Drukuj
John Williams

Muzyka, poza występowaniem w formie sztuki autonomicznej, często bywa towarzyszką innych wydarzeń kulturalnych, które urozmaica i, przede wszystkim, dopełnia. Poza filharmonią, teatrem, galerią czy innymi miejscami spotkań ze sztuką – chociażby w formie prezentacji literackiej – muzyka triumfuje… w kinie.

Główną rolą muzyki filmowej jest wzbogacenie obrazu filmowego. Historia tej kategorii sztuki użytkowej sięga końca XIX wieku. Jest to czas powstawania pierwszych niemych obrazów, w których główną rolę odgrywały, wydawałoby się, jedynie mimika i gest. Często zapomina się, iż ówczesnym projekcjom towarzyszyła muzyka wykonywana na żywo, przez tapera – pianistę siedzącego w pobliżu ekranu, grającego znane utwory klasyczne bądź popularne przeboje, a wraz z rozwojem tej gałęzi sztuki – niekiedy utwory skomponowane specjalnie do przedstawianego filmu.

Taperzy wyparci zostali z rynku kinematograficznego przez postęp technologiczny. W latach 20. XX wieku, kiedy pojawiły się możliwości zapisu dźwięku, dialogi oraz muzykę zaczęto odtwarzać z płyt, podczas projekcji obrazów filmowych. Niebawem podjęto też pierwsze próby zapisu ścieżki dźwiękowej tuż obok klatek filmu, na jednej taśmie, co znacznie polepszyło synchronizację projekcji i zapoczątkowało rozwój sztuki audiowizualnej.

Dziś muzyka jest nieodłącznym elementem każdego filmu. Poza tym, że towarzyszy bohaterom obrazu w kolejnych scenach wprowadzając widza w odpowiedni nastrój i podpowiadając niejako interpretację tego, co pojawia się na ekranie, ścieżka dźwiękowa często staje się także wizytówką produkcji i jednym z najbardziej charakterystycznych i rozpoznawalnych elementów filmu, jak w przypadku np. Piratów z Karaibów (muz. Hans Zimmer). W najnowszej historii kina coraz częściej zdarza się również, iż filmowa suita staje się autonomicznym dziełem wykonywanym podczas koncertów, a muzyczne tematy z filmów zajmują stałe miejsca we współczesnej kulturze. Któż bowiem nie kojarzy soundtracków z Gwiezdnych Wojen (muz. John Williams), Harrego Pottera (muz. John Williams) czy Mission Impossible (muz. Danny Elfman) bądź Poloneza z Pana Tadeusza (muz. Wojciech Kilar)?

W dobie nieustannie rozwijających się nowych technologii, dźwięki i muzyka, które docierają do naszych uszu w kinie, podlegają oczywiście obróbce cyfrowej. Są efektem starań i, nierzadko długiej, mozolnej pracy armii specjalistów: zarówno muzyków, jak i informatyków.

Jak to wygląda? Zawsze inaczej. Przede wszystkim ze względu na różne preferencje reżyserów i kompozytorów, jednak najważniejszy jest zawsze… budżet. Niestety, często to właśnie pieniądze mają najwięcej do „powiedzenia” na temat tego, jak będzie brzmiała muzyka w filmie.

Chciałoby się napisać, że pracę nad muzyką do filmu zaczyna się możliwie jak najwcześniej, żeby mieć dużo czasu na przemyślenia i poprawki. Otóż nie. Zazwyczaj czasu nie ma na nic. Na tle rocznych, półtorarocznych czy nawet kilkuletnich przygotowań do rozpoczęcia zdjęć, kompozytor ma zazwyczaj do dyspozycji około… dwóch miesięcy. Pracę rozpoczyna rozmową z reżyserem, który bardzo ogólnikowo nakreśla swoje oczekiwania. Niektórzy muzycy podczas przygotowań do pisania oglądają nagrane już sceny, analizując ujęcia i sposób montażu. Dopiero wówczas rozpoczyna się praca twórcza. Warto pamiętać, że dzisiejsze komponowanie ma niewiele wspólnego z wyobrażeniem Bacha czy Mozarta, ślęczących nad papierem nutowym, w blasku świec i ołówkiem w dłoni. Współczesny warsztat kompozytorski to przede wszystkim cyfrowe studio muzyczne z oprogramowaniem wartym tysiące dolarów. Oczywiście kompozytor musi mieć przede wszystkim pomysł i wyobrażenie muzyki, która ma powstać. Niezbędna jest także wiedza z zakresu instrumentacji, kompozycji, harmonii itp. im większa – tym lepiej. Jednakże sprzęt, którym obecnie dysponują twórcy, daje nieograniczone możliwości odtwarzania, poprawiania i zmieniania wprowadzonych fraz. Często spotyka się również sytuacje, kiedy muzyka do jednego filmu pisana jest przez kilka wyspecjalizowanych osób, a proces „produkcji” partytury przypomina bardziej ten z fabryki, aniżeli manufakturę. Pierwsza osoba przy „taśmie” szkicuje tematy muzyczne, druga je harmonizuje, trzecia dokonuje orkiestracji itd. Jeżeli czasu jest szczególnie mało, bywa, iż ledwie ukończone fragmenty, bezzwłocznie trafiają do nagrania.

A jak się nagrywa? Tu również najważniejszą rolę odgrywa budżet. Jeśli jest wyjątkowo skromny, muzyka składa się z zaledwie kilku partii, a w niektórych filmach sprowadza się nawet do jednego instrumentu (najczęściej fortepianu). Wówczas zatrudnia się muzyków sesyjnych, którzy w studio nagrywają poszczególne ścieżki. Później, podczas montażu takiej produkcji, cięte są nie tylko ujęcia, ale także muzyka, co jest niezbędne, aby wszystko do siebie pasowało. Jeśli natomiast funduszy jest więcej i kompozytor może puścić wodze fantazji, proces ten jest bardziej skomplikowany. Przede wszystkim do wykonania nagrań zatrudniana jest orkiestra symfoniczna i, jeśli jest taka potrzeba, dodatkowi muzycy przygotowujący partie na instrumentach ludowych bądź innych, nie wchodzących w skład orkiestry. Największe wytwórnie filmowe mają na własny użytek do dyspozycji sale koncertowe i studia, w których na stałe zatrudnione są całe orkiestry, wraz z dźwiękowcami, reżyserami dźwięku, informatykami i innymi członkami obsługi technicznej. W przypadku nagrań do wielkich, światowych produkcji, kiedy kompozycje są szczególnie wymagające, a ich synchronizacja z obrazem wymaga niebywałej precyzji, w studio znajduje się pokaźnych rozmiarów ekran, na którym wyświetlany jest gotowy, zmontowany obraz. Muzycy oglądają wówczas wielokrotnie wybrany fragment, próbując jednocześnie dopasować do niego muzykę. Jest to proces bardzo czasochłonny, wymagający często nawet kilkudziesięciu prób. W takich przypadkach często nagrywa się wszystkie partie osobno, aby jak najdokładniej zgrać dźwięk i obraz. Jednakże bywają też sytuacje, że to muzyka wiedzie prym. Wówczas najpierw pracuje orkiestra, a dopiero później, podczas montażu, dopasowywany jest do niej obraz.

Poza tzw. soundtrackiem, w filmie mogą znaleźć się również sceny z wykorzystaniem muzyki, np. gdy jeden z bohaterów gra na instrumencie lub mija na spacerze ulicznego grajka. Także te ścieżki nagrywane są w studio i dodawane do filmu podczas montażu.

Wszystkie elementy muzyki i dźwięku w sztuce audiowizualnej przechodzą przez obróbkę cyfrową. Współczesna technologia pozwala na poprawienie tego, czego nie wysłyszało ucho podczas nagrania i czego po prostu nie sposób wydobyć z instrumentów.

Jednakże zaskoczeniem dla widza z pewnością może być również to, ile można wydobyć z orkiestry symfonicznej, jeśli dysponuje się odpowiednią wiedzą, przede wszystkim z zakresu instrumentacji czy orkiestracji. Na całym świecie, także w Polsce, najczęściej podczas festiwali filmowych, odbywają się pokazy filmów z muzyką na żywo. Można wówczas usłyszeć i zobaczyć, jak smyczki tworzą narastającą grozę, piccolo imituje ptasie trele, a perkusiści dwoją się i troją, by nadążyć ze stukaniem szpilek podczas spaceru na ekranie czy tłuczeniem szklanek, gdy te zostają nieopatrznie strącone na podłogę przez bohatera filmu.

Już 6 lutego w krakowskiej Tauron Arenie odbędzie się niezwykły koncert muzyki filmowej. Na scenie pojawi się Ennio Morriccone – urodzony w 1928 roku w Rzymie, jeden z najwybitniejszych współczesnych twórców muzyki filmowej, autor dźwięków do ponad 400 filmów, w tym Pewnego razu na Dzikim Zachodzie, Dawno temu w Ameryce, Za garść dolarów, Nietykalni oraz Misja. Jest to jedyny koncert tego artysty w Polsce – doskonała okazja do usłyszenia (i zobaczenia!) na żywo muzyki filmowej na najwyższym światowym poziomie.

Jowita Opyd

 

 

Aktualny numer - Strona główna

Powrót do poprzedniej strony


© 2010-2019 Stowarzyszenie Salon Literacki.
Kopiowanie treści zawartych w serwisie wyłącznie za zgodą Redakcji i podaniem źródła pod cytowanym fragmentem, w przypadku portali internetowych - linkiem do serwisu salonliteracki.pl.