W najnowszym numerze...

×

Wiadomość

Failed loading XML...

Alarmy, że czytelnictwo umiera nie wydają się aż tak uzasadnione, jak mogłoby wyglądać ze statystyk. Minęły czasy, kiedy ludzie musieli czytać, bo albo nie mieli innej rozrywki, albo nie dało się bez tego żyć. Obecnie, jeśli ktoś nie chce - nie musi, naprawdę, można prawie nie umieć czytać i mieć się całkiem dobrze. Nie należy się więc dziwić, że znaczna część społeczeństwa dobrowolnie wybierze taki właśnie rodzaj lenistwa i nie istnieje siła, którą można by ich zmusić do czytania wartościowej literatury lub czytania czegokolwiek. Walczyliśmy przecież o wolność, to i zmuszać teraz nie wypada. Są jednak pola, na których nie tylko wypada, ale należy wręcz coś zrobić. Te pola mają potencjał, mogą obrodzić, nie jest to żadna walka z wiatrakami, utopia. Dokładniej - chodzi o realizację dwóch celów (tu już całkiem sympatycznie zaczynający się felieton zaczyna przypominać manifest, ale nie mamy nic przeciwko temu, postaramy się za to utrzymać jednolity ton).

Pierwsze przeświadczenie, jakie chciałem uzewnętrznić dotyczy wielu ludzi, którzy mogliby i chcieliby więcej czytać, rosnąć duchem, ale nie wiedzą o tym. Z różnych powodów - rodzinnych, społecznych, miliona innych. To jest grupa, do której należy docierać, a chociaż jest rozproszona, to są sposoby wykonania owej pracy u podstaw. Chociażby coraz popularniejsze lekcje poetyckie w szkołach z udziałem poetów .

Druga istotna sprawa to spotkania autorskie. Zdarza się co prawda tłumek na spotkaniu z bardzo znanym prozaikiem, a jeszcze częściej - z podróżnikiem lub celebrytą, który postanowił napisać książkę. Ja zresztą też lubię posłuchać, jak wygląda jak, jak śmierdzi żyrafa i w jakim buszu żyją Buszmeni. Ale nie oszukujmy się, to nie są spotkania z literaturą, to nazbyt często bywają po prostu objazdowe serwisy plotkarskie. Szczególnie pokrzywdzona jest tu poezja. Na spotkanie z autorem wierszy (piszę z własnych obserwacji, kilkadziesiąt spotkań w całej Polsce) przychodzi od 40 do 100% osób, które same uprawiają poezję. Wyobraźmy sobie analogiczną sytuację - że na koncerty chodzą wyłącznie członkowie zespołów grających podobne odmiany muzyki, a na filmy do kina - głównie aktorzy i producenci. Absurd? No, dokładnie tak. Poezja nie ma publiczności.

Winni poniekąd są sami poeci, po niejednym spotkaniu goście myślą sobie, że woleliby czytać te teksty, ale nigdy nie widzieć autora. Jednak nie ma ucieczki. Bez promocji na żywo, bez kontaktu z ludźmi, nie ma publiczności, nie ma zainteresowania i nie ma co liczyć na czytelników. Stąd nasze stowarzyszenie przykłada taką wagę do warsztatów, podstaw prezentacji oraz po prostu do organizacji takich spotkań.

Dzieją się jednak też inne, ciekawe rzeczy. Są to działania niekonwencjonalne, oryginalne pomysły niezależnych inicjatorów. Często mają miejsce w niszach, toczą się w dziwnych miejscach, wypływają znienacka i trafiają w najważniejsze punkty - do osób spoza środowisk, do zwykłej, często niepiszącej publiczności, nawet jeśli są to małe lub lokalne grupki. I właśnie przez to jest to szalenie cenna praca.

Regularnie od kilku lat Piotr Wiesław Rudzki organizuje w Trójmieście specyficzne spotkania z poezją. Polegają na przykład na przejeździe kolejką SKM i czytaniu na głos wierszy w tym czasie. Uczestniczyłem też zeszłej zimy w zaduszkowym marszu na wzgórze Pachołek, z lampami naftowymi i instrumentami. Korowód zakończył się wspólną recytacją ulubionych autorów. Był widziany i obserwowany ze zdziwieniem.

Inny przykład - Piotr Mosoń z Głogowa prowadzi listę przebojów. Jednak nie ma na niej muzyki, są wiersze. Zjawisko dzieje się na Facebooku, ma swoją grupę. Rzecz odbywa się przez głosowanie, na listę wchodzą nowe wiersze, inne spadają. Zaangażowanych jest (czynnie i biernie) kilkadziesiąt osób. Pomysł znakomity i trzyma się jak na razie dobrze. Co ważne - głosują piszący i niepiszący - czytający.

Od niemal dwóch lat redakcja magazynu KZO organizuje happeningi pod nazwą „Zjednoczenie czytelnicze”. Idea jest prosta, grupa osób przez godzinę lub pół czyta książki (dowolne) w publicznym miejscu. Tak ostentacyjnie, żeby być widzianym i sprowokować do zastanowienia. Efektów nie znamy, ale wszystko pozostawia jakiś ślad. To też jeden z pomysłów.

Im więcej takich inicjatyw, tym silniej pokazuje się, że zwykłych ludzi interesuje kontakt z literaturą. Nie krytyków, publicystów, czy jej sprzedawców, ale tych, którzy czytają. Pokazują, że to fajne. Może jeszcze będzie dla kogo pisać te książki.

Sławomir Płatek

 

Aktualny numer - Strona główna

Powrót do poprzedniej strony


© 2010-2019 Stowarzyszenie Salon Literacki.
Kopiowanie treści zawartych w serwisie wyłącznie za zgodą Redakcji i podaniem źródła pod cytowanym fragmentem, w przypadku portali internetowych - linkiem do serwisu salonliteracki.pl.