Zastanawiam się, jako i Wy zapewne – jak to się robi, że ze zbioru słów tworzy się poezja. Nie wiem wciąż, ale wiem, że wielu poetów stara się na to pytanie odpowiedzieć .
W ubiegły czwartek w podwarszawskim Aninie (Gałczyński, świdermajery, krzywe sosny), w bibliotece na ulicy Trawiastej swoją odpowiedź dawał Ernest Bryll. Dawał, choć oczywiście nie dał do końca. A jednak snute historie i przeczytane wiersze jakoś odpowiadały.
Codzienne słowa, codzienne zdarzenia i codzienni bohaterowie – podróżnicy wind i tramwajów, bywalcy klatek schodowych i supermarketów, posiadacze rozwrzeszczanego dzieciaka i siatki z zakupami – czy mogą być liryczni? Bryll pokazał, że tak. I to jest nadzwyczajne. Bo oni nie niosą poezji, oni niosą rzeczywistość. Rzeczywistość szarych kurtek, przypadkowych ulic, marzeń z drugiej ręki o postniemieckim oplu i beżowym dywanie na podłodze w M3, ale niosą ją tak, że czytając wiersze Brylla – te o szarych kurtkach - otulamy się aurą przydomowych ogródków, rozstajnych kapliczek, zegarów na wieżach. Wszystko jest jasne i ciche. Jak to możliwe? No właśnie...
Joanna Pucis

Aktualny numer - Strona główna |
Powrót do poprzedniej strony |
© 2010-2019 Stowarzyszenie Salon Literacki.
Kopiowanie treści zawartych w serwisie wyłącznie za zgodą Redakcji i podaniem źródła pod cytowanym fragmentem, w przypadku portali internetowych - linkiem do serwisu salonliteracki.pl.