Drukuj
Bartosz Niewart

Do pary Krzysztofowi Martwickiemu daję absolutnego debiutanta – Bartosza Niewarta. Jego wiersze są obiecujące, choć na pewno przed autorem jeszcze daleka droga do wykrystalizowania własnego języka poetyckiego. Autor już chwyta czytelnika, przyciąga do siebie udanymi frazami, zgrabnymi porównaniami i niebanalnymi spostrzeżeniami. Fakt, że część z nich balansuje na granicy bon motu i telegramu, ale dobrze rokuje na przyszłość.
Warto obserwować dalszy rozwój tego autora.

Zachęcam do lektury.
Paweł Podlipniak

 


 

Bartosz Niewart. Na świat przyszedł jeszcze w epoce książek telefonicznych. Urodzony optymista, połączony jednak nieuchronnie z przyszłością. Dla równowagi uczy przeszłości w jednym z wrocławskich liceów. Nie publikował niczego w papierowej prasie, nie startował w konkursach, niczego nie wydał. Zamiast słowa nie woli jednak słyszeć tak. W przestrzeni wirtualnej pojawił się w 2016 roku. Lubi być sobą i wyglądać na kogoś innego. Zawsze powtarza – niech autor nie udaje że wie więcej od czytelnika.

 


 

… budują coraz więcej mostów z ich urzekającym „pod”
tak się wciska w usta podróż podziemną
i dobrą radę w uszy gdy się nie masz gdzie przespać – jedź
jedź i nie wracaj – powroty nie cieszą
nie pozwalają pójść dalej

obecni zawsze mówią o racji a nieobecni nie mają końca
tak krzyczący przerasta milczącego
tak żyjący krzyczy na zmarłych
rzeka nas łączy – wystarczy deklaracja że płynę
są mosty na których się stoi i nie daje odpocząć rzece

 

… szczegóły należą do horyzontu nieufnych
do niewierzących do oskarżycieli do adwokatów
zbiera się tylu mądrych po narodzinach downa albo clowna
aż poplączą wspólny wątek jeden język a na koniec wiarę

świadkom wystarczy pusty pokój
a nawet mniej – wystarczy pustka
zwykły język wystarczy i nikt nie chce nam go odebrać

w tym pokoju się zaznacza kreskami na ścianie
wzrost dziecka jego naukę śmierć i chorobę sierocą

 

co nam chcą powiedzieć wielcy filozofowie

… teraz wiem że traciłem czas na filozofię
a nie na podglądanie
podczas gdy mój umarły sąsiad jak nastolatek buszował w zbożu
i za firanką
wtedy nie wiedziałem że trwa od dwóch tysięcy lat
publiczny wykład diogenesa
kiedy pociera sobie krocze
i pyta dlaczego w ten sposób nie może zaspokoić głodu
pocierając pusty brzuch

 

... tylko pociąg potrafi tak zaskakiwać
budzi i zbliża się szybko jak otwarte oko
leżysz wygodnie na torach więc nie powinienem cię ruszać
bo to jest twój przejazd w moją stronę i ławka twoja jak mój bilet
i ruch jak w automatycznych drzwiach
gdy zawsze nas dzielą a łączą tylko na chwilę
jest ktoś kto idzie ku tobie
a ktoś zaraz idzie w stronę przeciwną  

dla niezdecydowanych jest poczekalnia
jest przebieralnia dalej jest przymierzalnia obok
jest dworzec – jednak co z tego
tutaj nie wolno się kłaść
jak mieć i być nie wolno
jak iść jedno do drugiego
jak spać jedno w drugim nie wolno

 

… skoro socjotechnice odpowiada szklana bańka socjalu
starej trybunie dla ludu jakaś nowa trybuna ludu dla myślących
a political polo wtóruje disco polo
baraszkujemy sobie dalej
wolimy metody mniej inwazyjne
przecieki z towarzyskich portali i delikatne penetracje sondaży

czuję się jak tuziemiec na wewnętrznym froncie
z miss mokrej flagi

 

... choroba czyni nieodwracalne postępy
zamazuje wieczność za mną
... tutaj trzeba przeć
przeć i nie myśleć – tak mówią lekarze
przeć i nie myśleć nie pytać nie odpowiadać
najdoskonalsza postać mowy
otwórz usta – otwór dla kamyków
potem się tylko krzyczy
mój mózg niedorzeczny w innym języku  

są ludzie
którzy nie wytrzymują ciszy w szpitalu
łóżko dostawia się do łóżka

tak się waży każde słowo

 

są kościoły – puste
gdyż zło jest nieobecnością
a dobro znakiem że się dopiero zaczyna
zaczyna w skupieniu bo każde słowo byłoby zbyt mocne
i nawet milczenie jest zbyt mocne
a nieobecność przerasta jak obecność
nie ma dobrego ruchu na wejście
takiego jak pstryknięcie palcami albo zaniechanie
kościół stoi przy kościele
zawsze puste – jak ja przy tobie
latarnia obok latarni zawsze ciemność przy ciemności
bo światło zawodzi w ciemności
jak ciemność zawodzi pod latarnią
oto ironia

 

... biodra bez ruchu – moja ulubiona pozycja
ich martwota podnieca jak opór i uspokaja jak religie wschodu
leżę w łóżku i moje ciało jak rzecz potrzebuje innego ciała
i kropla we mnie zmienia się w kroplę w nim

wygrywa umiejętność przyjmowania metafor cała symbolika unikania śmierci
bez narodzin jako początku jak ciało cykliczne
bezsilny gatunek – poezja potwierdzi co tylko chcesz
zmieni osobę i miejsce na jakie tylko chcesz
przypomina kogoś z kim się umawiam płacę wymagam
i jestem tym dyszącym nad nią potworem

leżę i przeciągam się w nieskończoność jak sylwetka modiglianiego
nie jest bólem to co mnie obejmuje zbyt wolno jak na ból
czas który w poezji oznacza nieważne że to nie ja
nieważne że to nie moje

 

… nie wolno liczyć
i nawet odrobina liczenia to już dwa albo trzy
rachunek taki że rzeczy biegają za rzeczami
a wszystko co żyje zerka na zegarek
i czas w którym „nie ma”
rozpada się na czas w którym „nie było” „nie będzie”
(nawet matematyka nie operuje taką precyzją
i jest tylko niema)
i cena oszukuje i pensja i grzywna
rozrzutność jak akrobacja przerzedzi pokolenie szczęściarzy
nie wolno liczyć – zawsze jeden
ani ufać komukolwiek
nie wolno nie wolno
dwa razy być ani mówić dwa

 

Aktualny numer - Strona główna

Powrót do poprzedniej strony


© 2010-2019 Stowarzyszenie Salon Literacki.
Kopiowanie treści zawartych w serwisie wyłącznie za zgodą Redakcji i podaniem źródła pod cytowanym fragmentem, w przypadku portali internetowych - linkiem do serwisu salonliteracki.pl.