Drukuj

Z okazji wakacji zadaliśmy młodym ukraińskim literatom pytanie o najważniejsze i najdziwniejsze podróże w życiu. Oto, co odpowiedzieli.

Janusz Radwański

 


 

Dmytro Łazutkin:

Do grudnia 2014 roku najważniejszą podróżą w życiu był wyjazd do Pekinu, gdzie komentowałem w telewizji Igrzyska Olimpijskie. Ale półtora roku temu jeździłem z grupą literatów i po strefie działań wojennych na Donbasie – przywoziliśmy wojskowym i miejscowym mieszkańcom ukraińskie książki. Tam poznałem pewnego człowieka z Debalcewa, który jakiś czas był w niewoli u separatystów dowodzonych przez rosyjskiego oficera. Wsadzili go do worka, związali, bili, nazywali wrogiem narodu. Naród – mówili – to babcie i męty, a ty – gówno. Do tej pory wspominam z podziwem tę opowieść. Kim wobec tego ja jestem?

 

Oksana Hadżij:

Moja najdziwniejsza podróż to zeszłoroczny wyjazd do Białorusi. To był festiwal literacki w małym mieście Bereza. Organizatorem był serokombinat. Wszystkim poetom pokazywali, jak robią ser i wszystkim dawali dużo sera. To było jak podróż w przeszłość.

 

Anna Malihon:

Przydarzyła mi się przygoda w pociągu, której nie mogę zapomnieć. To było dziesięć lat temu, może więcej. Kończył się czerwiec, upał stawał się nieznośny, a ja, młoda i dzielna studentka, jechałam z Niżyna do Żytomierza, pierwszy raz w gości do mojego chłopaka. To, że mieszkaliśmy w różnych miastach nam nie przeszkadzało, wręcz przeciwnie, dodatkowo nas nakręcało. Z początku to on przyjeżdżał do mnie, później i ja się odważyłam. Gdzieś obok kłóciło się starsze małżeństwo, jakieś dziecko płakało, śmierdziało kiełbasą i alkoholem. I jak zasnąć w tej mieszance zapachów i dźwięków? Pościeliłam, i wyszłam w na pół ciemny korytarz trochę się ochłodzić i doprowadzić do ładu myśli. Stałam, patrzyłam na światła gdzieś z boku. Mimo wszystko jechałam tam, gdzie byłam oczekiwana, to przyćmiewało wszystkie niedogodności. Jeszcze chwila, a zasnęłabym, stojąc. W pewnej chwil zauważyłam obok siebie kobiecą sylwetkę – aż cofnęłam się, zaskoczona. Dlaczego od razu jej nie zobaczyłam? Stała po drugiej stronie, tak jak ja oparta o drzwi. Odezwała się pierwsza:

– Nie ma czym oddychać, co? A sierpień będzie zimny i deszczowy.

Nie mogłam zobaczyć jej twarzy. Ale głos wydawała się znajomy. To była młoda kobieta, może nawet w moim wieku.

– Kto wie – odpowiedziałam od niechcenia. Też mi synoptyczka.

– Niech się pani nie martwi się, ja wszystko wiem. I o pogodzie, i o ludziach. Jedzie pani do Żytomierza, prawda?

Zmieszałam się.

Так…

– No właśnie. I wiersze pani cudowne pisze. Tylko do niego nie powinna pani jechać.

I tu się zaniepokoiłam. Czy ona nie jest z naszego uniwersytetu? Czemu interesuje się moim życiem?

– Przepraszam, a skąd mnie pani zna?

– Nieważne. Po prostu chcę panią ostrzec. Podciągnęła koszulkę i pokazała brzuch. W słabym świetle świecił strasznymi bliznami. O mało nie krzyknęłam na ten widok. O co tu chodzi?

– A po to, żebyś wiedziała, jak mogą się skończyć takie słodkie wieczory – jakby czytała mi w myślach.

– Co się pani stało?

– A ja tak lubiłam jeździć tym pociągiem, tak lubiłam nasze gorące noce… Sierpień będzie zimny.

Coś jeszcze mówiła, tak jakby do siebie. Wytężałam wzrok, żeby zobaczyć jej twarz. Ale nie mogłam, tam była czarna plama.

Zrobiło mi się zimno. Trzeba było wracać do przedziału, jak najszybciej. Dalej od tego wszystkiego.

Jakaś nienormalna!

Pociąg się zatrzymał na jednej ze stacji. Gruba, senna konduktorka otwarła drzwi, nieznajoma wyszła z wagonu i zniknęła. Nie mogłam zasnąć. Co to była za zjawa?

Sierpień był zimny i deszczowy. A wrzesień – przyjemny i pełen wrażeń. Tej jesieni byłam szczęśliwa. Zapomniałam o wydarzeniu w pociągu. Jakby się przyśniło. Tylko następnej jesieni urodziłam chłopczyka. Sama na całym świecie. I bolało mnie porozcinane ciało. Bolało bezgranicznie…

 

Jarosława Ływtyn:

Każda podróż jest ciekawa na swój sposób. Są bardziej udane, są takie, które zostawiają po sobie nieprzyjemne wspomnienia. A są i takie, o których myśli się prawie że co dzień, są znaczące. Taka była moja podróż tego marca do Wiecznego Miasta, Rzymu, gdzie pojechałam obchodzić urodziny. Tak się złożyło, że po drodze padł mi telefon i zostałam bez kontaktu ze światem realnym i rzuciłam się w świat nierealny. Wszystko, co było, włącznie z kontaktami, powiadomieniami i zdjęciami zostało za mną, w swój nowy rok weszłam z czystą „kartą pamięci. I to było fantastyczne, cudowne, niepowtarzalne. Przyglądałam się każdemu placowi, każdej fontannie, każdemu kamieniowi ruin, każdemu promieniowi wiosennego słońca, każdy ruch gałęzi, bo wiedziałam, że jedyne miejsce, w którym te wszystkie widoki mogą się zachować, to moja głowa. Teraz często myślę o tym, jak przywykliśmy do dzielenia się wrażeniami i zdjęciami i jak mało zostawiamy sobie szczerych, prawdziwych wspomnień. I myślę też o tym, że nic się nie dzieje przypadkowo.

 

Aktualny numer - Strona główna

Powrót do poprzedniej strony


© 2010-2019 Stowarzyszenie Salon Literacki.
Kopiowanie treści zawartych w serwisie wyłącznie za zgodą Redakcji i podaniem źródła pod cytowanym fragmentem, w przypadku portali internetowych - linkiem do serwisu salonliteracki.pl.