Przyszła wiosna i w gminie Miastko już po raz dziesiąty zawrzało od obecności poetów. Władze ratusza i mieszkańcy przywitali twórców jak zwykle gościnnie i z kolejnymi propozycjami. My z kolei, jak świeże wody po zimie, z ciekawością wypełniliśmy przestrzeń kuszącą swoją historią i wyjątkowością. Oprócz zwiedzania znanych i zupełnie nowych miejsc wartych uwagi, spotkań z ludźmi nadającymi charakter i znaczenie temu zakątkowi świata, inspirujących ćwiczeń, konkretnych zadań, elektryzujących czasem rozpraw, analiz i starć, czy wreszcie homilii (jak sam to określał) głównego prowadzącego, ciągle wystarczało czasu, aby napawać się bogactwem kaszubskiej przyrody.
A było się czym napawać! Wbrew początkowym obawom, najwyraźniej udało nam zaczarować pogodę tak, by sprzyjała poetyckim plenerom. Nigdzie zaś nie ma zieleńszej trawy i bardziej błękitnego nieba niż w Trzcinnie, w Miastku, w Ponikle, gdy wiosna w pełnym rozkwicie, a słońce rozgrzewa deski pomostu nad urokliwym stawikiem – pieszczotliwie nazwanym przez nas Leopoldem.
Można by pomyśleć, że w obliczu tak pięknych okoliczności przyrody trudno nam będzie zmobilizować się do pracy i skupić się na przyziemnej czynności, jaką jest pisanie wierszy. Na szczęście, organizatorzy przewidzieli to i jak co roku zadbali o to, by pomiędzy zajęciami znalazła się okazja także do zwiedzania. W Centrum Informacji Turystycznej powitał nas z otwartymi ramionami naczelnik wydziału promocji, pan Konrad Remelski (nie mylić z nawiedzającym te strony zbójem Rummelem!), który przeprowadził wśród poetów krótki quiz z wiedzy o gminie. Szczęśliwi zdobywcy pierwszego miejsca (a było ich aż pięciu) obdarowani zostali maskotkami promującymi gminę. Dla wszystkich też wystarczyło czasu aby w spokoju napić się kawy, zjeść ciastka i odpocząć przed dalszą podróżą.
Podróż zaś była daleka i w pełni satysfakcjonująca. Wśród podmuchów wiatru wspięliśmy się na Górę Klaryszewską, na której od niedawna piętrzy się rekonstrukcja słowiańskiego grodu, w Ponikle zwiedziliśmy ruiny folwarku Maxa Schmelinga, a na zakończenie udaliśmy się na krótki poczęstunek do dworku w Rolach, który z niemałym trudem przywróciła do stanu świetności pani Joanna Rejniak. Jeśli zaś komuś nadal było mało, na zakończenie warsztatów udało nam się jeszcze obejrzeć szachulcowy kościół w Trzcinnie – jeden z kilku stanowiących dumę Gminy Miastko. To wszystko zaś w akompaniamencie śpiewu ptaków, pośród zielonych lasów i połyskliwych jezior, w które obfitują te tereny.
Nie byłoby warsztatów bez miasteckiej przyrody, ale trzeba pamiętać, że jest ona (wbrew pozorom) tylko tłem dla całych warsztatów. Przez kilka kolejnych dni przypominał nam o tym cierpliwie główny prowadzący, profesor Paweł Próchniak, wykładający na Uniwersytecie Pedagogicznym im. KEN w Krakowie, historyk literatury i krytyk. Wraz z Dorotą Ryst i Sławomirem Płatkiem, którzy z niestygnącym zapałem tworzą innym twórcom warunki do pracy i szlifowania warsztatu od równo dekady, stworzył on wydarzenie, które nie daje się łatwo przyporządkować do standardowych warsztatów, czy innych szkoleniowych zajęć. W końcu jubileusz to czas specjalny.
Hasłem przewodnim w tym roku była „Historia i pamięć” – idea myśli jasnej, przejrzystej i nieugiętej przewijała się przez wszystkie dni spędzone w Trzcinnie. Stąd też na przestrzeni tych kilku dni pojawiało się wiele rozmów o różnorodności, żmudności i precyzyjności pracy nad każdym utworem. Wiele mówiono też o tym jak, a właściwie z czego, rodzi się pierwsza myśl, intuicyjny flesz, migawka oraz jaką ścieżką prowadzi ona do budowania kolejnych poziomów i warstw, do wyrażonych w końcu pełnym słowem i frazą znaczeń, obrazów, myśli, emocji. Materiał, z którego czerpaliśmy to bogaty zestaw zrekonstruowanych dźwięków z ulicy, rozmów oraz zdjęcia wykonane na podstawie oryginalnych szklanych kliszy, odnalezionych przypadkiem na strychu jednego z domów w Lublinie. Wszystko to dotyczy dzielnicy żydowskiej, zlikwidowanej z centrum tego miasta. Dopiero odnalezione ślady i detektywistyczna niemal praca odzyskała dla współczesności ten fragment rzeczywistości, która miała być skazana na wymazanie z ludzkiej pamięci.
Zastanawialiśmy się też nad tym, czy i jak kontrolować swoje strumienie świadomości i możliwie z najlepszym skutkiem przelewać je na papier. Okazało się, że swobodne uwolnienie własnych niekontrolowanych myśli, wcale nie jest takie łatwe. Ale dzięki temu tym bardziej może ciekawe, pozwalające nie tylko udoskonalić warsztat, ale i lepiej poznać siebie.
Mówiąc o powstałych na przestrzeni tych kilku dni utworach, nie można oczywiście zapomnieć o wierszach, które spontanicznie powstawały w trakcie wspólnie spędzonych dni. Ich przecież nie da się zatrzymać. Wchodzą bez pytania. Stąd też można było usłyszeć wiele tekstów inspirowanych wycieczką po miasteckich ziemiach, rozmowami ze współwarsztatowiczami czy drobnymi obserwacjami otaczającej nas rzeczywistości. Biorąc zaś pod uwagę, jak intensywnie przeżyliśmy tych kilka dni, było o czym pisać. Tylko czasu, jak zawsze, za mało…
Czy my uczestnicy podołaliśmy wysoko zawieszonej poprzeczce? Ocenicie to dopiero kiedy w wasze ręce trafi powarsztatowy almanach, czyli w październiku. Niżej podpisane uważają, że czas spędzony w Trzcinnie wyzwala niezwykłe przeżycia, rozwija twórczo, pozwala spotkać wspaniałych ludzi. Dziękujemy i nie boimy się powiedzieć – z niecierpliwością czekamy na kolejne zjazdy na gościnnej Ziemi Miasteckiej.
Ewa Perkovič i Anita Katarzyna Wiśniewska
Zdjęcia: Arek Łuszczyk
Warsztaty okiem obiektywu
Aktualny numer - Strona główna |
Powrót do poprzedniej strony |
© 2010-2019 Stowarzyszenie Salon Literacki.
Kopiowanie treści zawartych w serwisie wyłącznie za zgodą Redakcji i podaniem źródła pod cytowanym fragmentem, w przypadku portali internetowych - linkiem do serwisu salonliteracki.pl.