1.
„Cały dramat męskiego podmiotu bierze się (…) stąd, że nie wie on (i nie chce wiedzieć), iż jego idealny obraz kobiety-kochanki jest tylko produktem jego narcystycznej wyobraźni i z nią samą jako taką ma niewiele wspólnego”[1] - pisze Paweł Dybel. Cały dramat kobiety (nie tylko kochanki) bierze się stąd, że każe jej się przejrzeć w lustrze Narcyza i rozpoznać w wizerunku, którego źródłem nie jest ona sama. Obraz sugeruje się przy tym potraktować jako pierwowzór a wszelkie wątpliwości związane z rozpoznaniem właściwej relacji pomiędzy sobą a wizerunkiem rozstrzygnąć przy pomocy obserwatora z zewnątrz, który niczym Echo, zawoła wpatrzony w odbicie - nie wiadomo czyimi właściwie słowami – „to jesteś ty!”. W dramacie życia przyjdzie jej więc z uporem grać narzuconą rolę kobiety, która nie istnieje. Tak konsekwentnie, że stanie się maską, która zasłoni twarz, drugą skórą, która zakryje całe ciało.
2.
Nie wydostaje się spod niej żaden głos - podmiot kobiecy nie mówi. Wymaga się od niego męskiego języka, jest to jedyna oficjalna szansa na to, żeby mowa była uznana i włączona w dyskurs. Dlatego podmiot kobiecy milczy, ale nikt nie czyta tego milczenia jako opór. Raczej jako wybrakowanie i dowód na to, że nie jest w stanie niczego o sobie powiedzieć. Głos własny został tak skutecznie skrępowany gorsetem narzuconych reguł, zasad, konwenansów, oczekiwań i stereotypów, że trudno poza nie wyjść. Właśnie dlatego, że „sztuka jest czysta, wolność absolutna, miłość dozgonna, opatrzność wszechmogąca”, kobieta to pusta suknia, pozbawiona realnego ciała. Skrojona z czerwonego materiału – trudno tylko na pierwszy rzut oka jednoznacznie zdefiniować czemu. Czy ma być znowu elegancka i reprezentacyjna? Czy spływa krwią? Agata Zbylut zaprojektowała i z pomocą krawcowej uszyła taki „obiekt” - suknię w rozmiarze 34 - z materiału, z którego szyje się czerwone ornaty. Może kiedyś kobietom wolno będzie w podobnej do niej odprawić mszę w niedziele Męki Pańskiej, albo za męczenników, na razie jednak z jej wnętrza – wydobywa się, czytany dziewczęcym głosem, tekst Ingi Iwasiów p.t. „Sukniowstąpienie”.
3.
Głos należący do sąsiadki artystki, która z przejęciem opowiedziała jej o swojej funkcji ministrantki i sprowokowała do stworzenia pracy. Prywatna historia, która mimo włożonego serca, entuzjazmu i wiary raczej nie będzie miała szczęśliwego zakończenia. Trudno wyrokować, że winna będzie temu dusza. To przez ciało, z którym „oni” mają tyle kłopotów padnie wyrok, o innym przeznaczeniu dorastającej osoby. Dlatego „nie pokazuj tego nikomu, dziewczynko. Zaciskaj się w sobie, żeby nikt nie mógł tam zajrzeć, dowiedzieć się jak trawisz i co myślisz”[2]. Narcystyczna wyobraźnia wie swoje - ona to kwiatek, ona to motylek. Jeśli zainteresuje ją, co motylki mają w środku, niech wie, że pytanie jest nie na miejscu. Motylek jest delikatny, tak bardzo, że umiera zaledwie zamknięty w dłoni. „Kwiaty mają w środku więcej miejsca, nazywaj mnie na przykład piwonią. Piwonią? Co ci kwiatuszku maleńki przychodzi do głowy?”. Pomimo środka i tego, że „naprawdę mimo starań, jesteś żarłoczna, mówiliśmy ci przecież, wchłaniasz i pochłaniasz, zupełnie bez pamięci” może jej być darowane. „Nie możesz nie wpuszczać. Mówią. Nie mogę nie wpuszczać? Kto potrafiłby jednocześnie zamknąć się i otworzyć?”. Nauczy się tego i urodzi - czarną perłę, pamiątkę z naszyjnika matki. Rzadki okaz. Wbrew pozorom, nie będzie to grzecznie odrobiona lekcja, perły powstają na skutek zranienia. „Są martwe, a nam potrzeba życia” - zawyrokują „Nadajesz się do roznoszenia życia?”.
4.
Pusta suknia, piękny obiekt, przyuczany do wypierania własnego ciała, mówi do nas słowami ze środka. Tekstem, który traktuje się tu jako jego substytut, mniej inwazyjnie wypełniający misterną konstrukcję. Choć brzmi to nieco dziwnie, nie jest tak dosłowny niż ono, ale wyraża więcej. Pozwala kobiecie, zamiast przeglądać się w cudzej projekcji, próbować samoidentyfikować się za pomocą słów. To pisanie ją uwalnia. Zawiera emocje, skrywa uczucia ale, niestety, także schematy języka, którymi zwykło się ją określać i bez których sama nie potrafi się już obyć. Choć pisze i czyta, głos słyszany jest jakby na wydechu. Żeby zaczerpnąć powietrza trzeba by poluźnić i gorset i język, który wrósł w nas, który nas prowadzi, za którym jesteśmy zawsze krok do tyłu, próbując nadążyć naiwnie wierząc, że zawsze jest światłym przewodnikiem. „Gdy dorosnę chcę być piękna” głosi stereotypowo tytuł jednej z fotografii własnych artystki - nagiej, z długimi blond włosami. „Zrobię wszystko, by ci się spodobać” mówi podpis do innego zdjęcia, na którym autorka – jak pieczone prosie z jabłkiem w pysku - pozuje na tacy, tyle, że „bardziej erotycznie”, z truskawką.
5.
Prawdziwość i szczerość to synonimy autentyczności. Fałsz, nieprawdziwość i sztuczność to jej przeciwieństwa. Słownikowe, bo z godnie z tym, w jaki sposób Agata Zbylut zatytułowała inną ze swoich prac, znowu przedstawiającą suknie - tym razem ślubne - „nic nie jest takie jak mówią.” Zwolennicy totalnych (męskich) narracji z pewnością mogliby powiedzieć, cytując tytuł omawianej tu pracy, że „sztuka jest czysta, wolność absolutna, miłość dozgonna, opatrzność wszechmogąca”. Stoi za nimi moc autorytetu, który najczęściej znaczy tyle, co monopol. Dlatego dla wielu – także kobiet - reprezentują jedyny język, którego słuchają prawdziwie i szczerze stając się, w konsekwencji i wbrew własnym intencjom, nieprawdziwe i sztuczne. Nim myślą i nim mówią. Tak naprawdę nie w swoim imieniu, ale czy można kogoś oskarżać o autentyczność?
Malina Barcikowska
[1] P. Dybel, „Zagadka drugiej płci. Spory wokół różnicy seksualnej w psychoanalizie i feminizmie”, Kraków 2006, s.239
[2] Wszystkie cytaty pochodzą z tekstu Ingi Iwasiów, stanowiącego część pracy „Sztuka czysta, wolność absolutna, miłość dozgonna, opatrzność wszechmogąca”
Aktualny numer - Strona główna |
Powrót do poprzedniej strony |
© 2010-2019 Stowarzyszenie Salon Literacki.
Kopiowanie treści zawartych w serwisie wyłącznie za zgodą Redakcji i podaniem źródła pod cytowanym fragmentem, w przypadku portali internetowych - linkiem do serwisu salonliteracki.pl.