Jak bardzo człowiek, świadomie, nieświadomie, staje się nosicielem znaczeń, twórcą kultury także samym swym życiem, losem, którego kowalem nie jest nigdy do końca. Każdy, kto jeszcze nadto żyje w „ciekawych czasach“, niesie niejako na sobie ich blask i mrok, ich smak, doświadczenie osobiste, ale i to wspólnotowe, plemienną i pokoleniową empatię, tajemnicę nie tylko własnej tożsamości, również udział w doli człowieczej. Jeśli jest świadom daru mowy i obdarzony dyspozycją mówienia, w rozmaitej formie, różnymi językami funkcjonującymi w kulturze, jeśli jego umysł jest w stanie objąć sens wydarzeń, dramaty innych, zreflektować doczesność, odnieść się do interpretujących ją systemów wartości – jego świadectwo zyskuje na przestrzeni, ogarnia większy jej obszar, zdolne jest dotrzeć do wielu innych ludzi, bardzo odległych od jego ścieżki życia.
W pewien sposób przemawia przezeń świat. W pęknięciu pancernej skorupy pojawia się „jadalna“, dająca się przyswoić substancja istnienia. Zdaniem Ernsta Curtiusa przenikające świadomość zbiorową toposy, to spiżarnia wypełniona zapasami… Marian Jachimowicz, jak każdy człowiek wyróżniający się w społeczeństwie, a zarazem obdarzony etyczną i estetyczną wrażliwością, był i jest nadal zdolny skupić na sobie uwagę, przemówić swoim losem i dziełem. Za sprawą własnej odrębności i niepowtarzalności – paradoksalnie – napełnić nas tym, co powszechne. Ofiarowując osobiste, obdarować „niczyim”. Bo, jak to wyraził sam poeta w gorzkim wierszu z lat 60. pt. Niczyj:
Człowiek
Niczyj
Nawet nie swój
Człowiek tylko
potrafi być obcy ...
W osobie Jachimowicza można wyróżnić szereg toposów obecnych w literaturze polskiej (szerzej – europejskiej). Jest to wątek sieroty, z reguły ubogiego, niewinnie cierpiącego za sprawą nieczułego, bądź egoistycznego otoczenia, często dalszej rodziny, krewnych i powinowatych. Łączący się z poprzednim wątek utalentowanej jednostki, która z racji braku środków lub ignorancji środowiska skazana jest na zmarnowanie talentu (jak choćby Janko Muzykant) albo włożenie ogromnego wysiłku w jego rozwinięcie. Następnie sytuacja wygnania, poniewierki wśród obcych i ewentualnego powrotu (rozumianego nie tylko sentymentalnie, lecz także jako wybór wynikający z nabytej dojrzałości). W konsekwencji mit człowieka samostwarzającego się, odpowiedzialnego za swe wykształcenie, drogę zawodową, pozycję społeczną, zachowującego wszak w swojej postawie (dziele) syndrom odrębności. Odmianą powyższego jest postawa pisarza-emigranta. W sytuacji Jachimowicza pisarzem staje się on naprawdę dopiero po powrocie, ale rozwój artystyczny, zasadnicza wrażliwość, oczytanie, świadomość kultury rozwijają się jeszcze za granicą, w warunkach koegzystencji wielu kultur narodowych konfrontowanych z przeważającą węgierskością. Także – w takim sensie, w jakim Miłosz mówił o Warszawie jako o swojej „pierwszej emigracji” – można by nazwać Wielkiego Wałbrzyszanina emigrantem z pierwotnej ojczyzny, „przepadłego Kraju w Karpatach”...
Dalsza konwencja to świadek historii, uczestnik ważnych wydarzeń. Poczynając od oglądanych dziecięcymi oczyma perypetii z I wojny światowej w Galicji, poprzez bezpośrednie obserwowanie komunistycznego przewrotu Beli Khuna w centrum Budapesztu i śpiewanie z tłumem Międzynarodówki – po wydarzenia podwójnej okupacji sowieckiej w Borysławiu i okupację niemiecką w tymże mieście połączoną z eksterminacją Żydów, w tym najbliższych przyjaciół. Po 1945 zaś roku przesiedlenie z rodzinnych terenów na Ziemie Zachodnie, śledzenie poczynań ówczesnego „socjalistycznego” reżimu, z doświadczeniem rewizji we własnym mieszkaniu włącznie. Fascynacja „Solidarnością” od samego jej początku, co zaowocowało potem udziałem sędziwego poety w wielotysięcznym wiecu obywatelskim 1 maja 1989 r. i odczytaniem przezeń niecenzuralnych do niedawna (nieodkrytych podczas rewizji) wierszy... To, jakby równolegle, los samego poetyckiego dzieła, którego debiut został przez najazd niemiecki, a potem socrealistyczny dyktat zahamowany na lat dziesięć, a później konsekwentne trwanie w bojkocie publikowania po wprowadzeniu stanu wojennego.
Jest również Jachimowicz wybitnym reprezentantem Kresów w ich najwspanialszej, twórczej postaci, przenoszącej na nowe ziemie ukształtowaną w tamtejszych warunkach, w tamtejszym krajobrazie polską sztukę (poezję). Także tamtejszy etos, styl bycia, język i obyczaj. Na różnych poziomach jego dzieła trwa zaginiony świat, od realiów codzienności, poprzez odzwierciedloną w nim strukturę etniczną i złożoną kwestię świadomości narodowej, będącą spuścizną dogasającej wizji dawnej Rzeczypospolitej, aż po dramatyczny przełom, kiedy to – na przestrzeni kilku lat zaledwie – to, co stanowiło pulsującą życiem powszedniość, przeniesione zostało w sferę mityczną. I na tej płaszczyźnie poeta z Wałbrzycha pozostanie na zawsze wrośnięty w krąg osób najbliższych Brunona Schulza, w aurę lokalną wschodniego Podkarpacia, Bojkowszczyzny i Huculszczyzny, gór, w których osiadł inny wielki polskiej literatury, Stanisław Vincenz, skąd zaczynali swą drogę Kazimierz Wierzyński i – także późniejszy emigrant – Andrzej Chciuk (autor Atlantydy. Opowieści o Wielkim Księstwie Bałaku).
Na nowym miejscu został niebawem przybysz ze wschodnich Karpat postacią znaczącą, rodzajem „gwiazdy socjologicznej”, tym, kto konsekwentnie uczestnicząc w prowincjonalnym życiu regularnie publikuje swoje wiersze w krajowych centrach kulturalnych i jest przez szereg lat jedynym przedstawicielem ogólnopolskiej organizacji twórczej – Związku Literatów Polskich. Przyjacielem Juliana Przybosia i Anny Świrszczyńskiej. Dla dojrzewających w Wałbrzychu i okolicy młodszych poetów stał się rychło artystycznym guru, wyrocznią (bywając również jurorem konkursów literackich). Sprzyjały temu zresztą dominatywne i weredyczne rysy jego osobowości. Szczególną relacją mistrz-uczeń pozostaje więź z Kazimierzem Chmielowcem, wzrastającym poetycko pod okiem Jachimowicza od wczesnej, borysławskiej jeszcze, młodości. Powstające systematycznie na Starym Zdroju książki poetyckie budowały regionalną samoświadomość. Nobilitowały niewdzięczne cywilizacyjnie życie górniczego miasta. Niech anegdotycznie spuentuje ten wątek fakt, jak jeden z tutejszych dziennikarzy, związany przez lata z oficjalną gazetą partyjną, opisał w swym felietonie wrażenie, jakie zrobiło na nim przypadkowe dostrzeżenie w autobusie miejskim Jachimowicza – wydało mu się, że widzi nad głową poety delikatną poświatę... Z drugiej strony, ten poeta prowincjonalny (w najszlachetniejszym znaczeniu tego słowa), płacił za swoją wierność miastu rosnącą z upływem lat izolacją w powszechnym obiegu literackim, zapomnieniem, stając się po trosze (z przyczyn pokoleniowych i wspomnianego wyżej bojkotu) także poetą zapomnianym, niemal odrzuconym.
Czas, który tak niemiłosiernie poczynał sobie z Jachimowiczem, stał się na koniec jego sprzymierzeńcem. Jest bowiem i wreszcie doświadczonym starcem, nestorem, który nie tylko w swoich późnych wierszach, ale i w ambitnej próbie autobiografii usiłuje przedstawić życiową mądrość. W pewnym sensie – samo jego istnienie naucza. Współtworzy w polskiej świadomości literackiej ostatnich dziesięcioleci (tradycyjnie pogodzonej ze wczesnymi zgonami wielkich twórców kultury, wynikającymi często z uwarunkowań historycznych czy cywilizacyjnych) mit poety łączącego w swojej osobie dar długiego życia z niegasnącym darem twórczości, z egzystencjalną mądrością. Można przywołać tu Jarosława Iwaszkiewicza (to właśnie poezję z jego ostatnich lat cenił sam Jachimowicz), Czesława Miłosza, Tadeusza Różewicza, Tymoteusza Karpowicza. Także wybitnych prozaików – Kornela Filipowicza i Juliana Kawalca – którzy pod koniec swojej życiowej drogi sięgnęli po język poezji.
W zakresie sztuki w ogóle i kunsztu poetyckiego w szczególności, wpisuje się Marian Jachimowicz w nurt modernistycznego etosu artysty. Poeta na równi z uczonym tworzy – odkrywając i definiując – nową postać świata. Rzeczywistości racjonalniejszej i sprawiedliwszej społecznie zarazem. Etosu poety-agnostyka, który tajemnicę postrzega w kategoriach czasoprzestrzennych raczej niż metafizycznych. Świadom jest bardziej Kosmosu niż Boga. Własna – „konieczna” – ścieżka Jachimowicza powstaje w splocie z teoretycznym i poetyckim traktem Przybosia, którego miał za geniusza, czyli w pokrewieństwie z polską międzywojenną awangardą. Przez całe życie Jachimowicz, który w zasadzie wyparł się swojej nieopublikowanej, pierwszej książki poetyckiej, jako nazbyt wtórnej, z ducha młodopolskiej, uosabiał mit mistrza słowa panującego tak nad tworzywem językowym, jak i poetyckim rzemiosłem, artysty wyzwalającego się z wpływów, poszukującego nowego wyrazu dla materii wiersza, duchowo niepodległego, bojownika nowego piękna i prawdy.
Tu
rozszerza nas dojrzałość
Świat odkrywany
Porządkowany
myślą
doskonalszą niż ta
którą nam dotychczas podawano.
Takie jest przesłanie wiersza Henryk Stażewski. O tym, że autor utożsamiał się z przełomem dokonanym w sztuce początków XX w., świadczy jego własna twórczość plastyczna. Gwasze i tempery z początku lat 60., kiedy to choroba zapewniła mu czas, jakiego pozbawiono go we wczesnej młodości. Wiedział jednakże jasno, że w tej dziedzinie już nie osiągnie tego poziomu, co w poezji...
Wreszcie, ostatni z wymienionych, ale jakże istotny w życiu, topos kochanka, topos trudnej miłości, również, można tak rzec, bohatera obyczajowego skandalu. W młodości wraz z przyjacielem kochali się w jednej kobiecie. Wybrała tamtego, który umierając parę lat później, prosił o opiekę nad wdową z dzieckiem. Jachimowicz ożenił się z nią. Ale znów po paru latach, jadąc na Zachód, prócz żony i pasierba wiózł swoją nową miłość, z którą zamieszkał opodal mieszkania żony, i która po zgonie tamtej, sama na łożu śmierci, została drugą jego małżonką. Poeta spoczywa na cmentarzu pomiędzy nagrobkami dwóch kobiet, których pomniki są opatrzone cytatami z jego wierszy. Wypada tutaj dodać, że tę pierwszą z żon pożegnał wierszem, który jest wyrazem hołdu dla jej powszedniej wielkości –
Nie można było być bardziej Człowiekiem
niż Ty byłaś ...
Ten poziom „niczyjości“, bezinteresowności bytu oddaje świetnie poniższy aforyzm z lat 70., powstały w kontekście śmierci siostry i brata, którzy powrócili z amerykańskiej emigracji jako przekonani komuniści, zupełnie nieakceptujący poety takiego, jakim uczyniły go krajowe wydarzenia wojenne i powojenne. Doznał wówczas zatem podwójnej utraty – fizycznej bliskich i samej bliskości w nich. Lecz sens utworu jest uniwersalny, chociaż nieludzki może w swojej prawdzie, tak jak nieludzkie, bo ponad- czy pozaosobowe wydaje się to, czego dokonuje z indywidualnością mechanizm świadomości zbiorowej.
Traci się wszystkich
gdy zostaje się sobą.
Szkic pierwotnie ukazał się w „Nowej Kronice Wałbrzyskiej” (tom III). Fundacja MUSEION, Wałbrzych 2015
Aktualny numer - Strona główna |
Powrót do poprzedniej strony |
© 2010-2019 Stowarzyszenie Salon Literacki.
Kopiowanie treści zawartych w serwisie wyłącznie za zgodą Redakcji i podaniem źródła pod cytowanym fragmentem, w przypadku portali internetowych - linkiem do serwisu salonliteracki.pl.