W najnowszym numerze...

×

Wiadomość

Failed loading XML...

Po raz dziesiąty, jubileuszowy, poeci zawinęli do „Portu Poetyckiego” w chorzowskiej Sztygarce. Jak bardzo spotkania zmieniły swój charakter, pisałam w poprzedniej relacji. To impreza, która sukcesywnie się rozwija, nabiera pędu, niepowtarzalnego charakteru. Co wyróżnia „Port” wśród innych podobnych zdarzeń?

Wydaje się tym być atmosfera. Jest bardzo serdeczna, a sam festiwal to nie konkurs, gdzie panują pewne sztywne zachowania i zasady, a raczej przegląd poetów i rodzajów poetyk. Każdy prezentuje się od strony, jaką uważa za właściwą. Nikt nie ocenia, nie krytykuje. Wydaje się, że ludziom to odpowiada, bowiem takiej ilości twórców wtłoczonych w jedno - co prawda wielkie, ale jednak jedno - pomieszczenie, jaką ujrzałam 24 listopada, trudno znaleźć na podobnie niszowej imprezie kulturalnej, jaką jest spotkanie poetyckie. Organizatorzy, czyli Basia i Jacek Dudkowie oraz Włodzimierz Szymczewski są otwartymi na sugestie i uwagi ludźmi. Nie zastygli w schematach organizacyjnych, dają z siebie wiele, ale też chętnie przyjmują każdą pomoc w realizacji przedsięwzięcia. Sęk w tym, że pomocy dostają niewiele.

Tegoroczna edycja rozpoczęła się aperitifem w postaci wieczoru poezji Oli Słowik z Poznania i Małgorzaty Południak, do niedawna szczecinianki, obecnie mieszkającej w Irlandii. Wieczór odbył się w piątek 23 listopada w Galerii Sztuki „Inny Śląsk” w Tarnowskich Górach. Było miło, zabawnie, swojsko, ale też miejscami niespokojnie, gdy prowadzący próbowali pytać autorki o ich wnętrza, zaglądać pod zasłonki z wierszy. Mam nad czym rozmyślać po tym spotkaniu.

W sobotę rano, po godzinie dziesiątej, rozpoczęły się warsztaty z Leszkiem Żulińskim wspieranym przez Karola Samsela. Uczestników było 10, każdy przedstawił po jednym wierszu. Wypowiedzieć mógł się każdy, jednak „neczelstwo” bezpardonowo dzierżyli prowadzący. Myślę, że większość nie śmiała zabierać głosu. Korzyść ze spotkania odnieśli ci, którzy zechcieli znaleźć w słowach krytyków nie tylko pochwałę, ale i wskazówkę. Było warto.

Po krótkiej przerwie spotkaliśmy się wszyscy w Magazynie Ciekłego Powietrza. Wysłuchaliśmy najpierw wierszy gości głównych: Marty Fox, Magdaleny Gałkowskiej, Dawida Junga, Teresy Radziewicz, Karola Samsela. Każde z wystąpień było inne, każde niepowtarzalne. Cennym było wysłuchać znanych sobie tekstów w wykonaniu autorów. To zawsze jest ciekawe doświadczenie. W czasie poetyckiej przerwy przedstawiono twórców sztuk wizualnych, którym urządzono wernisaż: Piotra Króla i Marzenę Naliwajko - malarzy oraz Marię Kuczarę - autorkę fotografii artystycznych, która ujęła odbiorców szczerym wyznaniem, że zajęła się fotografią, ponieważ nie ma talentu plastycznego. Prace artystów podobały się bardzo, jeszcze po spotkaniu można było słyszeć rozmowy w kuluarach na ich temat.

Potem przyszła pora na nas, autorów z poprzednich edycji, przypominających się wybranym wierszem i tych, którzy występowali tu po raz pierwszy. Te występy porównałabym do migawek, bowiem trudno jest wsłuchać się w kogoś na podstawie jednego utworu. Inna rzecz, że nie wszystkie, mimo zapowiedzi, zasługiwały na miano „krótkich”. Chyba, że ktoś miał na myśli krótki poemat. Tuż po prezentacjach zajaśniała gwiazda estrady – Luna, czyli Joanna Vorbordt z dwoma kompanami muzycznymi. Koncert był mistyczny. Głos Luny, dźwięki, które wyczarowywali muzycy, naładowanie poezją – wszystko to sprawiło, że koncert wydał się zbyt krótki.

Ale wieczór dobiegł końca. Niektórzy zostali jeszcze jakiś czas nie mogąc się ze sobą rozstać, inni poszli do swoich miejsc noclegowych poprzez cynowo brzmiącą noc. Bo taki to też był jubileusz – cynowy. Do zobaczenia w czerwcu.

Izabela Wageman
Zdjęcia Arek Łuszczyk

 

 

Aktualny numer - Strona główna

Powrót do poprzedniej strony


© 2010-2019 Stowarzyszenie Salon Literacki.
Kopiowanie treści zawartych w serwisie wyłącznie za zgodą Redakcji i podaniem źródła pod cytowanym fragmentem, w przypadku portali internetowych - linkiem do serwisu salonliteracki.pl.