Drukuj

W poprzednim odcinku pisałem o tym, jak kultura studencka, nam kojarząca się z egalitarnością, a jednocześnie luzacka, nieformalna, jest w Chinach poukładana i hierarchiczna. Pisałem, między innymi, o formach zwracania się przez studentów różnych lat do siebie -  师妹, 师姐, 师兄, 师弟 shi'mei, shi'jie, shi'xiong, shi'di). W dosłownym tłumaczeniu brzmiałoby to trochę archaicznie, a trochę zawadiacko, a na pewno uroczo: „starszy/młodszy aspirancie”/ „starsza, młodsza aspirantko”.  Formy grzecznościowe, te spełniające, w przełożeniu na polski, formę „wołacza”, w ogóle są w języku chińskim przebogate, i dotyczą niemal każdej sytuacji. Są to rzeczy nie do końca przekładalne na jakikolwiek inny język, i w zasadzie ich mnogość oznacza tyleż szacunek do czyjejś wykonywanej profesji, co wynika z konfucjańskiej hierarchiczności. Niemniej, mimo że w tle czai się brak egalitarności, dosłowne tłumaczenie na język polski brzmi często bardzo familiarnie.  Ale po kolei. Będzie trochę o języku, choć, jak wszystkie te felietony z resztą, piszę tu z pozycji laika (gdyż mojemu mandaryńskiemu daleko do płynności).

Jeśli któraś z moich znajomych reaguje agresywnie na „ślicznotko”, lepiej niech nie zaczyna uczyć się chińskiego. W Chinach „ślicznotką” będziesz nazywana często i gęsto.  Dobra, to był żart z tym nie uczeniem się chińskiego. „Ślicznotko” (mei'nü 美女) to po prostu ekwiwalent „młoda damo”, przy czym chiński jest tu idealnie symetryczny płciowo – „młody człowieku” to dosłownie „przystojniaku” (shuaige 帅哥). Niezależnie od tej symetrii, powiedzieć, że chińska kultura jest patriarchalna, to nie powiedzieć nic – przypadkiem skrajnym jest tutaj jedno z moich najmniej ulubionych słów w mandaryńskim, czyli 剩女 sheng'nü, dosłownie... „kobieta-resztka”, czyli kobieta z wielkiego miasta, z udaną karierą, która w granicach trzydziestki nadal pozostaje niezamężna. Owo skrajnie seksistowskie określenie nie jest jedynie używane przez frustratów, a występuje w oficjalnym słowniku chińskiego Ministerstwa Edukacji.

To jednak temat nie do rozwinięcia w skromnym felietonie, a co dopiero w pojedynczym akapicie. Zaznaczę tylko, że kultura patriarchalna ma też swoje odbicie w słowniku opisującym rodzinę – słowa na tę „od strony matki” często posiadają przedrostek „wai 外”, oznaczający kogoś z zewnątrz, a z pewnością nie będącego w centrum. Matka jest zawsze „wżeniona” w rodzinę (również współcześnie), przyjeżdża skądś inąd, ojciec jest „tu, na miejscu”. A więc babcia od strony ojca to 奶奶 nai'nai*, a babcia od strony matki to 外婆 wai'po. I tak też zwrócimy się do nich w rozmowie: po chińsku powiemy odpowiednio - „Babciu od strony ojca, kupiłem ci szaliczek!”, lub „Babciu od strony matki, czy nalać ci herbaty?”. Ale ponieważ w chińskim nie musimy tych pojęć opisywać, będzie to brzmiało znacznie krócej.

Na tym zakończę temat rodziny, gdyż nie tworzę tutaj dokładnego słownika i nie chcę popaść w wyliczankę – a mnogość tych chińskich określeń, wyrażających nie tylko patriarchalność, ale i relacje starszeństwa, może przyprawić o zawrót głowy. Wrócę do swoich ulubionych, i zacznę od najmłodszych, czyli dzieci. Chiński wołacz dla dziecka (tym razem unisex) to 小朋友 (xiao'peng'you), czyli dosłownie... „mały przyjacielu”. Prawda, że ładnie?   

Jeszcze bardziej natomiast podobają mi się te chińskie zwroty grzecznościowe, które bliźniaczo przypominają polskie (no, relatywnie bliźniaczo, czy też bliźniaczo zważywszy na skrajnie oddalenie lingwistyczne). Na przykład do prowadzącego/prowadzącej mały sklep czy restaurację mówi się nie inaczej jak „szefie”(老板  lao'ban), a do taksówkarza, lub każdego innego wykwalifikowanego rzemieślnika można powiedzieć „kierowniku” (师傅 shi'fu). No dobra, to tak naprawdę „mistrzu”, ale słowiańska dusza od razu mi tu włącza „kierownika”. Co prawda nie podejmę się próby tłumaczenia na chiński zdania "Kierowniku, poratuj pan pięćdziesiąt groszy”, tyleż z powodu ograniczonego zasobu chińskiego, co z powodu nieoddawalności tych rozpaczliwych emocji na jakikolwiek inny język (no i nie występowania danej sytuacji w Państwie Środka). Za to chińską wersję „Kierowniku, a szybciej się nie da?” miałem swego czasu na kursie chińskiego, i to nie ja poprosiłem o przetłumaczenie, a sama nauczycielka podała je jako przykład (jakby ktoś chciał wiedzieć: „Kierowniku, a szybciej się nie da?” to: 师傅,麻烦你开快点!Shi'fu,ma'fan ni kai kuai yi'dian). Nie są to wszystko co prawda określenia dokładnie takie same pod względem pragmatyki języka, ale na tyle podobne, że aż łezka się w oku kręci, a bocian w myślach klekocze nad głową.

A skoro o mojej ziemi ojczystej mowa, to na kampusie, mówią do mnie 老师 lao'shi, czyli nauczycielu”, ale poza kampusem raczej... „szanowny obcokrajowcze”, czyli 老外 lao'wai. Choć, prawdę mówiąc, częściej po prostu hello, a lao'wai używają w rozmowach pomiędzy sobą (O! Patrz! Szanowny obcokrajowiec!). Czy ten obcokrajowiec jest faktycznie „szanowny” (mimo że tak nakazywałoby dosłowne tłumaczenie) zawsze jednak zależy od kontekstu, tonu głosu, i tak dalej. Ale to jak z każdym z powyższych określeń, bo magiczna funkcja języka działa tylko częściowo (choć, jak pisałem w swoim pierwszym felietonie z Państwa Środka dla Salonu Literackiego, to właśnie Chińczycy w tę magiczną, kreacyjną funkcję języka zdają się wierzyć szczególnie).

Jakub Sajkowski

*gdyż babcia generalnie jest naj naj

Aktualny numer - Strona główna

Powrót do poprzedniej strony


© 2010-2019 Stowarzyszenie Salon Literacki.
Kopiowanie treści zawartych w serwisie wyłącznie za zgodą Redakcji i podaniem źródła pod cytowanym fragmentem, w przypadku portali internetowych - linkiem do serwisu salonliteracki.pl.