Na warsztatach poetyckich w Turowie organizowanych przez Salon Literacki byłam już po raz drugi, jednak nie ujęło im to nic z pozytywnego zaskoczenia, które odczułam za pierwszym razem. Jak jest to w zwyczaju od paru lat, warsztatowicze przyjechali na całą majówkę do gospodarstwa państwa Gaców w Turowie koło Miastka, żeby skorzystać z pogody i piękna okolicznych terenów, przekuwając je na dobre teksty.
W tym roku, oprócz stałego kompletu organizatorów, od początku czuwających nad warsztatami: Dorotą Ryst i Sławkiem Płatkiem, jako prowadzący zajęcia został zaproszony Marek Karwala, doktor na Uniwersytecie Pedagogicznym w Krakowie. Jak chyba każdy, kto miał okazję przez chwilę z nim porozmawiać, pozostaję pod wrażeniem ogromu wiedzy, doświadczenia i chęci dzielenia się nimi, stłoczonej w tym serdecznym człowieku - nie codziennie ma się okazję słuchać mnóstwa cytatów wysypujących się z rękawa jak na zawołanie i podążających za nimi anegdot, które ubarwiły nam chłodne nieco wieczory. Jako prowadzący, Marek Karwala był skupiony na ćwiczeniu które zadał, ale nie uciekał od szerokiego omawiania tekstów – zdarzało się, że popłynął, ale często wymagał tego temat.
Ćwiczenia były bardzo różne, zawsze podparte wcześniejszą teorią - od wierszy kubistycznych do „tłumaczenia” tekstów starszych na język współczesny – oscylujące głównie wokół awangardy krakowskiej i ogólnie rozumianej poezji XX wieku. Cenne było zauważenie, że większość z nas nawet teksty prozatorskie pisze w sposób bardzo poetycki, wzbogacenie warsztatu o wiele nowych środków wyrazu do wykorzystania, a także chwilowa ucieczka od powagi i napisanie paru utworów komicznych. Nie bez znaczenia była tu rola prowadzącego, który każdy temat przybliżał bardzo szczegółowo, nie szczędząc przykładów. Wieczorami za to odbywały się krótkie spotkania autorskie, przygotowywane samodzielnie przez każdego z uczestników. Udowodniły nam, że w kontakcie z ludźmi nie wystarczy samo pisanie dobrych tekstów, należy jeszcze dobrze je czytać, umieć nawiązać kontakt z publicznością. Chociaż sam program był intensywny a między kolejnymi blokami przewidziano przerwy zaledwie na posiłki i sen (a przecież trzeba jeszcze kiedyś napisać teksty, rozluźnić się wieczorem), zupełnie nie czuło się zmęczenia i wyjątkowo w tym roku znalezienie czasu na napisanie tekstu nie sprawiało trudności.
Jak zwykle pozostaję pod wrażeniem tempa pracy na warsztatach – przez te cztery dni część z nas napisała więcej tekstów, niż przez ostatni miesiąc, dwa, czy nawet więcej czasu, i nie odbiło się to w żaden sposób na ich jakości. Teksty powstawały niemalże mimochodem, przy okazji, wiele osób oprócz odrobienia obowiązkowych ćwiczeń pokusiło się o teksty niezadane. Ponoć w tym roku jedynym problemem przy składaniu almanachu powarsztatowego ma być ograniczona liczba jego stron.
Drugiego dnia warsztatów Gmina Miastko zatroszczyła się o to, żeby nasze inspiracje nie ograniczyły się tylko do „Gacówki”, małego wycinka jej terenów, i zaprosiła nas do obejrzenia jednego z wielu zasługujących na to miejsc. W tym roku padło na strzelnicę, gdzie myśliwi uczyli nas posługiwania się prawdziwą bronią i trafiania do ruchomych (!) celów. Oczywiście chodziło o specjalne krążki, wystrzeliwane przez maszynę. Zostały zorganizowane Mistrzostwa w Strzelectwie Poetów, każdy z uczestników dostał dyplom, a Ci, którym udało się trafić w cel jeden lub więcej razy, zostali uhonorowani przez myśliwych dodatkowymi prezentami. Była to niezła zabawa, chociaż głośna, i na późniejszym grillu musieliśmy mocniej nadstawiać uszu, żeby zrozumieć, na jaki temat rozmawiamy. Oprócz strzelnicy zobaczyliśmy jeszcze jezioro Orle, jedno z jezior lobeliowych, prawdziwą rzadkość na naszych terenach. Cały pobyt uprzyjemniały nam dodatkowo okoliczne, piękne lasy, i chociaż lasy to nic zaskakującego na tych terenach, to jednak na ludziach przywykłych raczej do betonowych dżungli ten ogrom zieleni zrobił duże wrażenie.
Założenie zostało spełnione – mieliśmy o czym pisać przez następnych parę dni. Zawsze przy pisaniu tekstów „zadanych” zaskakuje mnie to, że często nie są to wiersze wyjęte z naszej poetyki, spełniające wymogi, wymuszone i niedopasowane, wręcz przeciwnie – powstaje kolejny dobry tekst, wzbogacony o jakiś konkretny środek, nad którym się skupiliśmy. Zawsze zaskakuje mnie to, że inspiracja czeka dosłownie wszędzie, należy tylko otworzyć się na wrażenia, a także to, że mimo ciężkiej pracy umysłowej, ciągle mało jest nam tych wrażeń mało i chętnie przedłużylibyśmy te warsztaty o kolejne parę dni. Utwierdza mnie to w przekonaniu, że warto jeździć na takie warsztaty, warto zdobywać każde doświadczenie, jakie nam się oferuje, warto spotykać ludzi, którzy żyją tym samym przeświadczeniu, co my – że poezja jest potrzebna i dobrze jest pochylić się nad nią przynajmniej przez te parę dni w roku. A najlepiej pójść za ciosem i rozwijać się w tym tempie do przyszłego roku, kiedy, mam nadzieję, przynajmniej część z nas znowu spotka się w Turowie. Czekam na to z niecierpliwością!
Dominika Kaszuba
Zdjęcia Arek Łuszczyk
Aktualny numer - Strona główna |
Powrót do poprzedniej strony |
© 2010-2019 Stowarzyszenie Salon Literacki.
Kopiowanie treści zawartych w serwisie wyłącznie za zgodą Redakcji i podaniem źródła pod cytowanym fragmentem, w przypadku portali internetowych - linkiem do serwisu salonliteracki.pl.