Miał być Tomek Lipiński solo, ale w sposób zupełnie spontaniczny na koncercie w Łysym Pingwinie zjawiła się także aktualna sekcja rytmiczna Tiltu (zdolni młodzi chłopcy z Mojej Adrenaliny).
I dobrze. To był mój pierwszy koncert w Łysym. Parokrotnie wybierałem się na Świetlickiego choćby, albo na Kopyta, nigdy jednak nie dotarłem. Teraz szczerze żałuję, bo atmosfery tam panującej nie da się z niczym porównać i tym bardziej zapomnieć. O „afterach” nie wspomnę. Jest kameralnie i prawie rodzinnie. Można śpiewać i tańczyć, można odgwizdywać partie saksofonów i podpowiadać teksty a nawet rapować (jak Vienio). Wchodzisz, słuchasz i robisz „to, co czujesz”. I nie jest ważne czy masz lat dwadzieścia parę czy żyjesz na świecie prawie pół wieku. „Jeszcze będzie przepięknie”, „Nie wierzę politykom”, „Mówię ci, że” – nic dodać, nic ująć. Wszystko jest aktualne, teraz może nawet bardziej niż trzydzieści lat temu. Lipiński wciąż czaruje swoim surowym wokalem, Karol Ludew czaruje gęstością uderzeń w bębny. Wszystko to razem daje niezapomniany efekt, aż chce się wracać. Okazji będzie zapewne wiele, wszak Łysy Pingwin obchodzi w tym roku dziesięciolecie istnienia, więc sporo się będzie działo.
Paweł Łęczuk
Fragment koncertu:
Aktualny numer - Strona główna |
Powrót do poprzedniej strony |
© 2010-2019 Stowarzyszenie Salon Literacki.
Kopiowanie treści zawartych w serwisie wyłącznie za zgodą Redakcji i podaniem źródła pod cytowanym fragmentem, w przypadku portali internetowych - linkiem do serwisu salonliteracki.pl.