Zawsze tęskniłem do formy bardziej pojemnej, która nie byłaby zanadto poezją ani zanadto prozą, a taką tylko, ot, niezobowiązującą pogaduszką z Martinem Heideggerem, powiedzmy. W którą, powiedziawszy, niniejszym się wdaję. A nawet wikłam, zostawiając sobie Miłosza na inną okazję.
W Byciu i czasie stoi tak: „Jestestwo jest najpierw Się i zwykle nim pozostaje. Gdy na własny sposób odkrywa świat i przybliża go sobie, gdy otwiera samemu sobie swe właściwe bycie, to owo odkrywanie «świata» i otwieranie jestestwa następuje zawsze jako usuwanie zakryć i zaciemnień, jako zdzieranie masek, którymi jestestwo odgradza się od samego siebie”.
W tym jest głębsza mądrość. Która jednakowoż – jako rzecze inny Filozof – być może nie jest nawet płytka, kto wie. Zwykli ludzie, którzy posiadają bardzo skąpą wiedzę o fortyfikacjach, mylą często rawelin z półszyjkiem – chociaż są to rzeczy zgoła odmienne – i ja być może do nich właśnie należę. Ale mimo to, a nawet wbrew temu, „dziecinnym językiem niejako bełkocąc”, takoż „w kruchej łódce nie bez obawy wpływając na niezmierzone przestworza oceanu” – jak się był afektował Kronikarz – spróbuję uchylić rąbka, tj. usunąć cokolwiek zakrycia i zaciemnienia, i zapytam bez krępacji: czym/kim jest owo jestestwo, co to w tak haniebny sposób „odgradza się od samego siebie”?
To jest, kto/co się mianowicie odgradza od kogo/czego? Jestestwo od jestestwa? Jakieś nieprawdziwe jestestwo od jakiegoś prawdziwego jestestwa albo, odwrotnie, jakieś jestestwo prawdziwe od nieprawdziwego, bo i tak może być? Może albo i nie może. Bo przecie wtedy coś ogradzałoby się od czegoś innego, a nie od samego siebie, a nie o to chyba chodziło Martinowi ani nie tak go chcieliśmy – złaknieni filozoficznej mądrości czytelnicy – rozumieć.
Wprawdzie „ja to ktoś inny”, jak powiedział Poeta-małolat, i „poetycko mieszka człowiek”, jak za Hölderlinem powtarza Filozof, oraz „filozofia to poezja pojęć”, jak się był wyraził jeszcze kto inny, ale nie będziemy się tu przecież obrzucać metaforami (który to proceder metaforycznie obnażył Nietzsche). Wracajmy do „faktów” (o tych znów miałby wiele do powiedzenia Wittgenstein).
Czyli przytoczmy konkretny przykład. Filozofia jako poezja pojęć w Byciu i czasie prezentuje się na przykład tak: „Sens tak «obowiązujący» w stosunku do bytu i w sobie samym obowiązujący «bezczasowo», «obowiązuje» jeszcze w sensie obowiązywania dla każdego rozumnie wydającego sąd”. Albo: „«Ku» pociągu oznacza: dać się pociągnąć temu, ku czemu pociąg pociąga”. W poezji takie fikołki nazywa się zgrabnie poliptotonami, ale jakaż u Filozofa finezja!
Podobnie w zdaniu o odgradzającym się od siebie samego jestestwie. Osobiście zawsze uważałem, że nic na tym ani na tamtym świecie nie zastępuje niczego innego, ergo to oto jestestwo nie może być niczym innym jak tylko tym oto jestestwem. Takoż i jakieś prawdziwe jestestwo musi być jestestwem prawdziwym, a nieprawdziwe nieprawdziwym, bo innym być nie może – wszak byłoby wtedy nie tym, czym jest. Jak zatem coś może odgradzać się od tego, czym właśnie jest, to dla mnie zagadka (być może dlatego, że nie zaliczam się do „rozumnie wydających sąd”).
Bo co jest mianowicie podmiotem czynności odgradzania w zdaniu: „jestestwo odgradza się od samego siebie”? To jestestwo, które się od siebie odgradza, czy to, które jest odgradzane od siebie, pozostając jednakowoż samym sobą? Jak widać, już w samym zapytywaniu (które jest „pobożnością myślenia”, jako rzecze Filozof) podmiot się rozszczepia na dwoje i na dwoje babka wróżyła, tak że nie wiadomo: myć zęby czy ręce? A przecież inaczej zapytać nie sposób, jeśli się pyta o to właśnie, a nie o coś innego.
Tak więc mamy dwa jestestwa – i niech sobie Martin mówi, co chce, jeśli wie, o czym mówi – jedno zakryte, zaciemnione i zamaskowane, drugie odkryte, oświetlone i demaskujące. To pierwsze jest zdaniem Filozofa tym samym, czym to drugie, tyle że samo o tym nie wie. Widzimy więc, że pierwsze jestestwo różni się od drugiego nie tyle tym, że jest zakryte, zaciemnione i zamaskowane, ile że jest tego zakrycia, ciemnoty i zamaskowania nieświadome.
Filozofia się musi wyszumieć! W rzeczonym fragmencie Bycia i czasu „mówi” jestestwo odkryte, oświetlone i demaskujące, a nade wszystko zaś świadome – i tylko z jego punktu widzenia to drugie jest zakryte, zaciemnione i zamaskowane, a przy tym tego nieświadome. Co bynajmniej nie przeszkadza w tym, aby to drugie jestestwo, gdyby je tylko dopuścić do głosu, uważało dokładnie tak samo, tj. akurat odwrotnie. Mianowicie, że to ono jest właśnie odkryte, oświetlone i demaskujące, a nade wszystko świadome, a to pierwsze wręcz przeciwnie: zakryte, zaciemnione i zamaskowane, a przy tym nieświadome. I nic mu nie zrobisz! Każdy ma prawo być głupi – co się tyczy zarówno jestestwa pierwszego, jak i drugiego, jak i w ogóle nas wszystkich. Każdy ma prawo mylić rawelin z półszyjkiem albo zgoła z czym innym, choć nic mi akurat nie przychodzi do głowy (ale zapewniam: inwencja ludzka nie zna granic). Każde jestestwo ma prawo być zakryte, zaciemnione, zamaskowane i nieświadome, a się za odkryte, oświetlone, zdemaskowane i świadome uważać. Taka jest moja opinia, podzielam ją całkowicie.
Ciekawe, że w formułując swoją opinię Filozof sam posługuje się dyskursem podmiotu odkrytego, demaskującego i świadomego, choć kilka stron wcześniej całkiem dorzecznie – i trochę po nietzscheańsku – podważa jego wiarygodność : „Może jestestwo zawsze mówi najpierw sobie: jestem tym, a w końcu najgłośniej wtedy, gdy tym bytem «nie» jest”. Ale na to Filozof jest Filozofem, aby mógł sobie takim fikołkom folgować.
Poza tym donoszę, że wrocławianie posiadają bardzo skąpą wiedzę o fortyfikacjach, dzięki czemu łatwo zburzyć ich miasto, do czego jednak ani namawiam, ani nie namawiam, jako że nie wiem, które akurat jestestwo przeze mnie przemawia.
Grzegorz Tomicki
Aktualny numer - Strona główna |
Powrót do poprzedniej strony |
© 2010-2019 Stowarzyszenie Salon Literacki.
Kopiowanie treści zawartych w serwisie wyłącznie za zgodą Redakcji i podaniem źródła pod cytowanym fragmentem, w przypadku portali internetowych - linkiem do serwisu salonliteracki.pl.