Drukuj
Michał Nowak i Paweł Łęczuk

Paweł Łęczuk: Zacznijmy najbardziej banalnie. Jak rozpoczęła się Twoja historia z pisaniem?

Michał Nowak: Trudno mi określić sam początek. Na pewno było to liceum i były to rymowanki dla zabawy. W późniejszym okresie nawet niektóre swoje teksty nagrywałem na dyktafon parodiując hip-hop. Jednak nie był to Freestyle, bo teksty były przeze mnie napisane dużo wcześniej. Nagrywałem je wyłącznie dla zabawy i w ramach wolnego czasu.

P.Ł.: Miałeś możliwość konfrontacji tych młodzieńczych tekstów np. na warsztatach?

M.N.: W zasadzie nie. Nie pchałem się zbytnio ze swoimi tekstami poza obszar znajomych, imprez itd. Natomiast ogromną przyjemność sprawiało mi samo pisanie. Pamiętam, że wysłałem jakieś teksty na taki powiatowy konkurs w Wołominie i tam zdobyłem pierwszą nagrodę. To było dla mnie naprawdę ważne wydarzenie. Tym bardziej, że wówczas studiowałem polonistykę, a przewodniczącym jury był dr Andrzej Zieniewicz z UW. W tamtym czasie bardzo mnie to podbudowało - później miałem u niego poprawkę (śmiech).

P.Ł.: To jednak Cię nie docenił (śmiech). Ok. W warsztatach nie uczestniczyłeś, przygodę konkursową rozpocząłeś od sukcesu, a co z publikacjami?

M.N.: Po konkursie zacząłem się bardziej tym wszystkim interesować i przeglądać portale literackie. Tak między innymi trafiłem na Nieszufladę i Poezję-Polską.

P.Ł.: Jaka była reakcja na Twoje teksty?

M.N.: Szczerze mówiąc, różna, wiadomo jak jest w Internecie. Natomiast poznałem tam kilka (dosłownie) osób, z którymi później miałem okazję się spotykać przy okazji różnych imprez w Polsce (konkursy, festiwale itd…). Miałem tak naprawdę okazję poznać środowisko literackie, które wcześniej było mi zupełnie obce.

P.Ł.: Właśnie, bo przecież z czasem stawałeś się laureatem całego pasma konkursów w różnych miejscach w Polsce.

M.N.: Tak, nie ukrywam, że w momencie, gdy okazało się, że można na tym trochę dorobić, słałem właściwie wszędzie. Owszem, zjeździłem pół Polski (nie będąc typem podróżnika) Później przestało mi się to podobać i przestałem.

P.Ł.: A co z publikacjami na papierze?

M.N.: Nigdy nie miałem parcia na papier. Zawsze coś gdzieś było drukowane przy okazji konkursu. Jakiś almanach, antologia pokonkursowa itd…

P.Ł.: Twoja książka została wydana w Łodzi w Bibliotece Arterii. Jakie są Twoje związki z Łodzią?

M.N.: Bardzo cenię Zdzisława Jaskułę. Przy okazji nominacji w konkursie Bierezina za pierwszym razem miałem okazję z nim długo rozmawiać. Bardzo mu się spodobał mój projekt tomiku. Później były inne tematy, nie związane z pisaniem. Ta rozmowa była dla mnie istotnym momentem. Po jakimś czasie bez specjalnego zabiegania zaproponowano mi wydanie książki.

P.Ł.: Zgodziłeś się od razu, czy był moment zawahania?

M.N.: Zgodziłem się. Jednak od propozycji do wydania minęło dość sporo czasu. Książka pierwotnie miała się ukazać w roku 2009, jednak z powodów finansowych temat się rozmył i udało się dopiero w grudniu 2010 roku. Natomiast oficjalna dystrybucja nastąpi z nowym numerem „Arterii” około lutego 2011 roku.

P.Ł.: Książka jest podzielona na trzy części. To był Twój pomysł, czy redakcyjny?

M.N.: Wszystko jest moim pomysłem. Strona redakcyjna w tej kwestii niewiele wniosła.

P.Ł.: Cała książka ma bardzo spójny klimat. Zastanawia mnie, dlaczego nie tytułujesz anegdot, tylko je numerujesz?

M.N.: Pomysł na anegdoty powstał kilka lat temu. Napisałem około trzydziestu takich tekstów i to są faktycznie anegdoty bez tytułów. Jednak ostatecznie do książki weszło tylko kilka wybranych. To jest kwestia pracy redakcyjnej Przemka Owczarka, bo ja nie miałem do końca pomysłu na całość książki, każdy utwór traktowałem bardziej indywidualnie. Natomiast cały temat „Historii powszechnych” bierze się z tego, że ludzie są w tej książce najważniejsi i to oni właśnie tworzą historie (w liczbie mnogiej), każdy z własnym ciężarem. Wielka historia dzieje się obok nas, jednak nie zapominajmy, że także my tworzymy historię.

P.Ł.: Piszesz o stanie wojennym, o śmierci Przemyka, ale też o bardzo intymnych sprawach. Nie boisz się pakować w takie ważne tematy?

M.N.: Nie boję się. Lubię. W mojej twórczości staram się unikać patosu.Uważam, że o wszystkim powinno się pisać (mówić). I o rzeczach ważnych i o intymnych. Tyle, że bez nadmiernego patosu. Zawsze głównym punktem wyjścia jest dla mnie natura ludzka. Człowiek nie staje się z dnia na dzień zły albo dobry. Nic się nagle nie dzieje. W pewnym sensie człowiek „stwarza” człowieka. Z kolei intymność nie jest naszym wewnętrznym więźniem. Można ją pokazywać, wychodzić z nią na zewnątrz.

P.Ł.: Na koniec powiedz, w jaki sposób pracujesz nad tekstem?

M.N.: Mam zazwyczaj przy sobie notatnik i staram się na bieżąco zapisywać niektóre rzeczy. Czasem próbuję zapamiętywać, ale z tym różnie bywa. Zazwyczaj długo pracuję nad tekstem, wracam, przekładam. Zanim postawię ostatecznie kropkę tekst musi nabrać kształtu, który mi odpowiada. Czasami trwa to nawet tygodniami i dłużej.

 

Spotkanie z Michałem Nowakiem prowadzone przez Pawła Łęczuka w Klubogalerii Żoliborz, 12 stycznia 2011 r.

 

Aktualny numer - Strona główna

Powrót do poprzedniej strony


© 2010-2019 Stowarzyszenie Salon Literacki.
Kopiowanie treści zawartych w serwisie wyłącznie za zgodą Redakcji i podaniem źródła pod cytowanym fragmentem, w przypadku portali internetowych - linkiem do serwisu salonliteracki.pl.