Drukuj

Jest kilka miejsc, do których wracam, lubię wracać i – mam nadzieję - wracać będę. Jednym z nich jest Teatr Witkacego w Zakopanem. Co roku pod koniec zimy wokół rocznicy urodzin Stanisława Ignacego Witkiewicza (24 lutego), swoje urodziny celebruje o 100 lat młodszy od Patrona Teatr Witkacego.

Urodziny to zwykle trzy, czasem dwa wieczory pełne sztuk wszelakich – spektakli dużych i małych, wernisaży, wykładów, seansów filmowych i tzw. niespodzianek, które przygotowywane w tajemnicy mają zaskoczyć nie tylko gości ale także gospodarzy. Są rozmowy, zdmuchiwanie świeczek na torcie (Cukiernia Samanta zawsze staje na wysokości sponsorskiego zadania), szampan, wino, i to COŚ, co stanowi Istotę.

W tym roku wieczory były dwa – 7 i 8 marca, piątek i sobota. Zaczęto finisażem wystawy malarstwa Joanny Sierko-Filipowskiej  Porozwieszane na ścianach foyer kolorowe, zmysłowe obrazy pełne kobiet, owoców, kwiatów i owadów, w moim odbiorze nieco, lecz bardzo nowocześnie, nawiązujące do Mehoffera.

Następnie w ramach Sceny Propozycji Aktorskich – obejrzeliśmy spektakl Przezroczyste Zero wg Alejandro Vallejo, w reżyserii Krzysztofa Najbora. To sztuka o szaleństwie, nieprzystosowaniu, szukaniu własnych miejsc, ciepła i aprobaty świata. W świetnych – jak zwykle - reżyserii, scenografii, oprawie muzycznej i obsadzie toczył się sceniczny dialog między tymi co "szaleni"i tymi co "normalni". I jak zwykle w sposób subtelny zadano pytania o to, co w człowieku umiejscowione najgłębiej i najdelikatniej.

Spektakl wystawiony był na tak zwanej dużej scenie, czyli scenie Witkacego, a na kolejny punkt programu – pokaz filmu Wielkie Piękno Paolo Sorentino przenieśliśmy się na scenę A. Bazakbala, zwaną małą sceną, czyli do kawiarni Teatru. Kawiarniana scena Teatru mieści niewielu widzów, dlatego duża część gości została na koncercie – podobno znakomitym – zespołu Palfy Gróf.

Ja wybrałam Wielkie Piękno. Film –  nieśpieszny spacer po życiu 65-cio letniego bohatera, a także spacer po Rzymie, pełen wytworności i wyrafinowania u niektórych (ja) wzbudził zachwyt u innych ambiwalencję związaną z wrażeniem ocierania się o kicz.Więcej pisać o tym nie będę. Zobaczcie i oceńcie sami.

Tym bardziej, że oto właśnie zbliża się najbardziej oczekiwany, a jednocześnie nieoczekiwany Wieczór Niespodzianek. W tym roku niespodzianki były cztery. Pierwsza, to mini spektaklik "W restauracji" przygotowany przez Kasię Pietrzyk, Krzysztofa Wnuka, Marka Wronę, Piotra Łakomika i Andrzeja Bieniasa, czyli Benia. W miłosnej atmosferze, przy restauracyjnym stoliku siedzą zakochani. On i Ona. Rozbrzmiewa Love Love Love Beatlesów, para przesyła sobie pocałunki i uśmiechy. Sielanka trwa do momentu, gdy On spostrzega na swoim widelcu maleńka plamkę i przywołuje kelnera. W ciągu kwadransa napięcie wzrasta do zenitu. Spektakl kończy pojawienie się na scenie półnagiego kucharza w zakrwawionym fartuchu, z toporem w dłoni - w tej roli doskonały Marek Wrona, a w efekcie ogólny mord.

Druga niespodzianka – to monodram w reżyserii Haliny Kubisz-Mikuły, wykonaniu Dominiki Handzlik z Teatru Heliotrop z Bielska Białej – rzecz o tożsamości i dwoistości siebie – wg poezji Krystyny Miłobędzkiej.

Trzecia – to dwie piosenki: filmowy “Cabaret” oraz “Kiedy się kocha, trzeba odjechać” (sł. B. Cendras, muz. Jerzy Chruściński), które brawurowo wykonała Julia Pucis – nie kto inny, tylko moja  własna, "wychowana na Teatrze Witkacego", córka. Na fortepianie akompaniował sam Jerzy Chruściński – Człowiek Wielki,współzałożyciel Teatru zakopiańskiego, kompozytor, autor muzyki do większości spektakli Teatru.

Niespodzianka czwarta – ostatnia, o nazwie wyjątkowo trudnej do powtórzenia, nawet dla zapowiadającego ją Andrzeja Bieniasa, czyli Emilia Nagórka i Piotr Łakomik w roli przedwiecznych, astralnych, zakapturzonych  mnicho-sajentystów. Przy pomocy wiedzy matematycznej, astrologicznej i magicznej dowodzili, że Teatr Witkacego jest Absolutem (dla egzemplifikacji: "kiedy dodamy sumę lat wszystkich aktorów do sumy obwodów garderób i sumę pomnożymy przez datę urodzenia Dyrektora, a następnie dodamy do wyniku wiek głównej księgowej to uzyskamy długość obwodu kuli ziemskiej"). Tym wesołym akcentem zakończył się wieczór pierwszy.

Wieczór Drugi rozpoczął pokaz przedpremierowy spektaklu Ha!Sio(R), czyli Nie Drażnić Kota, inspirowany dramatem I.S.Witkiewicza Oni, w adaptacji i reżyserii Andrzeja Dziuka. Spektakl na swoje miejsce wybrał Galerię Władysława Hasiora (ul. Jagiellońska 18B, Zakopane). Niestety, z racji bardzo ograniczonej liczby miejsc, był to pokaz zamknięty, więc na spotkanie z połączeniem Hasiora i Witkacego przyjdzie mi jeszcze poczekać.

Przejdźmy więc do drugiego spektaklu, wystawianego na dużej scenie, mianowicie Wizyty nie w porę (autor: Copi vel Raul Damonte Botana), w reżyserii Bartka Wyszomirskiego. To niezwykle współczesna sztuka, zarówno w treści jak i w przekazie, w odniesieniu do której można by śmiało użyć modnego słowa "gender". Sztuka o homoseksualizmie, a więc problemie płci (zapamiętane i ukochane przeze mnie określenie "płeć aniołów"), ale także miłości, choroby, czasu i śmierci, gdzie wszytko jest płynne (płeć także), nie do końca (śmierć także) realne. Wizyta nie w porę to komedia, ale ja nazwałbym ją raczej sztuką lekką, bardziej niż śmieszną.

Wieczór drugi Urodzin zakończył w kawiarni Teatru koncert zespołu Acoustic Acrobats  – grającego etno-jazz, muykę energetyzującą i pobudzającą do tańców, które – po spontanicznym odsunięciu stolików - same się rozhulały.

Pisząc tę osobistą relację, zastanawiałam się czym jest Istota Teatru Witkacego, to Coś, co sprawia, że od lat widzę tam tych samych pięknych ludzi, że gościom chce się tam bywać, a twórcom tworzyć. Myślę, że odpowiedź jest tu:

Między spektaklem a koncertem, po kwadransie przerwy na rozmowy i kieliszek wina nastapiła oficjalna część wieczoru, czyli Toast. Jak co roku – dyrektor i założyciel Teatru – Andrzej Dziuk przedstawił cały zespół – wszystkich – od aktorów po panie intendentki, z równą wobec każdego serdecznośćią. Bo w Teatrze Witkacego nie ma ludzi ważniejszych i mniej ważnych. Wszyscy mają swoje ważne, róznorodne i zmienne – w miarę potrzeb role. Manager Kultury  w czasie Urodzin razem z szefową Fundacji Witkacego sprzedają wino i herbatę w kawiarni, a plastyczka i szef techniczny sprawdzają bilety, aktorzy sprzątają scenę, a pani księgowa gra w spektaklu, jeśli jest taka konieczność.

Od lat obserwuję to zjawisko i utwierdzam się przekonaniu, że to jest nie tylko sposób na Teatr, ale też sposób na życie – świadomość wspólnych działań, etos pracy i filozofia, że jak trzeba coś zrobić, to po prostu sie to robi. I – co bardzo ważne – niezwykła życzliwość, skromność i otwartość wszystkich osób z Zespołu.

Teatr Witkacego i to co w nim się tworzy dotyka zarówno intelektu jak i emocji odbiorcy (czy może raczej gościa). Przede wszystkim jednak porusza to, co jest na styku. Miejsce, które najkrócej chyba można nazwać duchowością. Tu właśnie rodzi się pełne przeżywanie Sztuki, którą daje nam to niezwykłe miejsce. Miejsce, gdzie zmieniają się scenografie, kostiumy, kreacje, ale Istota pozostaje niezmienna. Może sprawia to bliskość gór. A może po prostu bliskość.

Joanna Pucis
Zdjęcia Dorota Ryst

 

 

Aktualny numer - Strona główna

Powrót do poprzedniej strony


© 2010-2019 Stowarzyszenie Salon Literacki.
Kopiowanie treści zawartych w serwisie wyłącznie za zgodą Redakcji i podaniem źródła pod cytowanym fragmentem, w przypadku portali internetowych - linkiem do serwisu salonliteracki.pl.