W najnowszym numerze...

×

Wiadomość

Failed loading XML...
Rafał Różewicz - Product placement

cóż mówić o kosmosie
gdy się w lipę wpatrzeć
można się zatracić

(Józef Baran, Krótka adoracja królewskiej lipy)

 

jak można pisać o dysku twardym,
kiedy nie napisało się wszystkiego o zwykłej lodówce

(Rafał Różewicz, cytat z korespondencji z wydawcą)

 

Dodałbym od siebie – jak tu pisać o lodówce czy o lipie, jeśli wciąż nie opisano dostatecznie kartofla, drewnianego klocka, pierwotniaka pantofelka?

Poeta zgodnie z obiegową opinią nie musi mówić zgodnie z prawdą, ma mówić ładnie i przekonująco. Niekoniecznie przez to retorycznie, po prostu ma „trafić”. Dla przykładu – wiersz Zbigniewa Herberta Dlaczego klasycy roi się od bzdur, a jednak jest to jeden z moich ulubionych wierszy. Ilekroć go czytam, przekonuje mnie, choć szczęśliwie tylko na czas lektury. Wierzę Herbertowi, wierzę Baranowi, wierzę Różewiczom (obu), bo to – pamiętając o różnej rozpiętości dorobku – dobrzy poeci. Mówią ładnie i niezupełnie ma znaczenie, czy empirycznie da się potwierdzić ich wywody. A co na to sami twórcy? Czasem chwytają dystans, czasem traktują śmiertelnie poważnie swoje deklaracje i konstrukcje filozoficzne. Poeta, który chce mieć rację, staje się publicystą i zwykle szkodzi to jego twórczości. Ta wpadka nie ominęła wspomnianego Herberta i zagraża debiutującemu Rafałowi Różewiczowi. Jakość jego poezji rozpięta jest między nieprzeciętnie barwną wyobraźnią i jakimś doraźnym programem środowiskowym. To szeroka skala. W niej mieszczą się wszystkie zalety i wady zbioru Product placement.

 

Niech żyje król?

Zaczęło się już parę lat temu. Autor wygrywał w konkursach poetyckich, pojawiał się w antologiach i w internecie. Pisał recenzje. Pracował na nazwisko, co w jego przypadku paradoksalnie nie było łatwe.

W roku 1982 reprezentacja Polski w piłce nożnej odniosła wielki sukces – trzecie miejsce na mistrzostwach świata. Grał wówczas w naszej ekipie Włodzimierz Smolarek – świetny napastnik. Po latach pojawił się w reprezentacji jego syn – Euzebiusz. Wszyscy od razu zadali sobie pytanie – jak zagra „młody Smolarek”? Grał zresztą nieźle przez jakiś czas. Coś w tym jest. Rafał Różewicz nie tylko nosi to samo nazwisko, co Tadeusz. Jest z nim spokrewniony i pisze wiersze. Nie ma nic zaskakującego w tym, że w chwili jego debiutu tłukło się gdzieś w nieoficjalnym obiegu pytanie, co też pokaże „młody Różewicz”; co ciekawe – jego debiut przypadł w tym samym roku, co śmierć klasyka.

Oczywiście autor chce zaistnieć niezależnie od tych mimowolnych koneksji i jak najbardziej mu się to należy – jak każdemu. Ma też własną metodę, w której nie widać szczególnej zależności i wszystko wskazuje na to, że Tadeusz nie zaciąży nad Rafałem.

 

Lokowanie wielu produktów

Tyle ogólników. Jak widać, wokół tego debiutu stało się bardzo wiele rzeczy niekoniecznie związanych ze zwykłym pisaniem i czytaniem wierszy (te wątki jeszcze wrócą poniżej). Teraz więc o wierszach. Teza: książka pokazuje, że autor jest nieprzeciętnie utalentowany, ale nie do końca przemyślał swój tomik. Czy to wynika z braku jednolitego jakościowo materiału, czy z niestarannej selekcji i redakcji – nie wiadomo. W każdym razie tom jest źle skomponowany. Chciałbym, żeby składał się z samych takich wierszy jak Ślady, Podstawy fenomenologii, Konotacje. Ale muszę zmagać się też z takimi, jak Sytuacja wyjściowa, Wertując Empik, Pogoda stroi sobie żarty, czy Strumień odpadów narodowych. Wbrew deklaracjom autora podkreślającego swoje ontologiczne zainteresowania, w większości wierszy dominuje tematyka społeczna, do tego dość zróżnicowana. Raz jest to wracanie do historii, innym razem – gorzka kpina z współczesności. Przedmioty jednak zdają się Różewicza nie interesować tak, jak interesowała Białoszewskiego na przykład szafa. Pralka (Konotacje), czy szczotka do włosów (Ślady) prowadzą do skupienia na kondycji człowieka czy społeczeństw, a nie do istoty pralki, szczotki, czy wspomnianej wcześniej lodówki. Skrzynka przy kiosku to drzwi do innego świata i ta właśnie „Narnia” jest istotą wiersza Podchwytliwe pytania, a nie sama skrzynka.

Na początek więc Versus – bardzo mocne otwarcie. Wiersz pozostawia pewien niedosyt (zasłona ironii, bez solidnego domknięcia, trzaśnięcia drzwiami), ale wygląda to na celowe pozostawienie szczeliny, inteligentną grę z czytelnikiem, budowanie energii. Do końca lektury nie udało mi się rozstrzygnąć, czemu ma służyć to – zawahanie? powstrzymanie się? niezdecydowanie? puszczenie oka? Do tego jeszcze wrócę.

Jedną z mocnych stron zbioru jest zdolność wnikliwej obserwacji i wyciągania niebanalnych wniosków z pozornie nieciekawych przesłanek. To lokowałoby autora bliżej Szymborskiej niż eksploatowanego w tym kontekście Białoszewskiego. „Szymborskość” objawia się zdolnością dostrzegania paradoksów, humorem, eleganckim oznaczaniem nieciągłości i pęknięć przy pomocy wierszy – jakby chorągiewkami.

 

Już kilka razy żegnała się ze światem, gdy zdechł
telewizor, jej przyjaciel na prąd. Teraz działa ponownie.

Ona nadrabia. Ogląda każdy serwis próbując nadążyć

(Odwiedziny)

 

Od czasu do czasu serwowane są sentencje – ta filozoficzna skłonność utrzymuje się od początku do końca. Różewicz zresztą w takich tekstach jak Uchwycone na leżąco zdradza skłonności także do uprawiania „poezji kulturowej” (sporo wierszy jest osadzonych w kontekście kulturowym), a w takich jak Podstawy fenomenologii odwołuje się do filozofii bezpośrednio. To wszystko zresztą znakomite wiersze.

Dochodzimy do punktu, w którym trzeba powiedzieć, że nie wiadomo dokładnie, w jakim nurcie tkwi poezja Rafała Różewicza, chociaż sam autor i niektórzy komentatorzy mocno akcentują właśnie kwestię przynależności. Trafiamy tu na mieszaninę nowofalowego mówienia wprost (Strumień odpadów narodowych) i zmetaforyzowania nawet na kilku piętrach, jak w grającym z konwencją baśni wierszu Kapcie. Mamy dawkę eskapizmu (Podchwytliwe pytania) i zaangażowania (Tribute to), w końcu jawny sarkazm (Czynne z powodu że otwarte) obok wierszy śmiertelnie poważnych (Opowieść marcowa). Kontestacja prawicowego patriotyzmu miesza się z odkopywaniem niemieckich zbrodni wojennych. To zresztą byłoby szczerym przyznaniem się do zaplecza stojącego za nazwiskiem „Różewicz”. Na marginesie – ciekawa rzecz – pierwszy raz zetknąłem się z wierszami Rafała w jednej z antologii pokonkursowych i nie poznałbym w nich autora Product placement. Myślę, że ten tomik-etiuda pokazuje nam twórcę o nieprzeciętnym talencie, ale kim naprawdę jest Różewicz jako poeta dowiemy się dopiero po drugiej, może trzeciej książce. Na razie mamy tu co najmniej kilku Rafałów Różewiczów na polu i języka, i jakości, i tematyki.

Czy to zarzut? Nie, to specyfika wielu debiutów. Autorzy próbują się z różnymi językami, sprawdzają się na wiele sposobów. Spójne i konsekwentne debiuty nie zdarzają się często, a jeśli się zdarzają, niejednokrotnie są przy tym nudne. A nudy u Różewicza nie uświadczymy. Myślę, że ta obudowa teoretyczna jest tym bardziej niepotrzebna, wiersze zamiast obronić się same, otrzymują jakąś protezę, tak rozbudowaną, że prawie ich zza niej nie widać. Nie szukam kolejnych tomików, które powstają jako modele teorii „jak należy pisać”. Poezje „cybernetyczne”, „neolingwistyczne”, „zaangażowane”, jeszcze jakieś inne? najsłabiej wypadają wtedy, kiedy mają ilustrować jakieś wydumane założenia. Najciekawsi poeci „zaangażowani” to ci, którzy dopiero po wydaniu książki dowiedzieli się, pod jaki szyld skierowała ich krytyka. Za kilka lat – zwykle tak bywa – czas zapomni o manifestach i pozamiata je, zostaną tylko wiersze. Product placement działa znacznie lepiej jako tomik poetycki niż jako pomoc naukowa dla wyjaśnienia jakiegoś z góry przyjętego założenia generacyjnego czy stylistycznego. To są w większości naprawdę dobre wiersze i znacznie lepiej na tym właśnie się skupić. A jak widać nie jest to proste, skoro pół tej recenzji skupia się nie na samej książce, co na dyskusji z narosłymi wokół niej komentarzami (w tym komentarzami samego autora).

Kłopot z tą poezją – samą w sobie, a nie z jej zapleczem teoretyczno-literackim – jest dla mnie gdzie indziej. Chodzi o ową ironię, która, jak pisałem, zaczyna się już od wiersza otwierającego. Z biegiem kolejnych tekstów ta dobrze zaczęta gra z czytelnikiem nie rozwija się, ciągle jest na etapie zagajenia. Nie ma uwiedzenia, nie ma nawet solidnego flirtu, jest tylko nieśmiałe „może byśmy poflirtowali”. Za dużo tu zasłon dymnych, za dużo zgrabnych uników i schodzenia z linii domniemanego strzału / ciosu. Nawarstwianie kolejnych wierszy o rzeczach ważnych prowadzi nieuchronnie do konstatacji „ja tylko żartowałem”. Czytam więc i nie mogę się skupić, bo mi autor robi uniki, obraca w żart, a w końcu jak już nie ma się za czym schować, wyciąga z rękawa temat zastępczy w postaci poezji cybernetycznej, który to temat ma się do jego książki jak piernik do wiatrołomu.

Reasumując: trafił się tomik będący udaną paradą możliwości wysokiej próby harcownika poezji. Zbiór jest potoczysty w czytaniu i soczysty w materii. Wyobraźnia poetycka świetnie wypada i na obszarze języka, i treści. To łagodzi nierówności, które spotkamy w paru miejscach. Reszty się dopiero – mam nadzieję! – dowiemy z następnych.

Sławomir Płatek

 

Autor: Rafał Różewicz
Tytuł: Product placement
Wydawnictwo: Zeszyty poetyckie, Gniezno, 2014

 

Aktualny numer - Strona główna

Powrót do poprzedniej strony


© 2010-2019 Stowarzyszenie Salon Literacki.
Kopiowanie treści zawartych w serwisie wyłącznie za zgodą Redakcji i podaniem źródła pod cytowanym fragmentem, w przypadku portali internetowych - linkiem do serwisu salonliteracki.pl.