Drukuj
Małgorzata Oczak

Do pary Marcinowi Biesowi daję debiutantkę Małgorzatę Oczak. Przyznam się, że wcześniej nie miałem do czynienia z wierszami tej autorki, ale uważam, że może być ona ciekawym głosem w poezji kobiecej. Mamy tu i ciekawe obrazowanie poetyckie, i odpowiednią dozę liryzmu (choć jest to raczej „liryzm ponowoczesny”). Na pewno jest to twórczość warta uwagi i jestem bardzo ciekawy dalszego rozwoju.

Zapraszam do lektury.
Paweł Podlipniak

 


 

Małgorzata Oczak, ur. 1980, mieszka w Krakowie, pisze prozę i poezję, doktor psychologii, do 2013 roku pracownik naukowy Uniwersytetu Jagiellońskiego i SWPS w Katowicach, obecnie właścicielka palarni kawy Coffee Proficiency, mama. Studentka Studiów Literacko-Artystycznych UJ (SLA).

 


 

pszczoły

odkąd zobaczyłam serce, a w nim dwie ulice
zaczęłam podejrzewać, że beton też jest gliną
jedynie mniej posłuszną lecz równie wrażliwą

może, gdyby nie mapy, moglibyśmy
jak pszczoły – matki internetu, uznać budowle
za cuda natury, gdyby przymknąć oko na historię gatunków

w końcu dla nas, tak jak dla nich, miasto
to nic więcej jak schronienie przed bogiem
i jego grzechami

 

zagłada

czasy były nieznośne: żadnych państw, żadnych granic
zostały tylko firmy i nadmiar wszystkiego
nic dziwnego, że nie mogłeś już znieść swoich uczuć
że przelałeś je na mnie
pamiętasz? wtedy powiedziałeś: kocham
znasz drugie tak posłuszne słowo?

chcieliśmy ranić się dalej, po prostu zabrakło nam siły
ani wiersze, ani obrazy, nic już nie mogło ukryć prawdy o nas
przyszła katastrofa, niezawodna jak przyjaźń ludzi słabych

nie pamiętam kto pierwszy zapytał
koniec to czy początek świata

potem nic już nie dało się zrobić

 

science review czyli say my name

badania wykazały, że amerykańscy naukowcy nie istnieją
ale zanim to ogłoszono, odkryli
że światło, ciepło, ruch
to efekt fermentacji materii
podobnie jak błąd pomiaru i człowiek

oraz że każde ciało składa się z przeciwciał
które chronią je przed tym, by się dowiedziało
ilu panom służy

spokojnie, statystyka mówi, że nic nam nie grozi

dopóki mieszkamy tak blisko siebie
że nam się wydaje, że coś robimy razem

dopóki walczymy w słusznej sprawie, za słabych
by też mogli zabijać za równość, swoją, naszą

dopóki myślimy, że wszystko można przeżyć we śnie

dopóki rozpad świata nie zagraża naszej wierze
w stabilność atomu

dopóki poruszamy się szybciej
niż wskazówki zegara, niż ziemia

dopóki krew dociera do opuszków palców
zanim zacznie stygnąć

dopóki jedyne, co nas przeraża, to nasz ciężar własny

dopóki rozpoznajemy podłożone pod nas głosy

niczego mi nie obiecuj, amerykańskich naukowców już nie ma
patrz mi w oczy, gdy do ciebie piszę, gdy do ciebie strzelam

wypowiedz moje imię, tylko w twoich ustach
jestem bezpieczna

 

cisza

błogosławieni ci, co zbyt płytko pogrzebali zmarłych
by mogli udać, że się od nich różnią
albowiem dziś przejrzą ich suche oczy

błogosławieni chciwi, co jak kurwa
czas przeżywają w kwadransach
albowiem to im zostanie nalane z pustego

błogosławieni ci, co szukają boga
który by wino mógł zamienić w wodę
dziś jeszcze oglądać go będą

błogosławieni ci, którzy niczym się od siebie nie różnią
albowiem to ich kształt zapamięta pustka

błogosławieni, którzy pragną śmierci
oni jedni są jadalni dla ziemi

błogosławieni ci, co nie stawiają oporu złemu
albowiem to dzięki nim umarł bóg

błogosławiony bądź ty, który czytasz
albowiem to ty ciszy słuchał będziesz

 

dzikie stworzenia

gdzie teraz jest twoje zwierzę? modlisz się jeszcze do niego?
nosisz jego skórę? zjadasz jego mięso?
ci, którzy wierzą, jedzą ciało boga
by choć na chwilę przypomnieć go sobie
naśladuj ich, tylko nie przestawaj pytać
co lepiej chwali życie: ciernie czy pazury?

nie daj się zwieść, miłość można wymyślić
w końcu to tylko oddechy i słowa
trudniej o płótno, o dobre narzędzia, o ciała
posłuszne jak ręka malarza, co nawet nie drgnie
gdy na jego rozkaz oszukuje oko

znasz takie? spiesz się, zwierząt jest dziś tak mało
obyś jeszcze zdążył pomodlić się do nich

 

ja, skóra

wierna jak kartka papieru, co raz zgięta, na zawsze
nosi ślad, na zawsze pamięta

dla ciebie nie mam twarzy, jestem
tym co wdycham, balsamem
który wchłaniam, ciepłem koszul

zamieniam się w to, czego dotykam, cała
jestem tobą, kiedy czuję – znikam, nie boję się
bo choć ciało tak szybko się goi, to od wewnątrz
nie zapomina, nie przestaje krwawić

nie czekaj na mnie, nic nie dam po sobie poznać
nie troszcz się, nie opowiadaj mnie tylko nikomu obcemu

 

Aktualny numer - Strona główna

Powrót do poprzedniej strony


© 2010-2019 Stowarzyszenie Salon Literacki.
Kopiowanie treści zawartych w serwisie wyłącznie za zgodą Redakcji i podaniem źródła pod cytowanym fragmentem, w przypadku portali internetowych - linkiem do serwisu salonliteracki.pl.