Drukuj
Katarzyna Zwolska-Płusa

Do pary Radkowi daję debiutantkę – Katarzynę Zwolską-Płusę, a to ze względu na ciemną tonację, w jakiej mieszczą się jej wiersze. To jednak pisanie inne, bez wątpienia kobiece.
Myślę, że ta skromna próbka nieźle pokazuje potencjał autorki. Warto poczekać na kolejne wiersze i obserwować rozwój tej poezji, poszukiwanie własnego stylu i bardziej charakterystycznego języka.

Dobrej lektury.
Paweł Podlipniak

 


 

Katarzyna Zwolska-Płusa. Urodzona w 1986 roku w Częstochowie; absolwentka filologii polskiej i filozofii (rok ukończenia studiów  - 2010); doktorantka  na studiach w dyscyplinie literaturoznawstwo; od 2010 roku pracuje jako nauczycielka języka polskiego, etyki i filozofii w Zespole Szkół Artystycznych i Akademickich ALA w Częstochowie; członkini zespołu częstochowskiej fundacji Centrum Dialogu Międzykulturowego; mama Sary.

 


 

ablacja całkowita

nie chcę umierać, tam nic już nie ma
śpiewał ktoś a dźwięk wydobywał się
z wieży sony ospale i chropowato.
niósł prawdę.

to były lata dziewięćdziesiąte,
nasze blokowisko mieściło się
na terenie dawnych pól.
nigdzie indziej nie widywało się
zdziczałych kłosów zbóż
które wyglądały jak dziewczęce
warkoczyki.

prawda o umieraniu prześladowała
w małych mieszkankach, snach,
niezamykających się oczach lalek.

któraś z nas miała pierwszą
na świecie barbie w ciąży.
gdy wyjmowało się z niej dziecko,
lalka przestawała być potrzebna.
czasem zdawało mi się,
że śpiewa przez otwór w brzuchu:
nie chcę umierać, tam nic już nie ma.

pierwszą pośród zdziczałych kłosów
pochowałam właśnie ją - barbie
z otwieranym brzuchem (bowiem
umieranie warto przećwiczyć,
nieraz łącznie z porodem).

tamtego dnia zamajaczyły mi się zielone,
wiecznie niedojrzałe kłosy i chodnik
pokryty gugułami.
obudzona szarpnięciem pępowiny
splątanej jak dziewczęcy warkoczyk
i lina ratunkowa
mogę dziś poświadczyć prawdę.

 

letnisko

Jeśli taki jestem Ci potrzebny, Panie…
Jeśli taki właśnie jestem Ci potrzebny?

Adolf Rudnicki

cześć,
(tak zaczynało się listy za dzieciaka)
jestem na letnisku
(tak kiedyś nazywało się wakacje).
śpimy w wysokim, wąskim domu,
gdzie w jednym oknie jest dziewięć
okienek i nie wiem jak na to spojrzeć.

chciałabym napisać Ci dlaczego fotele bujane,
takie okna i słomkowe kapelusze wydają mi się
piękne, ale wymiar estetyczny to dopiero
trzeci wymiar.

chciałabym napisać Ci, że nabieram ich na ciało,
którego przybyło i na łyżeczkę, która mogłaby
być samolocikiem. nabieram ich na pewność
i w ten sposób sama nabieram pewności.

pogoda jest względna (względna czyli,
że odczuwam ją inaczej niż reszta i gdy pada,
podnoszę się).

moje ciało reaguje śmiechem
na łaskotki, wodę i piłeczkę z kauczuku.

- „chcesz jagodziankę, drugie dziecko,
wydać książkę?”
- „tak tak tak”.
normalność otwiera się jak budka piekarza,
a potem zamyka, gdy spada poziom serotoniny.

jemy obiady w stołówce. talerze z PRL brzmią
jakoś inaczej niż te moje w domu.
(„moje w domu” to wciąż trochę nierealne).

chciałabym napisać Ci, że cieszę się tym,
co mam, ale nie cieszę się tym, co mam.
obserwuję to, co mam i jestem zaniepokojona.

codziennie chodzimy na plażę. zbieram muszelki
do niebieskiego wiaderka, a potem wypuszczam je
na wolność, z której nie potrafią korzystać.
i tym razem to ja się śmieję.

mam nadzieję, że odpowiesz.
będę czekać „do końca mych dni”,
bo tak zwykło odbywać się czekanie.

 

nałęczów

Aleksandrze,
chociaż nie interesuje mnie stan wód
ani to, na co idą pieniądze z balów dobroczynnych,
mogłabym rozmawiać o tym z Tobą, gdybyś mówił
do mnie.

dziś widziałam Twoje okulary. schyliłam się,
by spojrzeć przez nie. przez nie nie mogę spać
wygięta w łuk jak oprawka.

teraz dostrzegam jak pięknie piszesz o sprawach wielkich
(moje sprawy też bywają wielkie - taka narośl
w brzuchu może nawet osiągać rozmiar dojrzałej pomarańczy).

zwierzę Ci się, że też chciałabym być znaną pisarką.
może wtedy nie musiałabym ustępować miejsca
ludziom z innego kraju, ludziom z zadbanymi dłońmi.
(głupio się przyznać, ale marzę o swojej  ławeczce
i startych od dotyku kolanach).

byłam u Żeromskiego. dlaczego nie napisałeś o śmierci Adasia?
te młodopolskie sprawy, martwe dzieci, załamane żony
i konkubiny zaskakują mnie tutaj.
stopiło się w nas, Aleksandrze, po dwoje ludzi,
w Stefanie znacznie więcej. z takiego stopienia
powstają wyłącznie popioły.

a mnie na przekór chce się żyć, jeść, pić, tańczyć,
w miejscu, gdzie umierał Adaś Żeromski.

mogłeś napisać.

 

deklinacje

- łoże to nieprzystępna forma łóżka,
nieprzystępną formą łoża jest łożysko.
- dlaczego nieprzystępną, skoro nosiłaś
je w sobie?
- bo do podziurawienia nie przyłożyłam
nawet ręki.

- łóżko jest w pokoju nastolatki,
łoże jest małżeńskie, a łożysko
matczyne.
- nie mieszaj pojęć. łóżko to seks
i życie, łoże – śmierć, a łożysko -
część mechanizmu.

- nie rozumiesz?
- nie rozumiem. 

 

Aktualny numer - Strona główna

Powrót do poprzedniej strony


© 2010-2019 Stowarzyszenie Salon Literacki.
Kopiowanie treści zawartych w serwisie wyłącznie za zgodą Redakcji i podaniem źródła pod cytowanym fragmentem, w przypadku portali internetowych - linkiem do serwisu salonliteracki.pl.