W najnowszym numerze...

×

Wiadomość

Failed loading XML...

Skończyłem właśnie lekturę książki wydanej przez „Literatura Net Pl” w 2010 roku „Korespondencja z dwóch kątów”. Nie jest to jednak recenzja książki, raczej kilka przemyśleń do których sprowokował mnie ten zbiór listów, jakie słali do siebie pisarze, mieszkańcy... tego samego pokoju w sanatorium, do którego wysłała ich władza ludowa. Postacie to:

Wiaczesław Iwanow – obrońca ginącego romantyzmu, poeta osadzony w symbolizmie, rozumiejący to, w czym się wychował, najeżony wobec „nowego”. Wydawca charakteryzuje go tak: Poeta – symbolista, dramaturg, filolog klasyczny, filozof kultury. Jedna z najwybitniejszych postaci rosyjskiego „srebrnego wieku”, wszechstronny wirtuoz słowa i myśliciel. (...) W 1926 roku przeszedł na katolicyzm, wykładał w papieskich instytutach naukowych.

Drugim autorem jest Michaił Gerszenzon – naukowiec, umysł ścisły, piękny i głodny. Absolutny modernista, pod niewątpliwym wpływem futuryzmu, awangardy i wszelkich „izmów”. Historyk literatury rosyjskiej i myśli społecznej (...). Interesowały go związki filozofii, religii i literatury. Jako badacz literatury stworzył metodę „uważnej lektury” tekstów literackich, która może być uznawana za poprzedniczkę późniejszej „sztuki interpretacji”.

Lektura bywa prowokująca.

Pierwszy list zaczyna się od „świadectwa wiary” chrześcijańskiej i zaproszenia do wspólnego odczuwania obecności Boga. Jak na literata, Iwanow wygląda przesadnie klerykalnie, jak na artystę – niepotrzebnie konserwatywnie. Jest poetą – symbolistą, tonie w starych estetykach, z nowości przyjmuje te, które w jakiś sposób już zastał. Michaił Gerszenzon zanurzony jest już w nowych nurtach czołowej europejskiej awangardy – rosyjskiej. Stoi u bram rozbiórki starej aksjologii, rozmyśla o przyszłej. Kontakt między nimi byłby możliwy, ale wymagałby kompromisu, który okazuje się poza zasięgiem, choćby ze względu na nacechowanie pojęć i postaw. Zwłaszcza ze strony Iwanowa, który zdaje się myśleć życzeniowo.

Miałem czasem nieprzyjemne wrażenie, że odstaję intelektualnie od poziomu dyskusji tak mocno, że przestaję ją rozumieć. Tak choćby jak wtedy, gdy Iwanow w pewnym momencie tłumaczy swojemu rozmówcy, że nie powinien sugerować się filozofią Nietzschego i podważa jakieś tezy, których nie potrafiłem z niczym połączyć, nie doszukałem się w żadnym zdaniu śladu związku. Dopiero odpowiedź Gerszenzona wyprowadziła mnie na prostą: Znowu Pan się pomylił, mój drogi lekarzu. Niewiele czytałem  Nietzschego – nie odpowiadał on mi; teraz zaś uważam swój „patos”, jak się Pan wyraża, nie za identyczny, lecz za przeciwstawny jego patosowi.

Ten przykład wiele wyjaśnia, rozumowanie jednego z dyskutantów po prostu przebiega „obok” spraw, którymi się zajmuje, jest niepodległe i radośnie wolne od niewygodnych realiów. To tylko jeden z wielu przykładów argumentacji pozamerytorycznej, pocieszający, bo zdatny do użytku jako szablon w wielu innych sytuacjach. Wtedy, kiedy rozmówca „wie lepiej”, wie tak bardzo lepiej, że nie wiadomo o czym właściwie mówi.

Różnica między dyskutantami jest zasadnicza. Gerszenzon afirmuje świat. Ma wyraźnie poczucie, że uczestniczy w jakichś zmianach, ale jest to poczucie jedności z ewoluującą kulturą i współuczestnictwa w jej ruchach górotwórczych. Iwanow inaczej – jest na krucjacie. Walczy nie „w celu”, a „przeciwko”, dzieli kulturę na ludzi, a nie zjawiska. Jedni z tych ludzi są jego wrogami, inni należą do tej samej armii. Gerszenzon wypowiada się o mechanizmach. Analizuje procesy historyczne, rozwój doktryn i idei, o ludziach pisze jako o wykonawcach historii, a nie o osobach. Iwanow przeciwnie – niemal całe jego wywody dotyczą Gerszenzona, tłumaczy rozmówcy kim jest (bo zakłada, że wie to lepiej od niego), jakie ma wady, jak myśli i co powinien w sobie zmienić, aby być bardziej oświeconym. Jego argumenty właściwie w całości składają się z uwag personalnych i natarczywej indoktrynacji. Gerszenzon chce pokazać adwersarzowi nowy kawałek rzeczywistości, Iwanow – wpłynąć na rozmówcę, udowodnić mu jego wady i – krótko mówiąc – nawrócić. Gerszenzon stoi na pozycji polemisty, Iwanow – mentora. To, że obaj mówią o kulturze, filozofii i historii nie niweluje przepaści. Tak naprawdę mówią innymi językami i na inne tematy.

Jest też pewne podobieństwo między oboma pisarzami, choć wynika z niego natychmiast kolejny ciąg różnic. Gerszenzon zmierza do generalnej rekonstrukcji kultury, nauki i filozofii, Iwanow – do rekonstrukcji społeczeństwa. Obie tendencje są charakterystyczne dla epoki. Modernizm „zdzierał” męczące, wielowiekowe naleciałości do gruntu, szukał istoty rzeczy – to postawa Gerszenzona. Wytworzyła też ta epoka zjawisko totalitaryzmu o skali niespotykanej w historii świata. To postawa Iwanowa – indoktrynująca i oparta na wojnie światopoglądowej, podporządkowanie umysłów idei. Tu jednak „epokowa” wspólnota postaw się kończy, bo Gerszenzon jest kimś „od modernizmu – i później”, a Iwanow – „do modernizmu i wcześniej”.

Symptomatyczne: jedyny obszerniejszy cytat Iwanowa to... jego własny wiersz, który przytacza jako dowód na potwierdzenie tezy, że „człowiek pierwotny” nie bał się śmierci. To objaw nie tylko megalomanii – cytować własne wiersze tak jak cytuje się zewnętrzne źródła. To też objaw skłonności do nieuzasadnionej projekcji, przybierającej często postać imputowania innym postaw i przekonań. Objawia się to nie tylko we wmawianiu Gerszenzonowi własnych interpretacji jego myśli lub czerpania z sufitu wiedzy o emocjach jakiegoś „człowieka pierwotnego”. To prawdopodobnie ogólna postawa Iwanowa wobec historii, którą zdaje się traktować jak świadomy byt i rozumieć „przez siebie”, a nawet próbując ją przekonać do zmiany zdania.

Ze strony Iwanowa nie pada żadna dobrze umocowana myśl, jednak wiele z nich jest dla Gerszenzona pretekstem do ciekawej riposty, to może budzić podziw. Niejeden na jego miejscu, poirytowany, powiedziałby rozmówcy, żeby poszedł nawracać kogoś innego. Takt, dystans i odporność na prowokację są u Gerszenzona chyba jeszcze bardziej imponujące niż jego przenikliwy intelekt. A intelekt, zwłaszcza z perspektywy niemal stu lat, oszałamia.

O ile Iwanow okiem bystrego obserwatora dostrzega zmiany, o tyle nie rozumie ich. Ocenia nowe zjawiska kryteriami starych, wychodząc z założenia, że dobre jest to, co jest, bo jest, więc jest dobre. Gerszenzon widzi nieoceniająco. Najpierw, jako prawdziwy, instynktowny modernista, obiektywizuje, sprowadza każdą kwestię do sedna, oddziela od naleciałości, narośli, deformacji, jak archeolog patrzący na wzgórza i widzący pod warstwą ziemi asyryjskie pałace i sumeryjskie zigguraty. Iwanow patrzy na ozdoby z fasady, Gerszenzon – na konstrukcję budowli i zarys fundamentów:  Od wewnątrz przejawiło mi się i okrzepło we mnie proste uczucie, tak samo niepodważalne jak uczucie głodu czy bólu. Nie osądzam kultury, tylko świadczę: duszno mi w niej. (...) Wiedzę tę zdobyłem nie żywym doświadczeniem, jest ona wspólna i obca, przejęta od praszczurów i przodków.

Na tym jednak się nie kończy, bo przeskoczywszy swoją (rodzącą się właśnie) epokę, Gerszenzon sięga myślą do następnej, definiując zręby postmodernizmu: stnieją pajęcze sieci spekulacji, ze stalowej pajęczyny, utkanej przez stuletnie doświadczenie: niewolą one umysł nieodczuwalnie i pewnie; są utarte drogi świadomości, dokąd niezauważalnie wkrada się lenistwo; jest rutyna myślenia i rutyna sumienia, jest rutyna percepcji, szablony uczuć i niezliczone cliche języka. (...) Mówię zatem nie o wolności od spekulacji, lecz o wolności spekulacji, a raczej o wolności bezpośredniości i świeżości kontemplacji, żeby mądrość ojców nie zastraszała nieśmiałych, nie przytakiwała bezwładowi i nie przesłaniała horyzontów, żeby pojawiła się nowa wrażliwość i nowa myśl, niekamieniejąca natychmiast w każdym swoim przejawie, lecz wiecznie plastyczna, swobodnie mobilna w nieskończoność. Wówczas pojawią się ci weseli pielgrzymi i ubodzy duchem, beztroscy i ciekawscy, o których Pan mówi: teraz ich nie ma lub są tylko pozorni, teraz nikt nie przechodzi jak obcokrajowiec obok ołtarzy i idoli (...).

Obaj są doskonałym materiałem do analizy – Iwanow jako przykład jednego z punktów najdalszej ekspansji myślenia dziewiętnastowiecznego, Gerszenzon – jako przykład fundamentów myśli dwudziestego wieku. Różni ich także to, że jeden jest głównie poetą, drugi – naukowcem.

Trudno odmówić Iwanowowi pewnej magii. Fakt, że w listach bywa namolny, uprawia prozelityzm, jest zdewociały i nudny. A jednak był wielkim poetą. Mylił się w sposób energetyczny i uwodzicielski. Może jest to przywilej poezji i poetów. Mylić się i zwodzić na cudne manowce. Dać się uwieść? Tak. Zaufać? Nie. Poeta jest wieszczem, owszem. Ale nie częściej niż polityk, generał czy naukowiec. Weryfikuje go czas, a nie urok frazy. Jeśli już „łykać” piękne słowa wszystkich Herbertów, Ashberych i Kawafisów, to tak jak różowe i niebieskie pigułki na piękne sny.

Trzeba tylko pamiętać, że istnieje świat poza pigułką i że ten świat jest równie piękny, a dla niektórych (jak dla piszącego ten artykuł) nawet piękniejszy od owych pięknych manowców. Kwadrat, koło i tablica Mendelejewa wcale nie są brzydsze.

Parę lat temu, na spotkaniu w sopockiej bibliotece, słyszałem jak Tomasz Jastrun mówił: dziewczyny, kochajcie sztukę, ale unikajcie artystów, bo to samo zło. O nie, to nie tak. Może by trochę przedefiniować tezę (adresując ją do obu płci): Kochajcie poetów. Ale im nie wierzcie.

Sławomir Płatek

 

Aktualny numer - Strona główna

Powrót do poprzedniej strony


© 2010-2019 Stowarzyszenie Salon Literacki.
Kopiowanie treści zawartych w serwisie wyłącznie za zgodą Redakcji i podaniem źródła pod cytowanym fragmentem, w przypadku portali internetowych - linkiem do serwisu salonliteracki.pl.