Drukuj
Tomasz Bąk - Utylizacja. Pęta miast

Tomasz Bąk w wierszu Co nam zostało (osiemnaście prezerwatyw) tłumaczy, czym jest wymuszenie. Na użytek tej recenzji Anna Mochalska wyjaśni słowo „utylizacja”, posiłkując się nieodzowną Wikipedią. Jak dowiemy się z wolnej encyklopedii, jest to „wykorzystanie odpadów jako surowców wtórnych”. Równie ważne, jeśli nie ważniejsze,  jest kolejne zdanie objaśniające hasło: „potocznie utylizacja rozumiana jest jako zniszczenie”. Daje nam to raczej dwojakie możliwości interpretacji pojęcia; może nawet antonimiczne. Powtórne życie czy całkowita degradacja? Ponowne włączenie do obiegu czy jednak rozpad? Zaczynamy od postulatu: „zdefragmentować się w nowe”, ale po drodze kolejne elementy wydają się coraz bardziej niemożliwe do odratowania. Taki mamy klimat, takie mamy czasy – „wciąż ciepłe, choć zdechłe”. Czy z nałożonych na nas (przez nas samych?) pęt jeszcze można się wyzwolić, czy zostaje droga do smutnego końca? I czy Utylizacja. Pęta miast udziela jasnej odpowiedzi na którekolwiek z tych pytań?

Punkt wyjścia jest dosyć zaskakujący: Bąk zaczyna od osobistego dramatu, złamanego serca, opowieści o uczuciu skazanym na porażkę. Jest przy tym wiarygodny, sięga po czułość, liryzm, po sztafaż tak wytartych środków, jak róże, księżyc, zdrobnienia. O dziwo wychodzi z tego więcej niż obronną ręką, elegancko i w pełni świadomie balansując na wszelkich możliwych graniach, jak prywatność/rola, szczerość/konwencja, banał i czułostkowość/uczciwość podmiotu na poziomie wiersza. Tworzy bohatera, który jawi się jako człowiek-przegryw, everyman, uniwersalny przedstawiciel tego (i właściwie każdego innego) pokolenia. Rozmyślając o swojej sytuacji uczuciowej lub zdając relację z aktualnego stanu, jednocześnie zastanawia się nad poezją i sobą jako poetą. Ucieka w trochę inny język, włączając weń nie tylko wspomniane rekwizyty, ale też rozbudowując metaforykę. W wierszu Co jest poezją (wersja reżyserska) mówi wprost: „(…) nie jestem już poetą wulgarności? / Ja – gołąb. Ja – gruchot. My – światło.”

Niepostrzeżenie ten prywatny dramat rozgrywający się w zamkniętej przestrzeni przenosi się na ulice miasta, które coraz śmielej wkracza w obszar wiersza, anektując coraz większe jego połacie, pętając. Zaczyna się od zdecydowanego ruchu na zewnątrz: otrzymujemy obraz mężczyzny „wychodzącego z mieszkania / w rześki przedświt tak łaskawych Bałut”. Znaczące, że taki właśnie obraz pojawia się w tekście Degausser / Co jest poezją we wnykach codzienności. Jeśli komuś pierwsze słowo wydaje się obce, z odsieczą ponownie przybywa Wikiepdia, która mówi, że to „urządzenie służące do trwałego i skutecznego niszczenia danych”. Jest to więcej próba autonaprawy, choć za pomocą dość radykalnych środków. Próba zakończona właściwie fiaskiem, gdyż nieco dalej natykamy się na Krótki wiersz o Łodzi i/lub o życiu: „małe zwycięstwa / – raczej porażki – / WIELKIE NIEPOROZUMIENIE”. Miasto nie przynosi zatem spodziewanego resetu, ale daje bohaterowi coś innego: poczucie, że jego historia powiela się w nieskończoność, dotyczy innych jednostek, miast, państw, może nawet światów – bo i perspektywa kosmiczna u Bąka się pojawia. To odkrycie już całkowicie naturalnie powoduje zmianę perspektywy, a tym samym zmianę działania. Bohater przestaje walczyć o siebie, a zaczyna walczyć o wszystko inne, jednocześnie nieustannie zdając sobie sprawę, że przegrany jest już na starcie

Podmiot doświadcza skrajnych uczuć: rezygnacji z jednej strony, a chęci desperackiej walki z drugiej. Są tu momenty heroizmu, a są też i takie, z których przebija tylko rozpacz. Jest to walka mimo wszystko, naznaczona bardzo wyraźną goryczą i irytacją. A jednak odwagi i siły jest dość, by powiedzieć jasno i wyraźnie: „koniec świata będzie jak faszyzm, / koniec świata nie przejdzie”. Choć proces degradacji, nieustającego niszczenia jest tu pokazany jak na dłoni, mimo wszystko towarzyszy mu perspektywa zdatności do (późniejszego) użytku. Bąk – wśród ogromu pojęć i postaw, jakim się przeciwstawia – znalazł też miejsce na rozprawienie się z coachami, którzy spędzają życie na „poszukiwaniu frajera doskonałego”. (Aż dziw, że tej książki nie poleca fanpage „Zdelegalizować coaching i rozwój osobisty”!) Nie chodzi bowiem o to, żeby czytelnikom wcisnąć motywacyjną gadkę. Przy wciąż niegasnącej nadziei, której co chwilę rzucane są kłody pod nogi, Bąk nie mówi, że wszystko będzie dobrze. Utylizacja. Pęta miast to nie klepanie po pleckach. Rzeczywistość nie zmieni się na nasza żądanie, na pstryknięcie palcem. Jesteśmy właściwie w punkcie, w którym nie ma dobrych rozwiązań i wyliczanie realnych szans czy prawdopodobieństwa nie ma większego sensu. To nie znaczy, że mamy usiąść i załamywać ręce. „Krzycz, niech twój krzyk wybrzmi / głośno i krystalicznie czysto / jak worek szkła zrzucony do zsypu.” Zsyp – a tym samym utylizacja – jest tu jednocześnie przegraną i potencjalną szansą, jedną na milion, która niemal na pewno nie zostanie wykorzystana, ale nie powinno to powodować przekreślenia jej bez podjęcia jakiegokolwiek działania. Albo chociaż próby działania.

Z tej recenzji wyłania się obraz nie-takiego-już-podlotka, samotnego faceta w Tomaszowie Mazowieckim, który wiedzie lud na barykady. A wiemy przecież, że to nie całkiem tak, że autor Kanady i [beep] generation chce zmieniać rzeczywistość, próbuje być prorokiem we własnym kraju („byłby prorokiem, / ale nie jest prorokiem, bo bierze neuroleptyki”), ale jednocześnie jest też poetą, który umie bawić się konwencją, świetnie operuje warsztatem i słowem, i nie znosi ram również na poziomie wiersza, rozsadzając wszelkie formy od środka, powoli zmierzając ku zewnętrzu. Swój trzeci tom (UWAGA! SPOILER!) kończy wersem „trzask!, pstryk!, bęc!”, właściwie po gombrowiczowsku, mówiąc w tytule: Z samego końca świata macham do was warzywem. Cykl natury to właściwie ciągłe przetwarzanie dostępnych środków, więc utylizacja wydaje się rozwiązaniem całkiem na miejscu, takim, które już się sprawdziło. Po lekturze ostatniego wiersza wracam do początku, przechodząc cały cykl przetworzenia, by „zaakceptować warunki, / przeczytać uważnie akt kapitulacji. / Dopasować rzeczywistość do teorii / i raz jeszcze wyrzec się przemocy.” Wracam tak, jak wraca podmiot, wymieniając rekwizyty: warzywo na zdjęcie, koniec świata na koniec świata. Może to nie utylizacja. Może to recykling. I może to jest jakaś perspektywa.

Anna Mochalska

Tytuł: Utylizacja. Pęta miast
Autor: Tomasz Bąk
Wydawnictwo: Wydawnictwo Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej i Centrum Animacji Kultury w Poznaniu, Poznań 2018
ISBN: 978-83-65772-27-5

 

Aktualny numer - Strona główna

Powrót do poprzedniej strony


© 2010-2019 Stowarzyszenie Salon Literacki.
Kopiowanie treści zawartych w serwisie wyłącznie za zgodą Redakcji i podaniem źródła pod cytowanym fragmentem, w przypadku portali internetowych - linkiem do serwisu salonliteracki.pl.