W najnowszym numerze...

×

Ostrzeżenie

JFile::read: Nie można otworzyć pliku: http://spacery.salonliteracki.pl/wydarzenia/feed/.
×

Wiadomość

Failed loading XML...
Paweł Podlipniak w Patefonie

Paweł Łęczuk: Zacznijmy może od tytułu Twojej debiutanckiej książki. Co dokładnie oznacza i skąd pomysł?

Paweł Podlipniak: „Aubade Triste” to „Smutna pieśń miłosna (śpiewana o poranku)”. Wywodzi się z tradycji prowansalskiej poezji śpiewanej, ze średniowiecza.  Początkowo był to rodzaj pieśni, którą  truwer śpiewał ukochanej pod balkonem, by przebudzić ją ze snu. Aubada to też forma literacka stosowana przez wielu poetów na przestrzeni wieków przez różnych poetów. Pisali aubady np. Larkin i Iwaszkiewicz.

Skąd pomysł? Tytuł jest jednocześnie tytułem najbardziej osobistego wiersza w moim tomiku. Jego geneza jest smutna, napisałem go rankiem, tuż po otrzymaniu ze szpitala wiadomości, że właśnie zmarła moja mama. Wtedy zdarzyło się coś, co przychodzi mi rzadko – usiadłem i w kilkanaście minut, bez żadnych poprawek, napisałem wiersz – „Aubade triste”. Jakby coś się we mnie otworzyło, pękło. Dotarło do mnie, że ten świt „aubade” nie niesie żadnego przebudzenia. Jakaś część ze mnie właśnie wtedy odeszła bezpowrotnie. Dlatego jest tu cząstka  „triste”. To pożegnanie, ale pełne dobrego uczucia.   Taką próbą pożegnania, oswojenia straty, zrozumienia nieuchronności odchodzenia i śmierci  jest cały pierwszy rozdział w moim tomiku, który ma podtytuł „Sztuka tracenia”.

: W tytułach Twoich wierszy bardzo często posługujesz się odnośnikami do pewnych zjawisk w kulturze i sztuce. Nie obawiasz się, że czytelnik nie podejmie tematów, których nie rozumie?

PP: Hm, pytanie ma moim zdaniem zabawne konotacje. Poezja to przecież część kultury. Nie będę się bawił w dywagacje na temat postmodernizmu i teorii o „zjadaniu własnego ogona” przez sztukę.  Mówiąc w uproszczeniu – jestem swego rodzaju kornikiem. Drewnem, moim pokarmem, jest kultura. „Jestem tym co zjem”. Dyskursu na temat poezji, czy w ogóle literatury i sztuki,  nie da się moim zdaniem prowadzić z ludźmi nieoczytanymi, nie oglądającymi dobrych filmów, nie słuchającymi dobrej muzyki   Przez „dobro” rozumiem tu nieco ambitniejszy poziom  i nie chodzi mi bynajmniej o tzw. muzykę poważną, która nie jest „moją bajką” (słucham głównie rocka), czy filmy eksperymentalne.
Ryzyko, że  czytelnik nie zrozumie do końca tropu, który mu zostawiam, zawsze istnieje. Trop taki jest  jednak zawsze tylko jedną z nitek,  jaką mu podsuwam. Moje wiersze to raczej suma skojarzeń, obrazków i wydaje mi się, że przy odrobinie wysiłku, a czytelnik musi włożyć odrobinę pracy  by zreinterpretować dzieło literackie – przecież właśnie do tego rodzaju zabawy zawsze zapraszają nas autorzy, moje rebusy są niezbyt trudne do rozszyfrowania. Tytuł wiersza jest dla mnie takim „haczykiem”, który ma wciągnąć czytelnika, wkręcić go w wiersz, jest częścią treści utworu, hasłem do zdekodowania.    

: Na okładce książki zamieściłeś także informację, że „w 2007 r., po latach przerwy, na dobre i złe” wróciłeś do tworzenia poezji. Co takiego się stało, że dojrzały, czterdziestoletni mężczyzna nagle stwierdził, że będzie znów pisał wiersze?

PP: Kiedyś dyskutowaliśmy na ten temat z Piotrem Gajdą. Wydaje mi się, że po prostu w pewnym momencie poczułem, że mam do opowiedzenia jakąś historię i wiem, mniej więcej, jak to zrobić. Debiut  w okolicach 40-ki, to trudna sprawa. Zawsze będę zazdrościć tym, którzy debiutowali dojrzale w wieku 20 lat. Nie wiem, czy wtedy, gdy pisałem pierwsze wiersze, miałem do powiedzenia coś ciekawego. Szczerze wątpię. Łapię się na tym, że czytając niektórych młodych wiekowo poetów,  widzę jak czasami obracają  się w sferze sztampowego „buntu  młodych” i choć ich pisanie jest bardzo dobre stylistycznie, technicznie sprawne, czuję niedosyt, brak wypełnienia, nie stoi za tym żaden bagaż, jakaś prawda zakarbowana szczerymi bliznami na skórze.
Myślę, że u mnie powrót do pisania spowodowany był „przepełnieniem bufora odczytu”. Przelało się przez moje brzegi wprost do edytora tekstu. Z jakim skutkiem? – werdykt zawsze wydają czytelnicy.

: Masz spore doświadczenie w konkursach poetyckich. Nie bałeś się łaty poety konkursowego?

PP: No ryzyko jest. Zresztą czuję, że moja przygoda z konkursami kończy się. Takich, na które chciałbym wysłać jest coraz mniej. Konkursy, w moim przypadku, to była chęć sprawdzenia się, konfrontacji mojej wizji pisania ze zdaniem krytyków. Słowa zachęty, pozytywne zdanie od Adama Ziemianina, Leszka Żulińskiego czy Ernesta Brylla, to dla kogoś, kto jak ja, nie obraca się w światku literackim, były bardzo ważne. Poza tym konkursy to również forma promocji, zwrócenia na siebie uwagi. Gdy na koncie miałem już nagrody i wyróżnienia w ponad 20 konkursach, dostałem propozycję wydania tomiku. Okazało się, że na swoim „terenie” jestem ewenementem (w dobrym tego słowa znaczeniu). Zresztą, co tu dużo mówić, ostatnio, po jednym z konkursów, dostałem propozycję wydania kolejnego tomiku.      
Te wyjazdy poetyckie są też formą poznawania innych osób piszących wiersze – no tak poznałem Ciebie,  Piotra Gajdę, Teresę Radziewicz i wielu innych poetów.
Natomiast jedno muszę zaznaczyć – nie piszę „pod konkursy”, „pod jury”, choć słyszałem, że niektórzy  nasi koledzy i koleżanki tak potrafią. Do tej pory zdarzyło mi się napisać dosłownie dwa wiersze na konkursy, gdzie wymagano nawiązania do postaci lub konkretnej dykcji poetyckiej. Na konkursy wysyłam po prostu wiersze najnowsze, niedawno napisane.

: Jakie książki mógłbyś polecić osobom, które dopiero zaczynają swoją przygodę z pisaniem?

PP: Zakładam, że są to osoby, które tzw. klasykę, a więc poezję aż do Herberta czy „Brulionu”, znają dobrze. Potem to już szerokie spektrum, np.: Sosnowski, Honet, Dehnel, Podsiadło,   Kobierski, Adamowski, Rutkowski, Radziewicz, Gajda, Miniak. W sumie wyliczanka mogłaby trwać i trwać

: Jakieś rady warsztatowe?

PP: Czytać, dużo czytać. To jest najlepszy sposób nauki. Kiedyś przeczytałem taką wskazówkę: na jeden napisany wiersz powinno przypadać przynajmniej kilkanaście przeczytanych. Tego się trzymam.  Unikać banałów i metafor dopełniaczowych. Tworzyć w swoim języku, prosto, współcześnie, a  nie „poezjować” w stylu romantycznym, młodopolskim czy „międzywojnia”.
Szukać własnego stylu, dykcji. Traktować wiersze jakby zawsze były „in progress”, w drodze.   

: Zatem życzę kolejnych książek, dobrych recenzji i dziękuję serdecznie za rozmowę.

PP
: Ja również dziękuję.

 

Aktualny numer - Strona główna

Powrót do poprzedniej strony


© 2010-2019 Stowarzyszenie Salon Literacki.
Kopiowanie treści zawartych w serwisie wyłącznie za zgodą Redakcji i podaniem źródła pod cytowanym fragmentem, w przypadku portali internetowych - linkiem do serwisu salonliteracki.pl.