Jadę sobie busikiem z Legnicy do Wrocławia, a tu siada przede mną jakaś niczego sobie dziewczyna i z miejsca bierze się do wertowania notatek, co to je wzięła ze sobą, aby je w busiku powertować, a że osobiście nie lubię tak siedzieć i jechać na biegu jałowym, tj. niczego nie wertując i ogólnie bez żadnego przyzwoitego zajęcia, to zaraz zapuszczam żurawia w te notatki dyskretnie albo i niedyskretnie zgoła, bo mnie zaraz nurtuje, co też by ona mogła studiować, a wygląda na jakąś prawiczkę, przepraszam, na jakąś prawniczkę wygląda, tak jakoś sumiennie i akuratnie wygląda, a może nawet na jakiś biznes i zarządzanie, kto wie? Ale się byłem pomyliłem, bo patrzę, a tam stoi jak wół: „Objawy lęków”, a niżej: „Fobie”, a jeszcze niżej: „Pozytywne funkcje lęków”, a obok to nawet – aż się trochę zląkłem – „Panika”! Oho, myślę sobie, Iga by miała z nią o czym pogadać, bo musicie wiedzieć, że Iga pisze dysertację doktorską na temat lęków we współczesnym świecie, ale że Igi akurat nie było, a żal mi było tę wertującą notatki studentkę z Legnicy tak bez niczego zostawić, to sam do niej zagadnąłem, jak już wysiedliśmy, czy aby czasem nie wie, gdzie jest Dawida ulica, na której ową szkołę mają, gdzie psychologii uczą, na co ona, że owszem i że nawet sama się tam właśnie udaje, jako że przypadkiem psychologię studiuje, więc może mi chętnie pokazać, na co się wielce rozochociłem, no i poszliśmy na tę psychologię, a co tam załatwiłem, to już wiecie.
A jak nie wiecie – bo skąd? – to wam opowiem. Otóż na tej Dawida ulicy, gdzie psychologii uczą, udałem się zaraz do Pana Profesora, do którego z przykazania Pani Profesor udać się miałem, a on mi przykazał Ericha Fromma książkę jedną nie tylko zakupić, ale i jeszcze przeczytać, iżbyśmy sobie o niej potem porozmawiali, jak to ludzie nauki mają w zwyczaju. A nie tylko ludzie nauki, ale i humaniści mają w zwyczaju, iżby z sobą w naukowe jak najbardziej dysputy się wdawać.
I nawet dobrze się złożyło, że akurat na Fromma padło, bo mam kilku Frommów na półce, a nie wszystkich przeczytanych, bo nie było okazji, a teraz jest. Z drugiej jednak strony niedobrze to się całkiem złożyło, bo tego akurat jednego Fromma na półce nie miałem i musiałem kupić. Ale to może i dobrze z trzeciej strony, bo mogłem go sobie kupić nie mając przy tym wyrzutów sumienia, iż dla kaprysu lub „do kompletu” kupuję, a mając ku temu całkiem racjonalne przesłanki, a poza tym zawsze to lepiej mieć jednego Fromma na półce więcej niż jednego mniej. Dlatego się cieszę niezmiernie, że nigdy nikomu żadnego mojego Fromma nie pożyczyłem, bo ludzie są podli i lubią nie oddać, więc ja ze swojej strony nie lubię im dawać po temu okazji, aby mogli nie oddawać i z tą swoją podłością żyć później musieli, bo to przecież niezdrowo. Jak mówią humaniści – zwłaszcza ci z zacięciem psychologicznym – chcesz stracić przyjaciela, pożycz mu Fromma, a ja lubię mieć przyjaciół. Przynajmniej kilku, których mam.
Przede wszystkim jednak dobrze się złożyło dlatego, iż znam Fromma akurat na tyle, aby go śmiało móc poznać lepiej, a że wszyscy go już dawno dużo lepiej poznali, przeto proszę o wybaczenie, że nie zacytuję niczego nowego pod słońcem, kiedy zacytuję taki oto na przykład fragmencik, a zacytuję nie bez kozery, a z taką kozerą, ażeby się komentarzem do myśli Filozofa wzorem humanistów chytrze podłączyć: „Ewa i Prometeusz są dwojgiem wielkich buntowników, którzy właśnie przez swoje «zbrodnie» wyzwolili ludzkość”.
Jako nie tylko humaniści, ale i dżentelmeni, dajmy pierwszeństwo kobiecie i zapytajmy: z jakiej to niewoli nas Ewka raczyła wyzwolić? Rzecz jasna, z rajskiej nas wyzwoliła niewoli. Bo co by też z nas byli za ludzie – w raju wiecznie żyjący? Jacyś do ludzi niepodobni, nieśmiertelni. A nie tylko nieśmiertelni, bo jeszcze nago po tym raju w najlepsze chodzący. A nie dość, że nago, to jeszcze nic o tej nagości niewiedzący, bo tej wiedzy do niczego niepotrzebujący. A nie dość, że wiecznie żyjący, nago chodzący i niewiedzący, to jeszcze niepracujący, niby na wiecznym boskim zasiłku będący. Przyzwoici ludzie tak się nie zachowują.
Kiedy tak o tym myślę, to nie wiem, czy byłbym chciał się zamienić. I gdyby Ewka zobaczyła, do czego to jej „wyzwolenie” ludzkości ową ludzkość przywiodło, to by jej minka może i zrzedła. Zresztą, zaraz jej przecież i tak zrzedła, gdy tylko owoc zjadła i wiedzę o swojej nagości nabyła. To tylko Erich od tej minki zrzedłej chce ją uwolnić, na bohaterski uśmiech ją zamieniając.
Odwiecznie ludzkie problemy. A nawet: odwieczne ludzkie, arcyludzkie i nieludzkie aporie. Bo kiedy mówię, iż „nie wiem, czy byłbym chciał się zamienić”, to mówię ironicznie i nieironicznie zarazem. Albo: ironicznie z nieironią w tej ironii zawartą. Bo przecież skąd miałbym wiedzieć, że chciałbym tamten raj nieludzki na ten tu padół całkiem ludzkim zamienić. Nie dość, że nigdy w raju nie byłem, a pewnie i nie będę, to jeszcze całe życie człowiekiem jestem i znam tylko ów padół ludzki, wspólny nam wszystkim.
Skąd też miałbym wiedzieć, co takie stworzenie rajskie, nieludzkie mogłoby sobie myśleć? Wszystko, co nieludzkie, nader obce mi jest i już takie pewnie zostanie. Dlatego „co to znaczy” raj (definicja nominalna), to ja wam powiedzieć mogę, i niniejszym wam mówię – żebyście potem nie mówili, że wam nie mówiłem – ale „co to jest” ów raj (definicja realna), tego wam powiedzieć nie mogę, bo i skąd miałbym wiedzieć? No i skąd miałbym wiedzieć, czy tamten raj, o którym nic nie wiem, chciałbym na ten tu padół zamienić, którego tak czy inaczej człowiekiem będąc i tak na nic innego zamienić nie mogę. Atłasowa czapeczka ze świńskiego ucha dla tego, kto mógłby i umiał skutecznie taką zamianę przeprowadzić. A nawet gdyby przeprowadził, to na co mu wtedy atłasowa czapeczka, choćby i ze srebrnym chwostem na czubku?
„Środowisko nigdy nie jest takie samo dla dwóch ludzi, gdyż różnica w konstytucji powoduje, że doświadczają oni to samo środowisko w różny – mniej lub bardziej – sposób”. Tak powiada Fromm kilka stron dalej i ja się z nim zgadzam. Środowisko nigdy nie jest takie samo dla dwóch ludzi, a co dopiero dla śmiertelnych i nieśmiertelnych. Toż to, co dla jednego jest rajem, dla drugiego padołem być może i vice wersal.
Jakże to zatem z tym „wyzwoleniem ludzkości” właściwie jest? Wyzwoliła Ewka czy nie wyzwoliła? A przede wszystkim: kogo z czego wyzwoliła? Bo jeśli rajskie stworzenia z ich rajskości wyzwoliła, aby ich nagością ludzką obdarzyć, to owe rajskie nieludzkie stworzenia nic z tego mieć w żaden sposób nie mogły, albowiem natychmiast jako takie istnieć przestały, a zaczęły żyć – i umierać – jak ludzie, tj. lamentując w dni powszednie i święta: gdzież się nasza rajskość niegdysiejsza podziała, co to jej nigdy nie było, a może i nie będzie?
A jeżeli owe niebiańskie stworzenia unicestwiając wyzwoliła, stwarzając gatunek po humanistycznemu ludzki, to skąd ludzkość miałaby wiedzieć, czy im dobrze ta Ewka uczyniła, czy przeciwnie – wielkie jakoweś pustki, których do niczego nawet porównać nie można?
To może i lepiej miesić wapno, niż tracić czas na podobne rozważania?
A może i nie lepiej? Patrzcie: powinienem to wiedzieć, skoro i wapno miesiłem, i czas na podobnych rozważaniach spędzałem, a nie wiem. A co dopiero o raju opowiadać albo i nie opowiadać! Fraszka i humbug! I „bagatela niewyczerpanej tajemnicy”, jako rzecze Giuseppe Ungaretti – a szkoda, że nie Dante, bo byłby tu może lepiej pasował na koniec.
Grzegorz Tomicki
Aktualny numer - Strona główna |
Powrót do poprzedniej strony |
© 2010-2019 Stowarzyszenie Salon Literacki.
Kopiowanie treści zawartych w serwisie wyłącznie za zgodą Redakcji i podaniem źródła pod cytowanym fragmentem, w przypadku portali internetowych - linkiem do serwisu salonliteracki.pl.