwnie podskakuje i naraz opada jak omdlała królewna”, albo wbija żyletki w soczyste jabłko, które następnie podaje spragnionemu Starijowi: „Wbija swe zęby w jabłko, syczy skórka owocu […] krew bryzga po białości miąższu i po zieleni skóry niczym świeży moszcz wyciśnięty z czereśni […], nagle krzyczy Stariji z bólu, a ja tylko metal żyletki widzę, błyskający jak jego świętością błyszczące zęby, wbity w Starijowe podniebienie”.

2.

Ogłoszona nakładem Wydawnictwa Nowy Świat (2014) druga książka prozatorska Marka Susdorfa Dziennik znaleziony w błękicie to nie tylko opowieść o miłości dwóch homoseksualistów i zemście opuszczonego (znęcającego się psychicznie i fizycznie) mężczyzny, bo w warstwie podskórnej tej książki kryje się ważne przesłanie nawiązujące do kartezjańskiego dualizmu, nie-rozłączoności duszy i ciała. Problem ów powraca w książce jak mantra: „Chcę ciała, ciała, ciała, a dostaję duszę, duszę, duszę, w której duszę się”. Ta wędrówka ku ciału (w jego poszukiwaniu) kończy się tragicznie, jego „metodycznym” cięciem na kawałki: „oto mięsień czworogłowy, tam trzustka, tutaj przełyk […]”. Porwane na strzępy i rozkrojone ciało  przypomina obraz z wiersza Anny Świrszczyńskiej, gdzie podmiot utworu „Zgrzebło z żelaza” robiąc „bilans doroczny”, „remanent ciała” i „kapitalny remont” zdejmuje z kości skórę i przygląda się jak „gołe wnętrzności dymią”, „drgają gołe żebra”, uważnie obserwuje „zęby bez dziąseł”, „leniwe golenie”, „płuca nieczyste”. Pokrewieństwo nie tylko widoczne jest w warstwie tematycznej, sięga ono znacznie głębiej, wszak u autorki „Duszy i ciała na plaży” – to właśnie te dwie substancje (duchowa i materialna) nieustannie ze sobą konkurują i nigdy nie wiadomo, która z nich wiedzie prym. U Susdorfa jednak ten problem (podkreślam: ten pęd ku cielesności) sięga jeszcze głębiej, zmierza ku religii, Bogu i wierze: „Ponieważ ja nie mogę go zjeść, gdyż nie potrafię! Choć pragnę przystąpić do tego sakramentu eucharystii […], chcę żebyś był cielesny […]. Karmisz nas, boże, iluzją twojego ciała i twojej krwi, kłamstwem, a nam nie potrzeba wiary, lecz realności! Obiecujesz mi, boże, że jesteś, ale ja nie chcę obietnic, zapewnień o twoim istnieniu, ja chcę twojego istnienia, twojego bycia po prostu”. Zatem Susdorf (przy pomocy Mladiego, który rozcina ciało swojego kochanka, by znaleźć w nim Boga) stawia sprawę jasno: tym co oddziela ludzi od Boga jest jego nieśmiertelność i brak cielności. Okazuje się jednak, że poszukiwania spełzły na niczym: „Chciałem ciała, ciała, ciała, a nawet po twojej śmierci dostałem twoją duszę”.

3.

Publiczna sekcja zwłok, która wydarza się w wygłosie tej quasi powieści i która rozpoczyna się od nacięcia brzucha: „wciskam w Starijowe podbrzusze ostrze noża” jest na wskroś przerażająca i obrzydliwa – poczucie dyzgustu wzmaga się jeszcze w momencie, gdy następuje próba konsumpcji ciała, kiedy kuchenny gar wypełniają kości zmarłego Starijego („ćwiartuję tę całą kupę mięsa, odważam, piłuję i siekam”) i kiedy nieświadomi, biedni pracowni urzędu otrzymują od sympatycznego współpracownika „kotlety ze Starijowego mięsa”. W tej perspektywie wydaje mi się ważna kwestia odpowiedzialności autora przed czytelnikiem, wynikająca z brutalizacji świata przedstawionego.

I choć najnowsza książka Marka Susdorfa, zakwalifikowana do tegorocznej Nagrody Literackiej Angelus, jest opowieścią niezwykle osobliwą – usytuowaną na pograniczu przyjęcia i odrzucenia, ustawicznie wystawiającą wrażliwość odbiorcy na próbę – to paradoksalnie rozwija apetyt na kontynuację, którą autor zapowiada w licznych rozmowach.

Angelika Łuszcz

 

Autor: Marek Susdorf

Tytuł: Dziennik znaleziony w błękicie

Wydawnictwo: Nowy Świat, 2014

ISBN: 978-83-738654-3-3

 

Aktualny numer - Strona główna

Powrót do poprzedniej strony


© 2010-2019 Stowarzyszenie Salon Literacki.
Kopiowanie treści zawartych w serwisie wyłącznie za zgodą Redakcji i podaniem źródła pod cytowanym fragmentem, w przypadku portali internetowych - linkiem do serwisu salonliteracki.pl.