W najnowszym numerze...

×

Wiadomość

Failed loading XML...

Sławomir Płatek: Chciałbym pana zapytać – co pana zdaniem zostało do dzisiaj z Wojaczka, czy on dziś w jakiś sposób wpływa na poezję współczesną, jaka jest jego recepcja czy są naśladowcy, kontynuatorzy, czy tylko epigoni?

Bogusław Kierc: O epigonach najchętniej bym nie mówił, wydaje mi się, że epigoni Wojaczka natychmiast sami siebie usuwają w  rodzaj poetyckiego niebytu. Mówię o obecności, o recepcji. Czy są kontynuatorzy? Na moje ucho kontynuatorów jest wielu, a myślę o poetach oryginalnych, u  których prawie nie dopatrzylibyśmy się żadnych cech Wojaczka. Czegoś, co byłoby idiomem poetyckim Wojaczka, jego propozycją wiersza, czy ontologią. Pewnie tego czegoś można się tam nie dopatrzyć, albo można wykrywać na siłę. Natomiast jest coś zupełnie innego, rodzaj wektora,  kierunek. To znaczy Rafał stał się przewodnikiem, który odważył się pójść w stronę, najbardziej trywialnie to ujmując, deprecjonowanego, degradowanego sposobu  łamania paradygmatów powszechnie przyjętych. Był wobec nich podejrzliwy. I nie była to podejrzliwość, by tak powiedzieć, aprioryczna – czyli: z zasady będę nieufny. Tylko była to nieufność doświadczenia, efekt doświadczenia na sobie samym względności tych społecznych, politycznych czy obyczajowych paradygmatów. Brzmi to w ogóle paradoksalnie wtedy, kiedy się kojarzy z  „chuligańską” legendą Rafała Wojaczka, ale określenie normy etycznej jego doświadczenia egzystencjalnego i tak jest bardzo ryzykowne, choć to  ona windowała zarówno zasady jak i kryteria, według których ustalał swoją powinność poetycką, jak też to, co ośmieliłem się nazwać  ontologią wiersza. I można by również  mówić o fizjologii wiersza, kiedy wiersz staje się organizmem, organizmem analogicznym do ciała. Tę odwagę, tę możliwość podobnego traktowania poezji, przejęli poeci inni. Coś, co wydaje się teraz oczywiste, że tak można wypowiadać, wcale nie było oczywiste przed Rafałem Wojaczkiem. Zarówno tabu społeczne, tabu polityczne, jak i tabu obyczajowe – zostały przez niego sprofanowane. Nie dla takiej dziecięcej satysfakcji, że na złość mamie odmrożę sobie uszy, tylko była to raczej zasada - jeżeli dziecinna, to tak jak wtargnięcie w mechanizm zegara, co się tam dzieje, jak to działa, czy to wytrzyma, aż tak mocną iniekcję. Ja to widzę na pewno w tej poezji, która już powstała - to uproszczone uogólnienie – po przełomie „brulionowym”. A co się teraz dzieje,  pewnie też  ma jakiś związek chociażby z takim faktem statystycznym, że niedawno wyszło piąte wydanie „Wierszy zebranych” Wojaczka. Ono nie wychodzi po to, żeby dodawać wydanie do wydania, tylko rzeczywiście to jest kupowane i czytane. Myślę, że i dzisiejszy wieczór czytania  jest  bardzo bezpośrednim dowodem jego czynnej obecności, bo każda z tych licznych lektur była zupełnie inną lekturą, była zupełnie innym rozumieniem, innym rodzajem  „przyswojenia” Wojaczka. Dlatego uważam, że to jest prąd, który wciąż żywo płynie.

S.P.: Wspomniał pan o tym, że Wojaczek złamał pewne tabu, ale pierwszym można być tylko raz. Czy sądzi pan, że są jeszcze możliwości, żeby dokonywać tego rodzaju eksperymentów, łamać jakieś tabu w momencie, kiedy ani sytuacja społeczna, ani sytuacja  filozoficzna w tej chwili, czy zbiorowa psychologiczna, czy poetycka w zasadzie nie pozostawiają żadnych tabu do złamania, one już wszystkie sobie poszły.

B.K.: Tym lepiej, to znaczy tym lepiej dla poezji, bo ja nie upatruję wartości poezji Rafała Wojaczka w tym łamaniu tabu. Łamanie tabu było poszerzaniem terytorium poznania poetyckiego, mówiąc najogólniej. Wchodząc tam, gdzie wejść nie wolno, mówiąc to, czego mówić nie wolno, on jednocześnie ustanawiał nowy kanon mówienia, czyli tej najbardziej  rozpoznawalnej i jednocześnie swoiście intymnej relacji z ludźmi. Relacji z ludźmi bezpośrednio: człowiek – człowiek, ale relacji z ludźmi w mówieniu, w tym, w czym się naprawdę przejawia to, jak jesteśmy, gdzie jesteśmy i czym jesteśmy. Tu tkwi mistrzostwo Rafała Wojaczka, które właśnie na początku prawie  zupełnie nie było dostrzegane, traktowano go trochę tak jak naturszczyka, który chucha na tę rozpaloną w nim iskrę i wydziela z siebie coraz to nowe protuberancje takich poetyckich cudowności. Nie, to była bardzo rzetelna, mocna praca nad językiem, nad tym jak to, co jest i co zostało niemal zamrożone przez te wspomniane tabu, jak to żyje, jak to naprawdę żyje w języku. I teraz, kiedy mówię, że - poszerzając terytorium poznania poetyckiego – „usankcjonował” wspomnianą śmiałość, ta „usankcjonowana” śmiałość u innych poetów wchodzi na zupełnie inne terytoria, właściwie takie terytoria, o których nam się chyba nie śniło. Bardzo często są to sprawy tożsamościowe, inne niż u Rafała, rzekłbym, że czasami subtelniejsze. I teraz myślę o dwojgu młodych poetów, niedawno  debiutujących, ale już wyraźnie zaznaczających swoją odrębność jak Waldemar Jocher  czy Monika Żemła, która wydaje właśnie drugą książkę. W ich poezji problem tego „mnie” mówiącego i żyjącego, a będącego jakoś „wobec” siebie, nie polega na  konieczności ustalenia własnej tożsamości. Jak Rafał w Dzienniku pisał: próbuję ustalić tożsamość własną. Prawda, że to jest jeszcze coś innego, że nie idzie tylko o moją tożsamość, ale o to, co teraz się dzieje z tą moją tożsamością – tożsamą z rozwibrowanymi tożsamościami innych. Gdzie to jest  to,  o czym w ogóle mogę mówić „ja” i teraz jak to „ja” z tym, co zostało mi dane „do wierzenia” i jak z tym, co zostało teraz mi dane po zdjęciu tabu politycznych, obyczajowych, religijnych – jak to „ja” sobie radzi. To jest – analogicznie do „próby ognia” – próba człowieka. No dobra, ale na czym teraz ta próba człowieka polega, na czym ona polega  w języku. Kim jest człowiek w języku, w mówieniu o sobie. Co znaczą te pierwiastki „ja”, które nie są tylko pierwiastkami gramatycznymi. Tu się zaczyna troszeczkę inna (niż u Wojaczka) robota. Jak to się teraz ma do rzeczy subtelnych takich jak kwestia wiary, przedmiot wiary. Kiedy to zmodyfikowane „dane do wierzenia” też już nie wystarcza, nie wystarczają świeże paradygmaty, które weszły w miejsce obalonych . I tym się ta (tak mi się wydaje), najciekawsza (dla mnie najciekawsza) poezja zajmuje. I to jest - choćby nie wiem jak na to patrzeć - sukces „uderzenia” Wojaczkowego.

S.P.: Dziękuję.

 

Aktualny numer - Strona główna

Powrót do poprzedniej strony


© 2010-2019 Stowarzyszenie Salon Literacki.
Kopiowanie treści zawartych w serwisie wyłącznie za zgodą Redakcji i podaniem źródła pod cytowanym fragmentem, w przypadku portali internetowych - linkiem do serwisu salonliteracki.pl.