W najnowszym numerze...

×

Wiadomość

Failed loading XML...

Antoni Czechow to dla dzisiejszych amatorów teatru autor zdecydowanie nieobowiązkowy, jego dramaty dawno wypadły z tak zwanego „niezbędnika inteligenta”. Zastąpione zostały przez bardziej modne nazwiska i tytuły. „Na Czechowa” chadza pokolenie 50+ bo tak je wychowano a teatry wystawiają w większości dla honoru domu i … dla szkół rzecz jasna. Niewesołego obrazu dopełniają jeszcze spektakle dyplomowe studentów wszystkich szkół aktorskich w tym kraju, których pedagodzy z niezrozumiałym optymizmem wierzą, że student IV roku jest w stanie TO zagrać. TO czyli realistyczne uczucia, logiczne relacje,emocje, długie monologi i bardzo niewiele akcji. Na tym tle Agnieszka Glińska co kilka sezonów pokazuje, że to tylko na szczęście część prawdy – jej Sztuka bez tytułu w Teatrze Współczesnym czy wcześniejsze Trzy siostry w Teatrze Powszechnym albo nagrodzony na Festiwalu Szkół Teatralnych Wiśniowy Sad studentów Akademii Teatralnej w Warszawie udowodniły, że na przekór wszystkiemu bohaterowie Czechowa mogą jeszcze wzruszyć, zainteresować i skłonić do refleksji.

Udowadnia to również Mewa Teatru Narodowego, z Joanną Szczepkowską w roli głównej.

Ta Mewa to Czechow bez samowara, bez konfitur i stołu z lampą naftową. Scenografia Magdaleny Maciejewskiej jest bardziej niż oszczędna – modnie minimalistyczna – wręcz geometryczna ale jasna, ciepła i słoneczna. Aktorzy, na oczach widzów ustawieni w kolejkę,czekają by wejść na scenę, maszyniści w buraczkowych kombinezonach z niezależnymi minami układają na nowo bryły z jasnej drewnopodobnej sklejki, Doktor Dorn (Paweł Wawrzecki) mówi jeden z monologów wprost do widzów - wszystkie te zabiegi biorą teatr Czechowa w duży nawias. Możemy się spodziewać spektaklu chłodnego, zdystansowanego,życia pod lupą, preparatu – nic bardziej mylnego. Mewa Glińskiej w Narodowym to TO prawdziwe – emocje, monologi, język, relacje między postaciami – prawdziwy Czechow po prostu – ale Czechow pozbawiony anegdoty, kostiumu historycznego, realiów. Powstał spektakl skupiony na tym, co w tych dramatach najpiękniejsze, najważniejsze i jednocześnie najtrudniejsze dla współczesnego teatru. Siłą tego przedstawienia jest niewątpliwie to, że udało się Agnieszce Glińskiej i aktorom Narodowego „obronić” wszystkie postacie – pokazać bohaterów, których można zrozumieć, zaakceptować ich racje i pochylić się nad ich problemami.

Irina Arkadina, po mężu Trieplew (Joanna Szczepkowska) – to aktorka, sławna – próżna i rozpieszczona przez najbliższych, kocha gorąco (wbrew wiekowi i dotychczasowym nie najlepszym doświadczeniom) Borysa Trigorina, beletrystę (Krzysztof Stelmaszyk) – artystę wielkiego ale znużonego rutyną swej wielkości. Jest szczerze zatroskana o przyszłość syna Konstantina Trieplewa (Modest Ruciński) - dorosłego, ale zawieszonego w próżni – piszącego strasznie pretensjonalne „dyrdymały” ale przecież i nieszczęśliwego, opuszczonego przez najbliższą osobę dzieciaka. Masza (Patrycja Soliman) – córka gospodarzy, dziewczyna z niewątpliwym temperamentem kocha się beznadziejnie w artyście Trieplewie i pije. Nina Zarieczna (Dominika Kluźniak) wreszcie… i tu zagadka – jej w spektaklu Agnieszki Glińskiej nie lubimy – to nie uroczy, niewinny motyl tylko wyrachowany i zdeterminowany gracz, ale i jej pożałujemy jak już spotka ją „życie wychłoszcze”. My ich rozumiemy i akceptujemy,patrzymy na nich wszystkich przez słoneczny, ciepły filtr reflektorów teatralnych – współczujemy i wszystkim nieba byśmy byli radzi przychylić – z całego serca. Tylko, pisząc te słowa zaniepokoiłam się lekko, czy to aby nie ślepa uliczka – w normalnym życiu nie sposób wszystkich lubić – to nieludzkie i nienaturalne. Ale może TO jest po prostu tylko napisane, może TO żadna życiowa prawda?

Może być przecież tak, że następnym razem Irina to będzie „prawdziwie” próżna wiedźma i toksyczna matka, która niszczy własne dziecko, żeby nie stanowiło konkurencji dla jedynej prawdziwej artystki w rodzinie. Które to dziecko w efekcie wyrasta na egoistycznego mięczaka i aroganckiego pseudoartystę? A Masza – zamiast się wziąć w tak zwaną garść i nie dręczyć więcej zakochanego w niej nauczyciela Miedwiedienkę (Grzegorz Kwiecień) wyjada śliwki z nalewki i jest na najlepszej drodze do ponurego alkoholizmu, a doktor Dorn to podstarzały lowelas i kolekcjoner prowincjonalnych piękności? Tak też można. Zatem może Czechow nie pisał wcale żywych ludzi, może to tylko świetnie skrojone postacie sceniczne, które w zależności od talentu aktorów i reżyserów opowiedzą (bądź nie) może nie nową, ale na nowo opowiedzianą historię. Oświetlą nam scenę pod innym kontem, inną temperaturą? Może zatem wzorem oldskulowych teatromanów odwiedzić czasem teatr, w którym na afiszu jest jeden z tych tytułów – Trzy siostry, Wujaszek Wania, Mewa, Wiśniowy sad, Iwanow czy mój ulubiony Płatonow, by przekonać się samemu czy bohaterowie Antoniego Czechowa trafili na godnych siebie artystów.

Antoni Czechow Mewa
Przekład : Agnieszka Lubomira Piotrowska
Reżyseria: Agnieszka Glińska
Scenografia: Magdalena Maciejewska
Kostiumy: Agnieszka Zawadowska
Muzyka: Jan Duszyński
Premiera: Teatr Narodowy w Warszawie, 18.11.2010

Olga Sobkowicz

 

Aktualny numer - Strona główna

Powrót do poprzedniej strony


© 2010-2019 Stowarzyszenie Salon Literacki.
Kopiowanie treści zawartych w serwisie wyłącznie za zgodą Redakcji i podaniem źródła pod cytowanym fragmentem, w przypadku portali internetowych - linkiem do serwisu salonliteracki.pl.