W najnowszym numerze...

×

Wiadomość

Failed loading XML...

Jacy my byliśmy pod koniec 2013 roku młodzi wszyscy. I my tu, po tej stronie Sanu, i oni tam, w Kijowie, na Majdanie. Kręciliśmy z niedowierzaniem głowami. Milicja pobiła ludzi! W XXI wieku, w wielkim europejskim mieście. To było po prostu niewiarygodne. Wiadomo było, że to był jakiś incydent. Że kogoś tam, jakiegoś wąsatego dziada pamiętającego czasy Sojuza, albo przeciwnie, jakiegoś młodego oficerka-pistolecika poniosło. I że ktoś za to beknąć musi, bo przecież, panie, Europa tego tak nie zostawi. Bo zaczęło się od posta na Facebook'u (o ironio, napisanego po rosyjsku), w którym ludzie skrzykiwali się na kijowskim Majdanie, żeby zaprotestować przeciwko zerwaniu negocjacji z Unią Europejską. Bo to, nie wiem, czy pamiętacie, chodziło o wchodzenie Ukrainy do Unii. Później nie, a w każdym razie nie tylko, ale na samiuteńkim początku to o Eurosojuz szło. Ten sam, który właśnie miał zacząć się rozpadać. Nikomu by to do głowy nie przyszło, podobnie jak to, że setce protestujących zostały dwa miesiące życia.

Od samego początku częścią protestów w Kijowie i ruchu, który objął całą Ukrainę, byli literaci. Nie mogło być inaczej – język to w Ukrainie sprawa polityczna. W dwujęzycznym kraju wybór języka, w którym się pisze to deklaracja polityczna, niezależnie od woli piszącego i dokonującego wyboru. Już w początkowej fazie tego, co historycy i publicyści w Ukrainie mieli później nazwać Rewolucją Godności głos poetek i poetów był ważny i słyszalny – nawet w dosłownym sensie, bo na Majdanie organizowano czytania i spotkania literackie. – Nasz Majdan to rewolucja – do kilkutysięcznego tłumu po czytaniu wierszy powiedział Taras Malkowycz, 28-letni wtedy poeta. Słowa okazały się prorocze.

Dziś, po trzech latach, pytamy młodych ukraińskich literatów o to,  co zmieniło się w ich spojrzeniu na tamte wydarzenia, jak ich zmieniły te trzy lata i co myślą o sobie sprzed (zaledwie) trzech lat.

Janusz Radwański

 


 

Leś Belej

Tak naprawdę nic się nie zmieniło. Po prostu na tamte wydarzenia można teraz patrzeć mniej emocjonalnie. Teraz wydają się mniej zachwycające, bardziej prozaiczne. Widzi się wyraźniej i bardziej realistycznie. Rozumie się, że z historycznego punktu widzenia, te wydarzenia nie były niczym wyjątkowym.

 

Mychajło Żarżajło

Prawdę mówiąc, te lata zbiegły się u mnie z gwałtownym samopoznaniem. Pewnego dnia ocknąłem się, rozumiejąc, że robię niezupełnie to, co trzeba i niezupełnie tam, gdzie trzeba. Na ekranie komputera działo się coś, co mam świeżo w pamięci. To „coś” w moim życiu poprzedziła seria zwątpień, przeczuć, zmian, przeprowadzek z miasta do miasta, zagranicznych podróży. Po powrocie z USA rozsypałem się na kawałki. Wiersze brały górę nad wydarzeniami, parter bloku, gdzie przymusowo zamieszkaliśmy we Lwowie paraliżowało wiecznie zasłoniętymi firankami – nie chciało się wychodzić, tylko zamknąć w tym vintageowym chitynowym pancerzu. W mojej głowie walczyło bycie tam i bycie tutaj. Poza kilkoma ochotniczymi akcjami nie brałem udziału w wydarzeniach, krótko mówiąc, nie jestem aktywistą. Patrząc na to, co się dzieje na powierzchni, nie zapominając, że pod nią są kamienie, starałem się podtrzymywać w sobie optymizm.

Zresztą odpadło mi kilka drobnych równoległych projektów i trzeba było walczyć o pozostanie na powierzchni. Poza półrocznym okresem bez pracy mógłbym nazwać ten czas polepszeniem sytuacji w życiu i, uogólniając, w całym kraju. Bez wątpienia, zmieniły się wektory ludzkiej świadomości. Więcej ludzi stało się bardziej wrażliwymi i odpowiedzialnymi. Ale te zmiany zdecydowanie nie nastąpiły u wszystkich. Ludzie nie znaleźli się tam, gzie trzeba. Wiele spraw nie zostało naprawionych przez „ojczyste” instytucje, nieumiejętność wyrażania własnych uczuć, wybaczenia komuś jego inności. Krótko mówiąc, Wieloryb wpłynął na mieliznę, większość nie wie, czemu. A dlatego, że on gnije od środka. I jeśli się go nie uratuje, to będzie można dalej budować z jego kości, a resztę zakopać albo zasuszyć jako historyczną pamiątkę. Wieloryb nie nadaje na naszej częstotliwości, nie słyszymy go, a on ciągle nam coś przez swoje cenne fiszbiny mówi.

Nie da się nie patrzeć na wydarzenia w Polsce i zadrażnienia na gruncie wspólnej historii. Nie da się nie patrzeć na Turcję i Syrię. Nie da się nie patrzeć na brexit i eurosceptycyzm. Ale dużo ludzi zaczęło coś robić. Jest ich jeszcze za mało, niewystarczająco, by wydarzył się przełom. Gdy ociepla się do zera, to jeszcze za mało, żeby pękła kra. Potrzebna jest jeszcze niewielka ilość ciepła, żeby ryby mogły odetchnąć pełnymi skrzelami. Po raz pierwszy za mojej pamięci nie jesteśmy jak żuraw i czapla, ale jak mrowie mrówek. One, jak wiadomo, ciągną każda w swoją stronę, ale osiągają swój cel.

 

Lubow Jakymczuk:

Do 2014 roku świat wyglądał bardziej monolitycznie i integralnie, teraz jest zupełnie inaczej. Teraz rozpada się na kawałki, rozkłada się. Chodzi  mi tak o geopolitykę, jak i o sposób odczuwania świata. Skutki brexitu, wygrana Trumpa w amerykańskich wyborach i partii PiS w Polsce – to wszystko to, moim zdaniem, skutki procesów  przeciwnych do globalizacji. Wszędzie politycy grają przeciwstawianiem swoich obcym, którzy mają być zagrożeniem dla wewnętrznego życia kraju. Obcy – to uchodźcy, których przedstawia się zagrożenie dla swoich, którzy mieszkają w kraju, to ci, na których nikt nie czekał, a którzy pojawili się wskutek wojen i politycznych przemian. Nazywam to rozkładem, dekompozycją. Świat trzeszczy w szwach, życie na nim wiąże się z poczuciem niepewności.

Język, który jest pośrednikiem między wewnętrznym a zewnętrznym światem człowieka, która opisuje świat, przekłada go na nasze wewnętrzne systemy miar, też dynamicznie zmienia się wraz ze światem. Zrozumiałam, że język nie może być precyzyjny (a tej precyzji zawsze szukałam), bo świat jest niestabilny. Język też się rozkłada albo przeobraża. Z jednej strony to bardzo płodny czas dla artystów, na moje oko, bo przypadkowe połączenia, które w ten czy inny sposób powstają w niespokojnym czasie, sprzyjają twórczości. Z drugiej strony to zły czas dla obywateli, którzy stracili punkty oparcia, a przez to spokój w świecie, który zmienia się na ich oczach.

 

Aktualny numer - Strona główna

Powrót do poprzedniej strony


© 2010-2019 Stowarzyszenie Salon Literacki.
Kopiowanie treści zawartych w serwisie wyłącznie za zgodą Redakcji i podaniem źródła pod cytowanym fragmentem, w przypadku portali internetowych - linkiem do serwisu salonliteracki.pl.