W najnowszym numerze...

×

Wiadomość

Failed loading XML...

Mądrale od socjologii powiadają, że w całej kulturze toczy się dysputa wokół mitów wolności, indywidualności, tolerancji i godności. Ale już w czasie wyborów, gdy cala Polska dzieli się na dwie połowy, na czoło dyskursu wysuwa się tradycyjny patriotyzm łączony z religijnością. Broniony w imię WSPÓLNOTY. Środowiska oświecone popierają kontry wobec konserwatyzmu i tak zwaną walkę o duszę narodu. My krytycy powieści typu Masłowskiej czy Chutnik określamy to jako pogranicze antykultury. Kultura tworzy, ochrania, rozwija i broni na wszelkie sposoby mity (nawet te inscenizacje bitew i powstań to wręcz fizyczne i obrazowe marnowanie sił i środków dla iluzji mitologicznej). I tak doszliśmy do rozróżnienia powieści ambitnej i popularnej.

Literatura ambitna chciałaby mniej konserwować przeszłość, a bardziej zajmować się konkretem, zjawiskami cywilizacyjnymi, nauką zbawiać ludzi od wojen, wyzysku, przemocy, poprzez ujawnianie manipulacji. Antykultura podpowiada: nie licz na wspólnotę, na środowisko, na gotowe wzorce i wierzenia. Sam jesteś twórcą i źródłem wiedzy. Niechaj cię nie przeraża groźba wykluczenia, złożoność świata. Szukaj przyczyny, nie gotowych recept. Chutnik proponuje: poszukaj przyczyny zła i bylejakości już w sobie, bo wszyscy jesteśmy winni za to, co jest.

Przypadkiem natrafiłem na swój kalendarz z 2008, w którym notowałem swoją pisaninę krytyczną. Była tam wpisana wielka dama literatury okresu przejściowego z jej wielkim tomem „Bieguni”. To Olga Tokarczuk, poszukiwaczka egzotyki obyczajowej w mitach świętokrzyskich, mitologii Dolnego Śląska, ezoteryce psychologicznej. Pamiętam jej wyznanie odautorskie: nie ma kanonów historycznych, każde pokolenie musi sobie wymyślić swoją historię i historię wspólnoty od początku. Szczytny apel o nową tożsamość. Ale postawa ryzykowna wobec tak skrajnego relatywizmu. Stosowała go do historii średniowiecznych, do pogranicza polsko-niemieckiego (duchy Niemców unoszące się nad prowincjami Ziem Odzyskanych), do przełomu wieku 19 i 20 we Wrocławiu, do powojnia na Ziemi Lubuskiej. A jako psycholog uważa, że „miłości często nie starcza na całe życie”, bo „mamy w sensie emocjonalno-rozwojowym więcej niż jedno życie”.

Pisałem w tym roku o „Nagrobku z lastrico” Krzysztofa Vargi, w której to dużej prozie ten autor o rodowodzie polsko-węgierskim, wychowanek szkoły i dzielnicy mokotowskiej, uczynił epopeję ówczesnego czterdziestolatka. Dzięki pracy w „Gazecie Wyborczej” uzyskał znakomitą promocję i wysnuł ponurą baśń współczesną o nędzy moralnej peerelu, okresu przejściowego i rynku. Tam obłuda i deficyt wszystkiego, tu beznadzieja, pijaństwo i mity zakłamujące czasy i ludzi. Nasilający się egoizm, gangsteryzm, wręcz zezwierzęcenie w życiu codziennym, zwieńczone zostały w jednej powieści wizją katastrofy cywilizacji europejskiej.

Pisałem wreszcie o „Szkole wojny” Czesława Dziekanowskiego (Eneteja 1997). Autor wielu nowatorskich powieści okresu przejściowego podjął rewizję mitów inteligenckich naszych i europejskich. Tym razem całkiem swoiście kreśli wizję wojny i opozycji solidarnościowej. Próba wpisania się w układy rynkowe to istna karuzela złudzeń, przekrętów, upadków. „Nie jestem w stanie sam siebie chwycić za włosy i wyciągnąć z bagna”. Woła Filip. Autor doświadczony jako twórca i animator kultury robotniczej, uczestnik podziemia, profesor pedagogiki, wiele przeżył, zaobserwował i zapisał dwa mity gospodarcze: górniczy Śląsk i stoczniowe Wybrzeże. Zapamiętałem też Janusza Andermana „To wszystko” (WL 2008). Tu przedstawiony pisarz wielce rozsławiony twórczo i towarzysko, nagle w okresie przejściowym „podpada” i znajduje się w kompletnej próżni finansowej i środowiskowej. Bardzo typowa sytuacja. Po namyśle postanawia „ratować” swoje imię i swoje dzieło, popełniając samobójstwo przed kamerą, żeby dać pożywkę głodnym mediom. No coś jest na rzeczy. Rzecz wcale nie abstrakcyjna, jeśli taedium vitae potraktować metaforycznie!

Pamiętam też zdziwienie, kiedy natrafiłem autora całkiem nieznanego, ze środowiska kieleckiego, Zbigniewa Leoniaka, który w powieściach o zamkniętych środowiskach robotników leśnych „Samiec” i o więźniach, napisany grypserą „Zakazany romans” wykazał się niebywałym talentem. A pies z kulawą nogą go nie zauważył. Zdałem sobie sprawę, że rozgłos ma podstawy towarzyskie i interesowne. Że tylko niektórzy będą ujawnieni szerzej. Inni są skazani na anonimowość, choćby ich książki były wybitne. Proszę o tym pamiętać i wychodzić poza kanon telewizora i serwis wpływowych gazet i czasopism. W swojej strategii pisarskiej proszę też tylko liczyć na łut szczęścia.

 

Dromologia, prosument

W tym czasie do słownika wchodziły nowe słowa, nowe pojęcia na oznaczenie nowych dziedzin wiedzy, takich jak rozpoznanie nowych przekaźników i nowego typu odbioru informacji i ekspresji. Nawet literatura zaczęła się rozpływać w powodzi tekstów pisanych, mówionych, serwowanych w internecie, w telefonach komórkowych, przekazach wirtualnych, w obrazach. Proza też okazała się bez granic, przestała być czytana, zaczęto ją nagrywać, fragmentaryzować, przekładać na teatr, film, na serial, na głos nagrany. Rozpoczęła się era prozy ponowoczesnej, nasyconej historią indywidualną, albo potraktowaną ironicznie. W początku lat 70 nagłośniono niebywale Andrzeja Szczypiorskiego „Mszę za miasto Arras”, o prześladowaniu Żydów w czasach Baroku, „Prawiek i inne czasy” Olgi Tokarczuk, potem „Stankiewicza” Eustachego Rylskiego o epopei rodu kresowego, „Hanemana” Stefana Chwina o pograniczu polsko-niemieckim w Gdańsku, „Weisera Dawidka” o mitach powojennych żydowskiego chłopca, Wiesława Myśliwskiego „Widnokrąg” o chłopskim rodzie spod Sandomierza. Andrzej Bart w grotesce „Rien ne va plus” spisał krótki kurs naszej historii żartem i kabaretowo, wywracając przyczyny i skutki powstań, wojen, konspiracji na nicę. Pisałem gdzieś, że były to próby uwolnienia literatury z przymusów cenzury i ideologii. Rozliczenia martyrologii i kombatanctwa. Były próby przemyślenia na nowo dziejów i zdarzeń. Były zamiary aktualizacji i kreacji myśli i idei w czasie, w sobie (jak twierdziła Bergson) i stworzenia jakiejś miary trwania i przemian, na zasadzie (tu znów Heideger) bycia wypływającego z czasu, bo czas naszego życia, to przede wszystkim czas naszej świadomości. To zresztą temat na odrębny szkic.

Literatura uderzyła w dzwon, podjęła łomot werbli wokół porządków i nieporządków dookolnego życia. Padały hasła: rozliczamy się z nietolerancją. Dalej – z cwaniactwem, ciemnotą i fanatyzmem, złodziejstwem i okrucieństwem wobec zwierząt. Ten ostatni temat, skrót antologii do zezwierzęconych ludzi, podjął w powieści „Szczur” Andrzej Zaniewski i uzyskał międzynarodowy sukces. Próbował go kontynuować w katastroficznej epopei „Cywilizacja ptaków”, po końcu cywilizacji ludzi. Ciemne strony nowych czasów, rynku, kapitalizmu, bliskie nierzadko zezwierzęceniu odkryli Józef Łoziński, zwłaszcza „Sceny myśliwskie z Dolnego Śląska”, Piotr Siemion, znający kapitalizm z praktyki w branży finansowej, zwłaszcza „Finimodo”, Wojciech Kuczok „Gnój” umieszczony w warunkach śląskich, autor pod pseudonimem Wojciech Shuty, zwłaszcza „Tartak”, wypisz wymaluj epopeja lepperowszczyzny. Anna Bojarska „Kozzmoss!” o dziewczynach mszczących się za nieludzkie krzywdy wrednymi metodami. Można by jeszcze przywołać Izabelę Filipiak, Andrzeja Lenartowskiego, Andrzeja Stasiuka i podejmującego temat męki twórczej w wymiarach krwi, śluzu i potu Dariusza Bitnego, ale przecież nie piszę książki.

Sprawa tolerancji społecznej, obyczajowej, kastowej stanęła w całej rozciągłości. Najdobitniej ujawniono te sprawy w prozie feministycznej. Pamiętamy jaką promocję od Czesława Miłosza, potem filmem Andrzeja Wajdy zdobył Tomek Tryzna „Panną Nikt”, niekwestionowaną pierwszą polską powieścią postmodernistyczną, autor wraz z żoną pracującą z dziećmi trudnymi wychowawczo wydestylował okrucieństwo dzieci, tym razem demonicznych dziewczynek, które potrafią wykończyć nawet koleżankę uznaną za przybłędę w salonie, okłamać dorosłych i mądrali (kontynuował temat w moralitecie „Idź kochaj” o końcu socjalizmu).

Manuela Gretkowska rozpisała temat na wiele książek, choćby dziejami ciąży i porodu „Polka”, a potem nawet założenia Partii Kobiet, która na plakacie wyborczym prezentowała zarząd bez odzieży. Tytuł Izabeli Filipiak „Skandal być kobietą” rozpisywało wiele autorek: Natasza Goerke, siostry Bojarskie, Zyta Rudzka, Małgorzata Musierowicz, Agnieszka Drotkiewicz, Dorota Szczepańska, Katarzyna Byzia i legion innych. Przy czym smaczne kasztany z ognia wydobyły autorki literatury łatwej, taniej i przyjemnej, gdzie z każdej sytuacji jest dobre wyjście: w miłości, w interesach, w życiu rodzinnym, w otoczeniu koleżeńskim. Potentatką, a równocześnie przedsiębiorczynią, która nawet losy swych bohaterek literackich chroniła licencją prawną – była i jest Katarzyna Grochola. Jej romanse awanturniczo-erotyczne, jak „Nigdy w życiu”, „Serce na temblaku”, cały cykl „Żaby i anioły” ciągle są wznawiane, filmowane, przerabiane, bo czytelnicy potrzebują powieści buffo, wodewilowej, bulwarowej o kobietach radzących sobie z pieniędzmi, z samotnością, z odrzuceniem. Potrzebują żartów z otoczenia, z obyczajów, z kultury masowej. Już nie w butach milionerki dążą podobną drogą: Dorota Terakowska, Krystyna Nepomucka, Krystyna Siesicka, Irena Matuszkiewicz, Monika Szwaja, Izabela Sowa i nieopodal nasz autor kryminałów Janusz Wiśniewski, ten od „Samotności w sieci”. Podam przykład na jakim szlaku ten nurt prozy szuka pociechy. Na sztandarach widnieją proste hasła: kobiety łączcie się, twórzcie krainę szczęśliwości - nibylandię, nie wstydźcie się być kobietami, dbając o swój wygląd i zachowanie. Czasem pada hasło odważniejsze, bliskie skandalu: „Miliony lat ewolucji buzują w mojej macicy”, to M. Gretkowska. Autorki te, i chyba słusznie, uważają, że ich książki pomagają kobietom uzyskać, albo pogłębić własną tożsamość. Pomagają też na zasadzie swego rodzaju metaforycznego doradztwa jak wyjść z tradycyjnego i współczesnego bovaryzmu, z upokorzenia, z braku perspektyw, z unicestwienia.

 

Z czym u drzwi Europy

W środku wakacji niebezpiecznie dużo już mi się wystukało na tradycyjnej maszynie do pisania tych stron, a tu jeszcze tyle nazwisk, tyle książek nie przywołałem! Skonsternowany przypomniałem sobie, że ilekroć młodszym kolegom po piórze zaczynam opowiadać przygody literackie na podstawie własnych doświadczeń, powtarzają mi: zapisz to: niech pan to upamiętni. No więc może na koniec parę anegdot o prozatorach, usłyszanych, wysnutych z rozmówi wywiadów. Spróbujmy.

Jarosław Iwaszkiewicz nigdy nie odmawiał, gdy jako młody współorganizator życia literackiego prosiłem o wypowiedź. Podkreślał wagę elity, ale też prawdę, że talenty są rozsiane po równo w centrum i na peryferiach. Pisarz musi mieć minimalne choćby warunki do tworzenia. Elita musi mieć otoczkę środowiska, jeśli chce być czytana, upowszechniana. Nigdy by się nie zgodził na dzisiejsze „wykorzystywanie” pisarzy (przysłowiowe niedobór honorariów).

Za to zapamiętałem niechęć Wilhelma Macha. Wręcz odtrącenie na zasadzie: co taki sobie myśli, że śmie się tu pałętać. To pewnie taki snobizm pisarza plebejskiego, który dostąpił niebywałych zaszczytów. A może – myślę sobie dziś – bał się posądzeń jakowychś, jako facet o orientacji homoseksualnej? Jego „Góry nad Czarnym Morzem” to szczyty nieautentyzmu.

Wiesław Myśliwski w rozmowach i wywiadach wraca wciąż do wagi etosu chłopskiego. To dla niego coś więcej niż kultura, moralność, etos pracy, wiara, idea rodziny. Właściwie to kwintesencja tego wszystkiego stwarzająca jedyny cel życia i wspólnoty. W „Widnokręgu” wykreował coś w rodzaju Sokratesa Sandomierskiego. Myślę, że się z nim utożsamia. Rozwija tę ideę we wszystkich powieściach. Choć ostatnio w rozmowach powraca, do nowego dramatycznego zjawiska: deficytu przestrzeni. Zewnętrznej, pod horyzontem, i wewnętrznej, jak w „Traktacie o łuskaniu fasoli”.

Do Andrzeja Szczypiorskiego poszedłem po wywiad. Potem jeszcze wiele razy do samotnej willi poniżej Królikarni. Nigdy nie pogodził się ze śmiercią żony. Przejął opiekę nad sforą psów porzuconych i chodził z jedną obsesją, którą realizował w prozie od powieści „Początek”, 1986. Wpisał tezę, za którą go część opozycji tak zwanej patriotycznej znienawidziła: skończmy z retoryką walki. To, czym będziemy, czy sobie poradzimy – zależy od oświecenia ludzi. Kształcenie nas wywyższa, jako równoprawnego członka rodziny europejskiej, ciemnota nas zgubi, bo wyzwoli fanatyzm i nie pozwoli się unowocześnić cywilizacyjnie. Nauka, kształcenie, oświata, rozumna dysputa. Od tego są intelektualiści, środki masowego przekazu, nauka, oświata, prasa, sztuka, kultura masowa. To ich psi obowiązek. Bez tego zostaniemy na szarym końcu, w pogardzie. Wręcz zginiemy.

Pamiętam wizyty u Romana Bratnego w małym myśliwskim domku w Konstancinie. Jego bohater Tomasz Nogajski w powieści „Anioł w butach z ostrogami” był po wojnie redaktorem pism pt. „Pojednanie”. Bo też obsesją pisarza była postawa jednająca, centrowa, rozjemcza. Jak taka postawa jest u nas niewygodna i pogardzona najlepiej świadczy rezultat: pisarz został przegrany, pohańbiony i skazany na zapomnienie. Walcząc, twierdził, zginiemy i zgubimy kraj. W historii już się to zdarzyło nam parę razy. Obecnie znów podjęliśmy zgubny proceder. Jeśli się ktoś u nas normalnie zachowuje, to już jest podejrzany. No i prawda, to przecież dla takich celów wprowadzono lustrację, i uśpioną, konserwuje się ja do dziś. Pamiętam jak obstąpił nas tłum, gdy wychodziliśmy z jakiegoś filmu obłożonego bojkotem. Nagle ostre parasole, nienawiść. Skąd oni wiedzą co pokazuje film – zastanawiała się żona – jeśli nie dopuszczają możliwości zobaczenia go? Nie muszą wiedzieć. Wystarczy pomówienie, podejrzenie i nastawienie.

I może już ostatnia anegdota. Nagrywałem audycję z Redlińskim. Minął jeden dzień, minął drugi. Gdy nagle pisarz oświadcza: Jutro wyjeżdżam. ??? Ja bym w tej Warszawie może na siłę mieszkać potrafił. Ale w tym zamęcie i pośpiechu jednego słowa napisać bym nie potrafił. Też jakiś klucz do „Dolorado”, do „Tańcowały dwa Michały” i innych próz autora nieśmiertelnej „Konopielki”. O której słyszałem opinię: ona stanie za cały nurt wiejski w prozie polskiej.

Jan Zdzisław Brudnicki

 

Aktualny numer - Strona główna

Powrót do poprzedniej strony


© 2010-2019 Stowarzyszenie Salon Literacki.
Kopiowanie treści zawartych w serwisie wyłącznie za zgodą Redakcji i podaniem źródła pod cytowanym fragmentem, w przypadku portali internetowych - linkiem do serwisu salonliteracki.pl.