Drukuj
Krzysztof Bojko

Do pary Marcinowi Zegadle przydaję Krzysztofa Bojko. To poeta jeszcze przed debiutem „papierowym”, ale jego wiersze są zdecydowanie warte uwagi. Fraza Bojki jest lakoniczna, oszczędna i dobrze spina quasi biblijne tropy z dylematami „człowieka z postmoderny”.

Polecam
Paweł Podlipniak

 


 

Krzysztof Bojko, rocznik 1967. Mieszka i pracuje w Gorzowie Wielkopolskim.

Zawód – inżynier budownictwa. Pisze i publikuje od kilku lat na internetowych portalach literackich. W 2011 roku wydał tomik „patykiem”. W następnych lata wyróżnienia w OKP – imienia Ratonia w Olkuszu i „O Granitową Strzałę” w Strzelinie.

Motto: „poezja jest sztuką eliminacji słów” (z „Dekalogu dobrego wiersza” Leszka Żulińskiego).

 


 

Pocałunek e-stworzyciela

udostępniony podgląd Lucid Dream
sprawił mi niedzielną przyjemność
w odgłosie pierwszego dzwonu

nareszcie pobudzony mogę zrzucić
obce koła ratunkowe
dla nieudanych związków z rzeczywistością
której zawsze życzyłem śmierci

chcesz mnie ocalić
przez zielonego ptaka w bezlistnych konarach
ukrytego przede mną
- wychodzącym po błogosławieństwie
wprost na drogę do sklepu
pełnego wódki i tanich landrynek

i wierzę
że to nie omam

 

Pro desiderata

powiem ci o nieludzkim rodzaju
cudu

- śniłem że tylko dla mnie
wszystką gorzką żołądkową marnego świata
zamieni w świński mocz
jeśli po niej znowu spróbuję dotknąć
twoich różowo - czułych piersi
wypełnionych tykającą ciszą

między nic nie znaczącymi mikrozwapnieniami
miejsce na powtarzanie modlitwy dziękczynnej
za stłuczone szkło

w obliczu wszelkiej oschłości i rozczarowań
jest ona wieczna jak trawa gdy przed wyjściem z domu
budzisz mój kołowrót wywrócony
na lepszą stronę

po wielonocnych ciągach
nieskazitelne dno

 

Warkocze i popiół

- córkom

przytulam waszą matkę
bo nie chce być sama gdy zamknę oczy
na nimfy z kopii obrazów Rubensa
który umarł po zakażeniu

ja też kiedyś umrę i ona - czy chcecie czy nie
odłożyć w beztroskim czasie porównanie wyobrażeń
z konturami genotypów

antydatowany wiersz jest iluzją
że coś zależy od własnej pogody
trzymanej krótko na smyczy

 

J.

musiałem podpisać zgodę
na ewentualne odjęcie ręki
po cichu
licząc uzdrowienia z kolorowanek
przyniesionych przez wesołego kapelana

- nazwał mnie równie bohaterskim tatą
gdy wróciłem po krótszym zaciąganiu

i znowu śmierdzi

wtedy bez żadnego włosa
wyczesałaś ze mnie strach
że jesteśmy inni niż na huśtawce
odmalowanej wiosną

jutro rano była operacja
i tak rok w rok
zapamiętani
gubimy pstrykające długopisy

 

J. po raz drugi

gdy będziesz chciała poszukać swojego miejsca na ziemi
opowiem bajkę dla dorastającej córki
że nie warto objadać się słodyczami
palić papierosów

o winie nie wspomnę
masz już we krwi obrzydzenie do mojej abstynencji
którą wymyśliłaś (siódmy lipiec - pamiętamy)
cedząc przez śliczne zęby k… mać ty mój tatku pijaku
jest jeden problem

bo nie umiem wierzyć bez donośnego śmiechu
z filmu jaki nagrałem dwa dni po twoim urodzeniu
kiedy językiem szukałaś piersi
instynktownie a może głodna

na odwrotnej stronie kalendarza
dopisujemy morał

 

Dowód nie wprost na teorię źródeł

ściana wody o którą prosiłem 

nie dość że nie jest czerwona to jeszcze słodka
jak ślina po owocowych landrynkach
- i każesz mi utrzymywać ją w granicach wanny

a najwięksi wrogowie wchodzą i schodzą
codziennie po sto albo tysiąc razy
wzbudzając drgania betonowych podestów

i metalowych poręczy
co nijak ma się do chęci wyjścia z uzależnienia

od środków owadobójczych

moje łokcie odmawiają posłuszeństwa
najprawdopodobniej stracisz okazję do chwały
- to mrówki faraona

i uczynił morze suchą ziemią

 

Remedium

Co chcesz czynić, czyń prędzej!

podążając za rozwianymi włosami
nie zazdrościłem ci tłumu
z tyłu wyglądałeś jak na granicy
pomieszania zmysłów

obserwowałem twój wzrok

gniewny na wspomnienie faryzejskich sztuczek
a po wygłoszeniu przypowieści utkwiony w świątyni
rościłeś prawo bycia oprawcą i trzydniowym budowniczym

nie akceptowałem takiego zachowania
bo dlaczego miałbym zaufać impulsywnej wizji
jeśli w trzosie nie brakowało na nocleg
i wynajęcie sali przed wieczerzą

ja przecież swoją obecnością planowałem

przymusić cię do wyzwolenia narodu
lecz uparty milczałeś niczym kobieta z tuzinem

potomstwa po znalezieniu denara

czemu nie chcesz opuścić mojego powieszonego ducha
gdy wzgórze czaszki w metamorfozie
kuśtykasz zafrasowany wytarciem korony

my i pamiątkarski wrzask
dwie krople octu

 

W czwartej osobie

jeśli perwersja to czarne tło
na koloratkach nieprzejednani dociekliwi
wieszają bezdomne mieszańce

trop w uronionych kroplach święconej wody
która jak eliksir pod warunkiem
potrzeby dobrej śmierci

zaprawdę nie wiadomo
pytać opinię publiczną o stan wyobraźni
ukształtowanej lśnieniem lichtarzy
czy zmurszałą kredą dopisać na drzwiach
zbawczy inicjał

wszak bez zapowiedzi przyjdzie
spojrzeć na siebie inaczej

 

Święto kosy

nakarmione psy stroją wierność w kurze pióra
przyniesione pod butami (trzeźwych póki co) gospodarzy
- obliczają w nieskończoność dopłatę
za połacie milczącej ziemi której niczego nie przysięgali

sprzedana w kryzysie na wiatrowe elektrownie albo
podmiejskie lądowiska dla ratowania tych
co zbytnio interesują się życiem przedwiecznym

w piekarniku zakalec
ścięty jak niewyrośnięte łany
z chwastami bez imienia

 

J. po raz trzeci

nasz dialog o rysunku odręcznym w architekturze
nabiera rumieńców
zapalasz się żeby wykorzystać obie ręce
do projektowania mojego kąta gdy wiek emerytalny
stłucze mnie na kwaśne jabłko

- od ciebie która umie powiedzieć nie
jeśli ktoś dorosły chce podglądnąć końce zeszytów

i na szczęście nie
dla ojca czy subiektywnej matki

wiem
on też pisze wiersze
uwielbiasz jego młodzieńcze potyczki literackie z wyobraźnią
szkicowaną coraz bardziej wyraźnymi odcieniami

 

Aktualny numer - Strona główna

Powrót do poprzedniej strony


© 2010-2019 Stowarzyszenie Salon Literacki.
Kopiowanie treści zawartych w serwisie wyłącznie za zgodą Redakcji i podaniem źródła pod cytowanym fragmentem, w przypadku portali internetowych - linkiem do serwisu salonliteracki.pl.