Drukuj
Ołeksij Czupa

Dzisiaj prezentujemy Ołeksija Czupę i, wbrew tradycji tej rubryki, dwa jego wiersze. Jeden – jak zwykle, w przekładzie, drugi został napisany przez Ołeksija po polsku. Zapytaliśmy też Ołeksija o uchodźstwo, polską literaturę i wybór języka twórczości. Autor urodził się w roku 1986 w Makiejewce, w obwodzie Donieckim. Z wykształcenia jest filologiem oraz chemikiem-technologiem, pracował w fabryce chemicznej. Z powodu wojny w Donbasie wyjechał najpierw do Lwowa, a potem do obwodu Chmelnickiego. Założyciel Donieckiego Slamu. Pisarz, dwujęzyczny poeta, tłumacz, muzykant. Jego teksty są tłumaczone na kilka języków, głównie na polski. Od roku 2008 uczestnik dużej liczby festiwali literackich na Ukrainie oraz w Polsce. Wiersze i prozę publikował w czasopismach Nowa Europa Wschodnia, Ha!art (Kraków), SHO (Kijów) oraz w licznych almanachach i antologiach.

Stypendysta programu Gaude Polonia 2105, tłumaczył dzieła Marka Hłaski.

Finalista Premii Konrada 2015.

Wydał zbiory wierszy: „ukraińsko-rosyjski słownik” 2010, „69” 2011, „Koma” 2014.
Proza: „Dziesięć słów o Ojczyźnie” 2014, „Menele Donbasu” 2014, „Bajki mojego bunkru” 2014, „Aquarium” 2015, „Wiśnia i Ja” 2016.

Janusz Radwański

 


 

* * *

no i masz, doczekaliśmy dni
kiedy nawet muzyka sczerniała
My, oczywiście wyczyścimy ją
będzie lśniła jak dawniej,
nauczymy na nowo brzmieć
brawurowe, kolorowe marsze,
ale p-potem.
Te śmierci to dla nas nic nowego,
my to wiemy, że
nie ma gdzie się spieszyć.
Potem, wszystko potem, dobra?

No i masz, doczekaliśmy nocy,
jakie nawet nazwać nocami ciężko –
wszystko widać w świetle pożarów
błyskach wybuchów,
każdy gest można byłoby namalować,
każdy zabłąkany uśmiech można byłoby wziąć
na cel,
ale p-po mnie nie widać,
że zdolny jestem zabić.
A jak, to dla nas nic nowego,
kto jak nie my może wiedzieć, że
jeśli chodzi o zdolność do zabicia
też trafiają się urodzajne lata.

No i masz, nastała ta chwila,
kiedy miasto pozostanie miastem
ale p-pustym,
ale p-porzuconym,
jak zapowiadały dawne księgi.
I płaczą nad nim tylko martwi,
dla żywych to nic nowego.
Ile razy odkopywaliśmy swoje miasto,
jak pies kość,
już nie zliczysz.
Niech i tym razem tak będzie.
Niech.

Przeł. Janusz Radwański

 

Dotknięcijaństwo.

Najbardziej bym ufał religii,
która używa dotknięć zamiast słów.
Wtedy wszystko bym rozumiał w gadaninie z mym Bogiem.
Czyli chrzest - to najpierwsze,
przypadkowe nawet,
nawet niezauważalne w tej chwili
dotknięcie tuż po spotkaniu;
czyli komunia - to jest
troskliwy a nieśmiały gest,
przez który jeden proponuje innemu
swoją rękę,
mijając przejście
w centrum;
czyli modlitwą by wyglądało to,
jak jeździmy w transporcie miejskim,
nie wypuszczając palcy innego
oraz
nie rozrywając przytulenia,
mimo to, że jakiś pan z głośników
w metrze -
chyba heretyk -
nam cały czas powtarza,
żebyśmy
„się nie przytulali”;
czyli nocna msza naprawdę
przynosiłaby ulgę i szczęście,
prowadzona przez dotknięcia języka
а język dotknięć,
oczyszczający ciało.

Zastanawiam się tylko,
czy byłbym grzesznym też według tej religii,
która traktuje
niedotknięcie do swego Boga,
jako grzech?

 


 

Jesteś z Donbasu, jak w Twojej rodzinie było z językiem? Czy Twoje pisanie po ukraińsku to efekt świadomego wyboru? Co o nim zadecydowało?

W mojej rodzinie posługiwano się różnymi językami. Rodzice mówili po rosyjsku, od dziadków i babć często słyszałem ukraiński albo mocno przegięty ukraiński surżyk. Do 16-17 roku życia prawie nie mówiłem po ukraińsku, tylko po rosyjsku. Ale w tym właśnie wieku zacząłem uczyć się ukraińskiego. To był świadomy, światopoglądowy wybór. Ale przyczyny, dla której zacząłem się identyfikować jako Ukrainiec, a nie Rosjanin, Małorosjanin czy Noworosjanin – może i nawet nie umiałbym nazwać.

 

A skąd u Ciebie wiersze pisane po polsku? Skąd ten pomysł?

Właśnie, nie mogę sobie przypomnieć, skąd wziął się pomysł na pisanie po polsku. W pewnym momencie moja netowa bańka stała się na tyle polskojęzyczna, że zauważyłem, że zaczynam myśleć po polsku. Pewne frazy zaczęły same pojawiać się już po polsku. Ale te teksty pozostają dla mnie eksperymentem, jest ich mało, piszę po ukraińsku.

 

Czy jacyś polscy poeci są dla Ciebie ważni?

Oczywiście, że są dla mnie ważni polscy poeci. Bardzo lubię teksty Agnieszki Osieckiej, Rafała Wojaczka, Edwarda Stachury. A z bardziej współczesnych najbardziej lubię Jacka Podsiadłę.

 

A jak z młodą ukraińską poezją? Kogo byś polecił z pokolenia dwatysiącedziesiątników?

Polecilbym Katerynę Kałytko, Olenę Herasymiuk i Pawła Korobczuka.

 

Za Tobą doświadczenie utraty małej ojczyzny, Heimatu, które było bardzo ważne dla polskiej literatury i dla Polaków, obecnie jest dla nich bardziej abstrakcyjne. Jak to jest w Ukrainie – czy temat uchodźców jest ważny w dyskursie publicznym? Czy jest tematem dla literatury?

Tak, mam za sobą takie doświadczenie. Bardzo mi przykro, że ma je za sobą również kilka milionów moich rodaków. Wydawałoby się, że nie ma nic bardziej oczywistego: wiadomo, wojna, wiadomo, są ludzie, którzy nie chcą żyć z nią pod jednym dachem. Ale, jak pokazuje doświadczenie ostatnich czterech lat, wielu ludzi wojny nie odczuwa albo uważa, że ona jest bardzo, bardzo daleko. I dlatego temat uchodźców, teraktów czy tysięcy żołnierzy w naszych miastach nie porusza ich na tyle, na ile można by się było tego spodziewać. Temat uchodźstwa, moim zdaniem, nie jest jeszcze opowiedziany, ale niedługo to pytanie, to doświadczenie i ten problem mogą znaleźć się w centrum uwagi procesu literackiego.

 

Aktualny numer - Strona główna

Powrót do poprzedniej strony


© 2010-2019 Stowarzyszenie Salon Literacki.
Kopiowanie treści zawartych w serwisie wyłącznie za zgodą Redakcji i podaniem źródła pod cytowanym fragmentem, w przypadku portali internetowych - linkiem do serwisu salonliteracki.pl.