Drukuj

Będąc nastolatkiem założyłem rockowy band Agonia Pająka. Myślałem, że świetnie nazwałem zespół, oryginalnie, a tym samym trafnie oddałem charakter muzyki, którą graliśmy (konia z rzędem temu, kto nie obstawia, że był to heavy metal, a przecież graliśmy konwencjonalnego rocka, który dziś byłby tak zwanym – o zgrozo! kto wymyślił ten idiotyczny termin? – rockiem alternatywnym). Wtedy nazwa zespołu była chyba ważniejsza niż muzyka, którą się grało. Człowiek identyfikował się z pająkiem i jego agonią, dbał o swój kontrowersyjny image i myślał, że za kilka lat zostanie gwiazdą rocka, a te dwa magiczne słowa, które stanowiły nazwę zespołu, będą na ustach milionów. Który grający na gitarze małolat nie przerabiał takiego schematu? Jednak w tym i w wielu podobnych przypadkach zwykle jest mały problem – to nie oryginalny image i chwytliwa nazwa zespołu prowadzą do sukcesu, choć przecież są grupy bardziej znane z tego, że się nazywają lub wyglądają niż z samej muzyki. Albo inaczej – są grupy, które lepiej się nazywają i wyglądają niż grają.

W wymyślaniu nazw dla swoich zespołów prym wiodą punkowcy. Nieraz te nazwy są wulgarne i niesmaczne, ale takie mają być. W końcu jak punk, to punk. Skupmy się tylko na wykonawcach polskich. NAUKA O GÓWNIE to już klasyka polskiego punk rocka. Zespół powstał w Nowym Tomyślu w drugiej połowie lat 80. i funkcjonował do roku 1996. Mamy tu do czynienia z nazwą typową dla punk rocka, charakterystyczną dla tego gatunku ze względu na zawarte w niej treści fekalne. W nawiązaniu do stolca powstało wiele pomysłów. Choć WC jest skrótem od Wyidealizowanej Ciemności, to żaden z niewtajemniczonych słuchaczy nie odczyta skrótu właściwie. WC to legenda pierwszej połowy lat 80. Koncerty na festiwalach w Jarocinie i Brodnicy, prosta muzyka i teksty osadzone w realiach tamtych czasów – młoda publiczność więcej nie potrzebowała. Niestety, w 1985 roku zespół zawiesił działalność. Powrócił na scenę w latach 90., wówczas też nagrał swój pierwszy album studyjny, ale fani doceniają przede wszystkim pierwszy okres jego działalności. Wrocławski SEDES podobnie – działał głównie w latach 80., by później się rozpaść, a następnie reaktywować i nagrać materiał na pierwszą płytę studyjną w latach 90. Z Wrocławia również był GRZMOT W NOCNIKU – nuta tylko dla fanów gatunku. Dzięki swojej nazwie wielu wielbicieli zdobył MOCZ TENORA, skinheadzi, którzy w 1991 roku w Jarocinie wygrali konkurs, z tym że był to konkurs nie muzyczny, a właśnie na nazwę zespołu. Z niesmacznych można wymienić jeszcze INSEKTY NA JAJACH, STRZELAJĄCE NAPLETY czy GLUTY Z KALKUTY. Jak punk, to punk.

Żeby nie było, że punkowcy są tylko niesmaczni, proponuję parę nazw, świadczących o ich niebanalnym poczuciu humoru. CZARNOBYL ZDRÓJ z Jarosławia to kolejna legenda, której geneza sięga lat 80. W roku 1994 dorobili się profesjonalnego teledysku, który był emitowany w TVP1. MAGISTER Z WYCIĘTĄ PRZYSADKĄ MÓZGOWĄ z Ostródy zachwycił jarocińską publiczność refrenem z utworu „Propaganda”: „Kochaj Rudolfa z NRD, zabij Rudolfa z RFN”. Nie wiem czym i kogo zachwyciła STEREOFONICZNA PRALKA DO SZYCIA, gdyż ciężko znaleźć ich nagrania, a przynajmniej w jakości, którą średnio wrażliwe ucho może tolerować. Mnie zachwyciła sama nazwa. Wystarczy. Nie muszą grać. CIOCIA CHLEB KUPIŁA ma przynajmniej oficjalnie wydaną kasetę magnetofonową i wszystkie kawałki z tej kasety są do odsłuchania w internecie. W latach 80. byłem fanem grupy ZBUNTOWANY KALORYFER, ale nagranie miałem tylko jedno (na kasecie obsługiwanej przez magnetofon szpulowy ZK140T). Grupa powstała w Słupcy w 1987 roku, zaczęli od punka, a potem przerzucili się na rock and roll, za co pijani punkowcy w 1991 roku w Jarocinie obrzucili ich butelkami. Z kolei w roku 1993 wystąpili z dość mocnym repertuarem na festiwalu w Węgorzewie i tak się spodobali, że publiczność nie chciała ich wypuścić ze sceny i tym razem to organizatorzy zostali obrzuceni różnymi przedmiotami. Z dowcipnych propozycji na uwagę zasługują również RWAŁA KWIATKI DYNAMITEM, OFIARY AGRAFKI, GARBATE ANIOŁKI, NATCHNIONY TRAKTOR, KALESONY BOGA WOJNY czy KULTURA OBSZCZYMURA. Ale dajmy szansę innym wykonawcom, nie tylko tym grającym punk rocka.

Wiele grup z tzw. mainstreamu może pochwalić się oryginalną nazwą. Nieraz nie zwracamy na nie uwagi, bo często są tak intensywnie obecne, że zupełnie nie zastanawiając się nad ich treścią, wypowiadamy je ot tak, po prostu. Kto nie zna grup FORMACJA NIEŻYWYCH SCHABUFF czy SZTYWNY PAL AZJI? Te nazwy były tak mocno eksploatowane w mediach, że istnieją jako marki, a nie zestaw słów o jakimś znaczeniu. Jeśli chodzi o SZTYWNY PAL AZJI, to lider zespołu, Jarosław Kisiński, tłumaczy ją tak: To jest nazwa z rozmachem. Chcieliśmy trochę zaszokować publiczność. Są różne jej znaczenia – anatomiczne, geograficzne, także odniesienia do literatury. Ogólnie rzecz biorąc nie tłumaczyliśmy nigdy dosłownie skąd akurat Sztywny Pal Azji. Był to po prostu zbitek różnych pomysłów, z których wyłoniła się ta nazwa. Zespół jest zbyt znany, żeby pisać o nim cokolwiek, mogę tylko przypomnieć tytuły największych hitów: „Wieża radości, wieża samotności”, „Nasze reggae”, „Nieprzemakalni”, „Spotkanie z...”. Szkoda, że tylko na początku swojej działalności potrafili tworzyć hity. Wprawdzie nie były to żadne majstersztyki, ot, piosenki niemal harcerskie, a jednak przeszły do historii polskiej muzyki rozrywkowej. Zespół po wydaniu pierwszej płyty śmiało mógłby zakończyć karierę, nie nagrywać kolejnych kilku i stać się obiektem kultu. FORMACJA NIEŻYWYCH SCHABUFF również nie serwuje zbyt ambitnej muzyki, ale jaką ma nazwę! Co znaczy, nie wiadomo. Miało być abstrakcyjnie i surrealistycznie. I chyba jest. Wszyscy znają takie piosenki jak „Da da da” czy „Lato”, więc przejdźmy do ciekawszych brzmień, tym bardziej, że FNS to klasyczny pop, a popem raczej tu się nie zajmujemy.


Rafał Belushi Ratajczak (ŚWINKA HALINKA)
fot. archiwum zespołu, za zgodą

KOMBAJN DO ZBIERANIA KUR PO WIOSKACH z dotychczas wymienionych zespołów tworzył najambitniejszą muzykę. Niestety, po 13 latach grania, w roku 2014 zawiesił działalność. Nagrał zaledwie trzy płyty, ale wszystkie co najmniej dobre, spójne w warstwie muzycznej i tekstowej. Nieco melancholijny wokal, gitary z odkręconym na ful reverbem i różnymi ciekawymi efektami złożyły się na charakterystyczne brzmienie grupy. Z nowszych, aktualnie istniejących zespołów o ciekawych nazwach należy wymienić DZIURAWEJ PÓŁ CZEKOLADY. Zdaje się, że ciągle są przed debiutem płytowym. Grają w stylu PIDŻAMY PORNO (ci też mają nazwę!), całkiem fajnie, choć niczego odkrywczego nie proponują. ŚWINKA HALINKA w swojej twórczości sięga po reggae i ska, choć ogólnie trzyma się rock and rolla, a oprócz nazwy charakteryzuje się nieco otyłym wokalistą, który często śpiewa bez koszulki. Robi wrażenie. Dziennikarze dolnośląscy przyznali mu tytuł showmana rocku. Kiedyś byłem fanem rockowej grupy BRUNO WĄTPLIWY z Bolesławca, która zdobyła nagrodę publiczności na festiwalu w Jarocinie w 1988 roku. (Później zespół zmienił nazwę na BRUNO THE QUESTIONABLE, by w końcu i ją zmienić na FADING COLOURS i pod tym szyldem nagrać kilka znaczących płyt dla nurtu dark wave). Ze starszych zespołów warto jeszcze wspomnieć BIELIZNĘ, która powstała w roku 1984 jako BIELIZNA GOERINGA.

Spoza rockowej sceny mamy na przykład jazzowy PINK FREUD, założony w 1998 roku przez znanego trójmiejskiego basistę Wojciecha Mazolewskiego. Dotychczas nagrali sześć albumów studyjnych i dwa koncertowe. Muzyka na poziomie światowym. Ze sceny hip-hopowej mamy NAGŁY ATAK SPAWACZA, który powstał w roku 1994 w Swarzędzu. Chłopaki wydali ponad dziesięć płyt studyjnych, współpracowali z wieloma znanymi wykonawcami, takimi jak Peja czy Titus z ACID DRINKERS („Kwasożłopy” – również oklaski za nazwę). KAWAŁEK KULKI to z kolei coś między poezją śpiewaną a tzw. akustyczną alternatywą z elementami folku i jazzu (ech, te próby przyporządkowania gatunkowego...). Wypuścili tylko dwie płyty, po czym lider zespołu, Błażej Król, powołał do życia duet UL/KR, by ostatnio nagrać album solowy.

Wiem, że w tym tekście brakuje paru ciekawych nazw, jak choćby WYRZYGANI Z MACICY, ZBOMARDOWANA LALECZKA czy POSZŁA CZOŁGIEM (o, i już trzech nie brakuje). Każdy mógłby zrobić swoją listę lub wymyślić parę oryginalnych propozycji dla zespołu nieistniejącego. Ale żeby zapomnieć o BIG CYCU?

Mirosław Gabryś

 

Aktualny numer - Strona główna

Powrót do poprzedniej strony


© 2010-2019 Stowarzyszenie Salon Literacki.
Kopiowanie treści zawartych w serwisie wyłącznie za zgodą Redakcji i podaniem źródła pod cytowanym fragmentem, w przypadku portali internetowych - linkiem do serwisu salonliteracki.pl.