Drukuj

To była już 30. OPPA... Za nami 35 lat historii – dość burzliwej, z przerwami. Jedną, nazwijmy ją polityczną, w stanie wojennym i drugą, ekonomiczną, w latach 90. Na początku nazwa brzmiała Ogólnopolski Przegląd Piosenki Autorskiej, od roku 2006 to Międzynarodowy Festiwal Bardów. Niezmienne są założenia: „Piosenka autorska jest - a przynajmniej powinna być - najbardziej osobistą wypowiedzią jej twórcy, jego sposobem na komunikowanie się ze światem. To on sam dobiera do tego celu jak najbardziej odpowiednią formę artystyczną i bierze za to całkowitą odpowiedzialność”. Kolejną „stałą” festiwalową jest Piotr Bakal – inicjator i pomysłodawca w latach 70., a od wskrzeszenia OPPA w 1997 roku dyrektor Festiwalu (wywiad z Piotrem Bakalem).

W tym roku nie zabrakło stałych, sprawdzonych przez lata elementów – konkursu o Grand Prix im. Jonasza Kofty (nagroda przyznawana od 1997 roku), koncertu premier i interpretacji, występów bardów z zagranicy i z Polski. Część koncertów tegorocznego festiwalu była poświęcona jednemu z wielkich nieżyjących. Myślę, że to bardzo dobry pomysł - tak jak w zeszłym roku przypominano Brassensa, tak w tym był czas na wsłuchanie się w piosenki Bułata Okudżawy. W różnych miejscach, w różnych wykonaniach i tłumaczeniach. OPPA zawitała nawet w tak egzotyczne dla siebie miejsce jak Tawerna Żeglarska „Korsarz”, gdzie śpiewali Okudżawę Andrzej Korycki i Dominika Żukowska.

Grand Prix tegorocznej OPPY otrzymał Andrzej Dębowski z Warszawy, w „złotej piątce” znaleźli się oprócz niego Ilona Papečkytė z Kowna,  Tatiana Sołowiowa z Grodna, Piotr Kulpa z Bełchatowa i Andriej Kotin z Zielonej Góry. Skoro o zwycięzcach - w głosowaniu publiczności w sobotnim koncercie Premier i Interpretacji najwięcej głosów uzyskał Karol Płudowski. Wi jego piosenka o Beskidzie. Ktoś powie „to za bezpretensjonalność”, ale ja mam wrażenie, że niestety wygrało powielanie schematu... Tekst – niewiele różniący się od wielu piosenek, które można usłyszeć na szlakach, muzyka do złudzenia przypominająca największy przebój Płudowskiego Moja muzyka. Może to po prostu listopadowa nostalgia i tęsknota za wędrówką po górach? Moim skromnym zdaniem, od „piosenki autorskiej” można oczekiwać więcej, ale cóż, vox populi, vox dei...

Bardzo ciekawa była druga część koncertu w Studiu im. Agnieszki Osieckiej – ta sama czternastka bardów (a właściwie 13 bardów i tylko jedna bardessa), która wcześniej prezentowała premierowe piosenki, przedstawiła swoje interpretacje pieśni zagranicznych bardów. Najciekawiej wypadli Tomasz Szwed z utworem z repertuaru Daniela Lanois pt. O Marie i Słodki Całus od Buby z tłumaczeniem piosenki Mrok z najnowszej płyty Leonarda Cohena.

Na finałowym koncercie w Studio Polskiego Radia im. W. Lutosławskiego sala była szczelnie wypełniona. Dobrze, bo był to zdecydowanie najciekawszy z tegorocznych koncertów. Podsumowanie 30 edycji – mogliśmy posłuchać większości tych, którzy wygrywali kolejne festiwale, porównać i stwierdzić, że starzy mistrzowie mają się nieźle, ale młodzi nie śpią, wciąż są tacy, którzy chcą śpiewać o czymś istotnym. A jak długo będą chętni by ich słuchać? I czy zawsze to będzie tylko stosunkowo nieliczna grupa? Te niepokoje wyrażał dyrektora festiwalu, Piotr Bakal, również w formie śpiewanej, wykonując w koncercie premier Song o niszy.  Myślę, że trochę na tę niszę jesteśmy skazani – budzenie niepokoju, śpiewanie o trudnych rzeczach pewnie nigdy nie przyciągnie tłumów. Ale dobrze, że ciągle są ludzie, którzy chcą słuchać smutnych facetów (śpiewające autorki to ciągle mniejszość) grających na gitarach, śpiewających o niełatwych sprawach. I może coś jest w stwierdzeniu Andrzeja Poniedzielskiego, którym zakończył on swój występ: „Z festiwalem w Opolu łączy OPPĘ tylko jedno – nie ma bisów”.

Dorota Ryst
(tekst i zdjęcia)

 

 

Aktualny numer - Strona główna

Powrót do poprzedniej strony


© 2010-2019 Stowarzyszenie Salon Literacki.
Kopiowanie treści zawartych w serwisie wyłącznie za zgodą Redakcji i podaniem źródła pod cytowanym fragmentem, w przypadku portali internetowych - linkiem do serwisu salonliteracki.pl.