W najnowszym numerze...

×

Wiadomość

Failed loading XML...

Niedawno zmarła Wisława Szymborska. Worek nieszczęść nie okazał się opróżniony. Pierwsze półrocze 2012 roku jest wyjątkowym czasem strat. O niektórych z nich mówi się bardzo głośno, o innych - niemal zupełnie milczy lub wspomina tylko z okazji gafy, jak w wypadku nekrologu Henryka Berezy.

Śmierć wybitnego literata zbyt często, niestety, przechodzi niezauważona. Chcemy więc zauważyć kilka osób, których zdecydowanie będzie brakować. To jak piszemy lub jak czytamy, jak rozumiemy pojęcie literatury, zależy w mniejszym lub większym stopniu właśnie od nich, nawet jeśli nie zawsze o tym wiemy. Pamiętajmy o każdym.

O trzy noty poprosiliśmy poetę i krytyka Leszka Żulińskiego. Czwartą napisała Dorota Ryst.

 

Trzech tytanów

Rok 2012 dobiegł dopiero swojej połowy, ale już teraz możemy powiedzieć, że literatura polska poniosła wielkie straty w minionych miesiącach.

12 stycznia zmarł Krzysztof Gąsiorowski, poeta – nie waham się powiedzieć – jeden z najlepszych w okresie powojennym. Był absolutnym liderem pokolenia Orientacji Poetyckiej „Hybrydy”, która na przełomie lat 50 i 60. z impetem zaproponowała nowe widzenie świata i nowy język liryczny. Po powojennych rozliczeniach starszych roczników i socrealistycznym amoku Hybrydowcy „uciekli” w „język prywatny” i w „pejzaż egzystencjalny”; chcieli przede wszystkim opisać swój „krajobraz wewnętrzny” i w wielu przypadkach udało im się zbudować z tego „krajobrazu” nowy „kosmos wewnętrzny” rozdarty między dawnymi uwikłaniami a współczesnym zagubieniami. Chyba właśnie Krzysztof Gąsiorowski i Janusz Żernicki (zmarły w roku 2001) zrobili to w sposób najbardziej osobny, kreatywny i poruszający.

Najważniejsze tomiki Gąsiorowskiego to: Białe dorzecze, Z punktu widzenia UFO, Milczenie Minotaura, Biedne, dwunożne mgły, Yyell i Moja stara maszyna do pisania... Był także świetnym eseistą; wystarczy chociażby przypomnieć takie tomy jak Fikcja realna, Warszawa jako kosmos wewnętrzny i Norwid, wieszcz-sufler...

Twórczy dramat Gąsiorowskiego wynikał z tego, że był poetą... trudnym. Wymagał wyrobionego i zaawansowanego w lekturach czytelnika, stąd o jego „wielkości” mówiło się w wąskim kręgu; „pod strzechy” nie miał szans trafić. Myślę jednak, że świadomość wagi tej poezji będzie istniała we wszelkich analizach i podsumowaniach co najmniej pięciu ostatnich dekad. Nie da się Krzysztofa Gąsiorowskiego „zamazać” sylwetkami mniej zdolnych kolegów, o których od lat mówi i piszę się więcej niż o Nim.

Chyba jeszcze trudniejsza sprawa wiąże się ze zmarłym w dniu 11 lipca 2012 roku Andrzejem K. Waśkiewiczem, nawiasem mówiąc bliskim przyjacielem Gąsiorowskiego. Waśkiewicz, choć najmłodszy pośród Hybrydowców (ur. w 1941 roku) miał z nich wszystkich najbardziej różnorodny dorobek. Był nie tylko poetą i krytykiem literackim, także animatorem studenckiego życia kulturalnego, jego kronikarzem i dokumentalistą, wybitnym znawcą okresu XX-lecia międzywojennego (zwłaszcza tzw. Awangardy Krakowskiej) i życia literackiego w tamtym okresie, edytorem (m.in. opracował dwutomowe Utwory poetyckie Anatola Sterna, Wiersze i utwory teatralne Jana Młodożeńca; przypomniał też twórczość kilku międzywojennych poetów zapomnianych itd.), był redaktorem naczelnym pism „Orientacja” i „Integracje”, przez wiele lat prowadził gdański dwumiesięcznik „Autograf”... W trzech dekadach (lata 60.-80.) razem z Jerzym Leszinem Koperskim najpierw pod egidą Zrzeszenia Studentów Polskich, a potem Młodzieżowej Agencji Wydawniczej wydawali serię „Debiuty poetyckie”, „Pokolenie, które wstępuje”, „Generacje”... Także antologie. Cały ten dorobek miał tak ogromny walor animatorski i dokumentacyjny, że trudno go przecenić i w przyszłości jeszcze wielu badaczy będzie wychwalało Waśkiewicza za jego pracę.

Najważniejszą książką eseistyczną Andrzeja K. Waśkiewicza był tom Modele i formuła – w niej określił „rację istnienia” swego pokolenia stanowiącego pomost pomiędzy generacjami wojennymi a powojennymi. W jego poezji trauma historii mieszała się z rozdarciami Nowego Czasu, a „historiozoficzny egzystencjalizm” budował dramatyczne konstatacje.

Straciliśmy także niedawno (21 czerwca) Henryka Berezę, który zmarł w wieku 86 lat. Bereza wpisał swoje nazwisko pomiędzy takich tytanów powojennej krytyki polskiej, jak Wyka, Błoński czy Sandauer... Od początku lat 60. zaangażował się w tzw. nurt literatury wiejskiej, sekundując Wiesławowi Myśliwskiemu, Marianowi Pilotowi, Edwardowi Redlińskiemu i wielu, wielu innym, potem został „papieżem młodej prozy”, tej która kreowała tzw. nową narrację. Drzeżdżon, Łoziński, Łuczeńczyk, Rudzka, Rutkowski, Samojlik, Siejak, Słyk, Smektała i dziesiątki innych autorów zawdzięcza Berezie nie tylko wprowadzenie do literatury, ale także „legitymację artystyczną”, która bez Niego przedzierałaby się do świadomości czytelników o wiele trudniej. Można Henryka Berezę bez wahania nazwać „ojcem Nowej Prozy” polskiej. Od 1951 roku aż do dnia śmierci pracował w miesięczniku „Twórczość”. Przez szereg lat czytaliśmy jego felieton recenzencki Czytane w maszynopisie – były to zapowiedzi wszystkiego ciekawego, co w prozie współczesnej się rodziło.

W ciągu półrocza odeszło trzech tytanów, twórców niezwykle kreatywnych, wymagających wiele od siebie i od literatury. To model zamierający – i obym się mylił!

Leszek Żuliński

 

Śmierć nas zwykle zaskakuje, nawet ta, która przychodzi po długim życiu, po ciężkiej chorobie. Co więc powiedzieć, kiedy umiera człowiek 24-letni, ginie nagle, w wypadku? 9 lipca 2012 r. we Wrocławiu zginął Tomasz Pułka. Pomimo młodego wieku zdążył wydać cztery tomiki poezji (debiutował mając lat 18), dwie kolejne książki miał już przygotowane do druku. Do tego trzeba dodać liczne teksty prozatorskie, felietony, recenzje, a także grafiki i nagrania audio. Zbudował własny poetycki język – jak pisał w ostatnim swoim tomie Zespół szkół "wiersz powinien wywieść przyzwyczajenie poza obóz poprawności”. Był niewątpliwie poetą poszukującym, eksperymentującym. Należał do grupy Perfokarta, która zajmuje się poezją cybernetyczną - jej tworzeniem i promocją. Myślę, że potrzeba czasu by spokojnie zaabsorbować tę twórczość i ocalić z niej to, co ocalenia warte.

Dorota Ryst

 

Aktualny numer - Strona główna

Powrót do poprzedniej strony


© 2010-2019 Stowarzyszenie Salon Literacki.
Kopiowanie treści zawartych w serwisie wyłącznie za zgodą Redakcji i podaniem źródła pod cytowanym fragmentem, w przypadku portali internetowych - linkiem do serwisu salonliteracki.pl.