W cieniu tragedii – Jeanne Hébuterne
Tę część życia krótkiego, zaledwie dwudziestojednoletniego życia francuskiej artystki znają wszyscy. Niewiele osób pamięta jednak, że chociaż nigdy nie dorównała sławą swojemu ukochanemu, a jej przedwczesna śmierć sprawiła, że jej talent nie mógł w p...
O tym jak startować w konkursach poetyckich
×

Wiadomość

Failed loading XML...

Wybór Eugeniusza Tkaczyszyna-Dyckiego na laureata Nagrody Nike 2009 był „niespodziewany, ale jak najbardziej trafny”, jako rzekłem we wcześniejszym felietonie i znęcać się nad tym dictum po raz wtóry nie zamierzam.

A nie zamierzam się znęcać nad tym dictum po raz wtóry, ponieważ mam inne, równie skrzydlate: „Nike dla Piosenki o zależnościach i uzależnieniach to werdykt nieoczekiwany. Decyzja jury jest wyjątkowo trafna, choć śmiała”. Wyrażenie, przyznajmy, bliźniacze w wymowie, bo i sens, i narzucające się pytanie o sens pozostają w zasadzie te same. Ileż to mianowicie śmiałości wymaga podjęcie trafnej decyzji? Wszak skoro decyzja była trafna, to chwała za to jury i chyba nie ma komu z tego powodu srać ze strachu po gaciach. Czyż nie większej śmiałości wymagałoby podjęcie decyzji nietrafnej? Nietrafnej, choć oczekiwanej? Albo nawet nieoczekiwanej i nietrafnej? Ale przecież decyzja była „wyjątkowo trafna”.

A czyż nie większej śmiałości wymaga, powiedzmy, umieszczenie na publicznym (internetowym) forum wyznania i ubolewania za jednym zamachem w postaci obwieszczenia: „nie znam tego tomu ale szkoda, że nagroda związana jest z Agorą i Gazetą Wyborczą”. Może i szkoda. Tego mianowicie, że czytelnik – występujący jako „czytelnik2” (drugiego sortu?) – nie zna tego tomu, jako i, jak mniemam, poprzednich, za to nad wyraz zainteresowany jest tym, kto owemu nieznanemu żołnierzowi, to jest poecie-lauratowi kasę wypłaca i co sobą jako patron imprezy reprezentuje. Mniejsza z tym, czy chodzi o polityczne poglądy, przekonania religijne, czy też seksualne preferencje (licho nie śpi). Coś się tam kręcącemu nosem „czytelnikowi2” nie spodobało, czego metodą „na przyczepkę” czy też „przy okazji”, a faktycznie „od rzeczy” nie omieszkał obwieścić.

Z nie mniejszą śmiałością, aczkolwiek z nieco odmiennych pozycji, wypowiada się na tym samy forum inny komentator życia kulturalnego w Polsce, który, podpisawszy się jak należy imieniem i nazwiskiem – szacuneczek ­– wyraża się publicznie, jak następuje: „popieram werdykt Jurorów XIII-ej Nike i autora - p. Gienia Tkaczyszyna-Dyckiego, bo Jego poezja jest prorocza i odśania (sic!) prawdę o nas. Autor w Piosence… nie czeka na zmartwychwstanie i nie kadzi a z p. Bogiem o czystość fizyczną i duchową naszej Pani Matki się wadzi. Zabawa Poety długopisem oddaje stan skupienia twórcy i nasze uzależnienia, poczytam, bo lecę na poezję starą (Miłosz, Różewicz) i nową jak poeta frasobliwy. Temat homo to nie tabu dla mnie. Dzięki za świętowanie u p. Adama Michnika!”.

To ostatnie zdanie, to chyba na pohybel „czytelnikowi2”. Co do całej reszty, to gdyby trzymać się twardo litery tekstu-komentarza, trudno byłoby się w ogóle skapować, o co właściwie chodzi. „Autor – p. Gienio” coś tam prorokuje, jakąś prawdę o nas „odśania”, „nie czeka na zmartwychwstanie i nie kadzi a z p. Bogiem o czystość fizyczną i duchową naszej Pani Matki się wadzi”, a wolnych chwilach  „zabawia się długopisem” (świntuch), czym oddaje swój „stan skupienia i nasze uzależnienia”. A niech mnie! Zawsze byłem święcie, tj. bezzasadnie przekonany, że wiersze Autora traktują jednak o czym innym. Cóż, jak stoi u Sterne’a: „Zwykli ludzie, którzy posiadają bardzo skąpą wiedzę o fortyfikacjach, mylą często rawelin z półszyjkiem, chociaż są to rzeczy zgoła odmienne”.

Z jeszcze innych – niebieskich? niebiańskich? najwyższych z możliwych? – pozycji woła o pomstę do nieba podpisana imieniem „Danka”: „Homoseksualizm to czyściec emocjonalny i moralny żyjącego artysty. Homoerotyki to próba znalezienia usprawiedliwienia dla miłości złej i samolubnej. Człowiek potrafiący składać słowa w zdania, czy to wystarczy aby być artystą? Mówić o Bogu w tym przeczuciu jaki daje nam chrześcijaństwo z pozycji homoseksualisty to grzech oczywisty, to bluźnierstwo. NIKE homoseksualna to również bluźnierstwo”. Apage, satanas! Czymże jest ten głos oburzonej? Szukaniem usprawiedliwienia dla perspektywy skądinąd uważanej za słuszną? Wyrazem potępienia za „grzech oczywisty” i równie oczywiste „bluźnierstwo”? A czyż nie jest grzechem (przeciwko językowi) konstruowanie zdań typu: „w tym przeczuciu jaki daje nam chrześcijaństwo z pozycji homoseksualisty”? Strach nawet pomyśleć, co miałoby to właściwie znaczyć!

Jak zauważa Stanley Fish, „nawet ktoś, kto jest silnie przekonany o przypadkowości swoich przeświadczeń, będzie nie mniej jednak odbierał te przeświadczenia jako powszechnie, a nie lokalnie, prawdziwe”, co niewątpliwie utrudnia, a w pewnych szczególnych przypadkach w ogóle uniemożliwia  merytoryczną dyskusję o wartościach. Cóż dopiero w przypadku kogoś, kto odbiera swoje własne przeświadczenia jako zgoła nieprzypadkowe, a przeciwnie: jako czysto zdroworozsądkowe, jedynie słuszne i transcendentalnie uprawomocnione, tj. namaszczone jak się patrzy. Takiemu (takiej) w rzeczy samej nie podskoczysz. Może i lepiej nie próbować.

Na deser zostawiam – bez komentarza – komentarz, który w kategorii „od czapy” bije poprzednie na głowę w sposób tak bezlitosny, iż zastanawiam się, czy nie jest to po prostu jawne robienie sobie jaj z przytoczonych wyżej opinii  (aczkolwiek intuicja podpowiada mi co innego). Oceńcie sami: „Dla mnie świetnym poetą godnym NIKE jest Juliusz Erazm Bolek. Jego poemat Sekrety życia można przeczytać w sieci przetłumaczone na kilka europejskich języków. Jest w tej poezji kultura języka polskiego, ludzka otwartość na świat i radość z pełni życia... Czego więcej chcieć od współczesnego nam Poety?...”. Podpisano: Zbigniew Kowalewski.

Jak się dowiaduję skądinąd (Wikipedia), Zbigniew Kowalewski jest reżyserem filmu o Juliuszu Erazmie Bolku pt. Wlepkarz, sam zaś poeta jest twórcą „nowych gatunków literackich: „wiersza dialogowego” i „EFP”, czyli tzw. emaliowanych felietonów poetyckich” – nie mylić z pociskiem EFP (Explosively Formed Projectiles), czyli pociskiem z rdzeniem formowanym przez wybuch – oraz wynalazcą „nowej, opatentowanej, formy książki bodybook, która umożliwia zawieszenie książki na szyi”. Nade wszystko jednak Juliusz Erazm Bolek jest autorem Sekretów życia, książki, którą pobił rekord Guinnessa na największy tom wierszy (w formie recytacji do obejrzenia na youtube). Jak sam wyznaje: „Już od dziecka cierpiałem na gigantomanię”. „Wiersze na serwetkach, naklejki vlepki, plakaty poetyckie, pokazy typu dźwięk i światło, poezja na przystankach komunikacyjnych, wyświetlanie wierszy przy użyciu laserów” – imponujący jest wachlarz literackich przedsięwzięć autora.

Ponieważ zapytywanie jest pobożnością myślenia, jako rzecze Martin Heidegger, przeto niniejszym zapytuję, jak to możliwe, że taki wszechstronnie utalentowany poeta jak Juliusz Erazm Bolek, który ze słowem potrafi zrobić wszystko, a nawet ciut więcej (kto wie, może niedługo wystrzeli poezję w kosmos) nie zasłużył jeszcze na Nike, a taki tradycyjnie „zabawiający się długopisem” Eugeniusz Tkaczyszyn-Dycki już tak?

Odpowiedź może być tylko jedna, a ja nie wiem jaka. Co mi jednak nie przeszkodzi – a może nawet wręcz przeciwnie – rozwinąć tej kwestii przy innej okazji.

Grzegorz Tomicki

Aktualny numer - Strona główna

Powrót do poprzedniej strony


© 2010-2019 Stowarzyszenie Salon Literacki.
Kopiowanie treści zawartych w serwisie wyłącznie za zgodą Redakcji i podaniem źródła pod cytowanym fragmentem, w przypadku portali internetowych - linkiem do serwisu salonliteracki.pl.