W najnowszym numerze...

×

Wiadomość

Failed loading XML...

Od 23 do 29 maja trwała w Lublinie impreza Miasto Poezji. Poniżej dwie relacje subiektywne - jedna Piotra Wiesława Rudzkiego - przekrojowa, druga moja - o spotkaniu z Wojciechem Wenclem. Jednak należy się parę słów ogólnie.

Bardzo gorąca relacja Piotra Wiesława Rudzkiego

O spotkaniu autorskim z Wojciechem Wenclem

Organizatorem był Ośrodek Brama Grodzka. Buforem między częścią biurokratyczną a poetycką był Adam Marczuk. Zabiegany, niewyspany i zestresowany, jednak poradził sobie ze wszystkim. Nie zauważyłem elementu, który by szwankował. Cały festiwal dział się w kilkudziesięciu różnych miejscach, udział brało kilkadziesiąt osób. To ciekawa idea, ale szalenie trudna do realizacji. I udalo się! Myślę, że wielu osobom z Grodzkiej należą się gratulacje, ale Adamowi szczególnie, bo tkwił w mocno nerwowym punkcie.

Ze stowarzyszenia Salon Literacki pojechała silna reprezentacja. Oprócz nieco nadużywanego ostatnio prezesa pojawiła się Izabela Wageman (ze swoją książką „W oszukiwaniu snu”) i Piotr Wiesław Rudzki.

Jeszcze co do samej idei - widziałem różne festiwale. Pomysł na decentralizację nie jest zły. Nie będę się rozpisywał o jego zaletach, ale różnorodność i dynamika zadziałały pozytywnie. O różnych porach dnia i nocy można było spotkać poetów i ich kibiców wędrujących po mieście z jednej imprezy na drugą, siedzących w kawiarniach, zmieniających towarzystwo. Inną ważną cechą festiwalu jest przekrój gości. Wszystko zdaje się podlegać regule zdrowego rynku artystycznego, na którym zjawiska cenne obronią się. Szczególnie jest to ważne w sytuacji, kiedy inne festiwale ciągną w kierunku elitarności, ścigając się o przejęcie roli Watykanu Poetów. Wewnętrzne spory i próby przejęcia lokalnego papieskiego tronu, traktowanie poetów jak eksponatów w muzeum lub preparatów utopionych w formalinie do pokazywania na lekcji biologii - to zabija literaturę, buduje za to silne, oderwane od rzeczywistości i żyjące własnym życiem hierarchie. Nic z tych rzeczy w Lublinie się nie zdarzyło. Życie toczyło się w lepszych i gorszych knajpach, szkołach, mieszkaniach, na zbiorowych spacerach. Przyjechali poeci z wielkimi nazwiskami i nikomu nie znani grafomani, a nawet hip-hopowcy. Spotkania autorskie w różnych sceneriach - od eleganckich wieczorów z poezją do zabałaganionych, hałaśliwych knajp. Poeci to środowisko (o ile w ogóle są środowiskiem) niezborne, chimeryczne. Ktoś tu potrafił tę niezborność wykorzystać, zamiast z nią walczyć. Zrobić z niej użytek dla samych zainteresowanych.

Może trochę koloryzuję te pozytywy, ale nie jest tajemnicą, że jestem zakochany w mieście Lublinie od jakiegoś czasu, a zakochanym trafiają się dziwactwa i drobne zaślepienia, pasje i wybryki. Ale miało być w miarę obiektywnie, więc o wybrykach nie będę się rozpisywał.

Jeden z uczestników stwierdził, że inicjatywy oddolne w Lublinie są rzeczywiście piękne, gorzej z „górą”. Rzeczywiście, niewielu widziałem przedstawicieli mediów, a z oficjeli - chyba nikogo. To smutne. Zdarzył się też przykry epizod z dwoma uczestnikami, ale sami na tym stracili najwięcej.

Chyba każdy gość festiwalu mógł odczuć indywidualną opiekę. Nie byliśmy traktowani jak masa (tu znowu kontrast z innymi festiwalami), organizatorzy byli łatwi do znalezienia. Nie zauważyłem problemów z noclegami, wręczono nam talony na obiady. Były mapki, materiały promocyjne, wolontariusze pomagali przemieszczać się w określone miejsca i (nieraz z dużym poświęceniem) wracać z nich.

Nie wszędzie udawało mi się być. Prywatne radości brały czasem górę nad dziennikarskim obowiązkiem. Widziałem wystarczająco dużo, żeby wyrobić sobie (jak najlepsze) zdanie o imprezie, ale uczucie niedosytu pozostało. Możliwe, że za rok będzie szansa nadrobić zaległości. Jedynym rozczarowaniem są dla mnie lubelskie wódki, niestety straszne, po prostu straszne. Całe szczęście, że wciąż powstają tam miody pitne, które z kolei są doskonałe, jedne z najlepszych w kraju. Wytrzymamy. Na chlebie, miodzie i poezji, wytrzymamy.

Tekst i zdjęcia: Sławomir Płatek

 

Spotkanie z Eugeniuszem Tkaczyszynem-Dyckim

 

Spotkanie z autorami Salonu

 

Jedna z wizyt w szkołach - warsztaty w gimnazjum

 

Aktualny numer - Strona główna

Powrót do poprzedniej strony


© 2010-2019 Stowarzyszenie Salon Literacki.
Kopiowanie treści zawartych w serwisie wyłącznie za zgodą Redakcji i podaniem źródła pod cytowanym fragmentem, w przypadku portali internetowych - linkiem do serwisu salonliteracki.pl.