Są talerze, ale nie ma apetytu.
[W. Szymborska, Muzeum]
Czy stworzenie ciekawego muzeum biograficznego jest aż tak wielką sztuką? Po wizycie w Częstochowie, w „Domu Poezji”, jak szumnie głosi wypłowiały już nieco szyld, dochodzę do wniosku, że tak. A wydawałoby się, że skoro jest do dyspozycji miejsce, w którym żyła poetka, są oryginalne fotografie, dokumenty to powinno być w miarę prosto. Okazuje się, że potrzebny jest do tego pomysł, może trochę chęci wyjścia poza utarty schemat, może trochę odwagi. Muzeum Haliny Poświatowskiej zostało otwarte dla zwiedzających zaledwie 8 lat temu, 9 maja 2007 r., czyli 3 lata po Muzeum Powstania Warszawskiego (2004), czy rok po Muzeum Browaru Żywiec (2006). I nie mówcie mi, że to wyłącznie kwestia finansów, zwłaszcza, że znacznie ciekawsze jest chociażby niewielkie multimedialne muzeum – Galeria Lokalnej Historii w Osadzie Kresowej w Baszni, niedaleko Lubaczowa... Że powstało za unijne pieniądze? A kto broni Częstochowie powalczyć o stosowny grant?
fot. Dorota Ryst
Nie jest dla mnie argumentem również to, że poetka „nie zdążyła w swoim krótkim życiu zgromadzić wielu rzeczy, przedmiotów codziennego użytku, pamiątek”. Twórcy ekspozycji czują się dobrze i na stronie internetowej przekonują nas, że autorka jest w muzeum „wszechobecna”, a „Istotę poezji Haliny Poświatowskiej oddaje charakter ekspozycji, w której uwydatnione zostały ulubione barwy poetki, wrażliwość na wszelkie impulsy płynące ze świata przyrody i świata sztuki, płynność i ulotność wrażeń, kult życia w jego najróżniejszych przejawach, refleksja nad przemijaniem.” Tyle, że pomalowanie ścian na czerwono i żółto oraz wstawienie zamierającego powoli kwiatka doniczkowego (świat przyrody!) nie załatwia sprawy. Zdjęcia i fragmenty wierszy na ścianach? Tak, ale to za mało, żeby stworzyć żywą, przyciągającą ekspozycję.
Trafiłam do Muzeum w dniu, z założenia, niezwykłym - Światowym Dniu Poezji, dniu uroczystej inauguracji projektu „Haśka. Poświatowska in art”, dniu otwartym muzeum, pewnie jeszcze kilka nadzwyczajności owego dnia można by znaleźć. I co? Ano nic... Jedyne co mógł nam zaoferować znudzony pan w środku, to półgodzinny film biograficzny, który mógłby odtworzyć z video. Nie chcieliśmy. Chodziliśmy po niewielkich pokojach oglądając zdjęcia, dokumenty i kilka przedmiotów zamkniętych szczelnie w gablotkach. Usiłowaliśmy wywołać ducha zmarłej poetki, poczuć magię. Nie poczuliśmy. A naprawdę spędziliśmy tam sporo czasu, chodząc po trzech niewielkich pokojach, wpatrując się, wsłuchując. Nie dziwi mnie, że młodzi ludzie, którzy przyszli w tym czasie do muzeum, zniknęli po zaledwie 2-3 minutach. Może poszli obejrzeć sobie film biograficzny, w internecie...
Dorota Ryst
Aktualny numer - Strona główna |
Powrót do poprzedniej strony |
© 2010-2019 Stowarzyszenie Salon Literacki.
Kopiowanie treści zawartych w serwisie wyłącznie za zgodą Redakcji i podaniem źródła pod cytowanym fragmentem, w przypadku portali internetowych - linkiem do serwisu salonliteracki.pl.