Drukuj

Nawet jeśli listopad nie ma nic lub niewiele do zaproponowania, by chcieć i móc wracać do wspomnień, które wytworzył, zawsze znajdzie się jakiś moment ocieplający późniejszą codzienność. Wyjątki chodzą po ludziach. Jednym z nich był weekend od 17 do 19 listopada, kiedy we Wrocławiu odbyło się trzecie już z kolei spotkanie poetów należących do Polskiego Stowarzyszenia Haiku. Jesienne zjazdy tej organizacji odbywały się dotychczas w Szaflarach, ale w tym roku grupa wrocławian przejęła organizacyjną inicjatywę i zaprosiła haijinów do swojego miasta.

– Wyszło bardzo spontanicznie, są miejsca, w których jest nas więcej – Wrocław, Warszawa, Śląsk, choć nie odbieramy tego tak, że się dzielimy, jako stowarzyszenie jesteśmy jedną organizacją. Ale tym razem wyzwanie podjęła grupa z Wrocławia – mówi Zuzanna Truchlewska z PSH.

W piątkowy wieczór w Zgromadzeniu Sióstr Szkolnych de Notre Dame, gdzie goście nocowali i gdzie odbywały się zajęcia, przy ciastach, kawie i lampce wina można było spotkać się po czasie niewidzenia, ale też poznać nowe osoby, które dopiero wchodzą na drogę haiku. Inspiracji do pisania nie zabrakło już od początku.  Po godz. 18 wrocławska przewodniczka miejska zabrała wszystkich na spacer po podziemiach Domu Notre Dame, gdzie zachowały się ślady dawnego Zamku Piastów Śląskich. Po powrocie zespół Teatru OBECNEGO w sali konferencyjnej zaprezentował spektakl pt. Haiku – wspomnienie klasycznej poezji Matsuo Basho. Później bawił publiczność wierszami i piosenkami. Animatorem i siłą sprawczą wieczoru był tu Alfred Kampa.

Sobotni dzień był czasem intensywnych zajęć prowadzonych przez Agnieszkę Żuławską-Umedę. Po śniadaniu, od godz. 9 w ramach warsztatów „szkoła haiku” w  sali konferencyjnej mówiła o zasadach odnoszących się do klasycznej formy haiku, na przykładach wierszy omawiała mocne i słabsze strony czytanych tekstów, wprowadzając korekty, przybliżała słuchaczy do czegoś, co w swojej końcowej wersji w zasadzie i tak okazało się swego rodzaju tajemnicą.

– Agnieszka jest taką przewodniczką i łącznikiem między tymi dwoma światami – naszymi próbami a faktyczną formą haiku. Prawda jest taka, że pewnie nigdy tego ideału klasycznego nie osiągniemy, to wynika m.in. z różnic między naszymi kulturami. Ale niezależnie od tego, Agnieszka wkłada wiele serca i ogrom pracy, żebyśmy mogli wykonać choć jeden krok do przodu. Tak to tym razem odebraliśmy – jako kolejny ważny trening ćwiczenia samego siebie w pisaniu – mówi Zuza Truchlewska.

Dobrą formą oddechu od przyswajania wiedzy, a jednocześnie szansą, by zbierać inspiracje do dalszego pisania, była wycieczka po Ostrowie Tumskim. Począwszy od miejsca upamiętnionego tablicami związanymi z historią Polaków przed II wojną światową i Kresowiaków po niej, przez ulice z zabytkowymi budynkami, miejski ogród, bramę z legendą o kluskach śląskich, po podziemia katedry – wszędzie wrocławska przewodniczka oprowadziła grupę i każde z miejsc omówiła. Obrazy, opowieści i wrażenia na tyle zapadały w pamięć, że zaowocowały strofami:

jesienny świt
zawieszone na niebie
wieże katedr

napisała Małgorzata Formanowska. Zabytkowa świątynia była też inspirująca m.in. dla Ewy Pleszyńskiej:

lodowato
czy to podziemia katedry
czy listopad?

Bardzo poruszający był widok mostu oplecionego kłódkami przez narzeczonych, a może po prostu zakochanych. Honorata Sordyl tak zapisała ten moment:

listopadowy ranek
kłódki na moście liczy
para staruszków

Miejski park obfitujący w wielobarwne o tej porze roku drzewa niestety był nieczynny. Marta Chociłowska napisała:

ach! Dotknąć pnia
srebrzystego platanu
ogród zamknięty

Podobnie opowieść o latarniku ubranym w pelerynę i cylinder, zapalającym co wieczór własnoręcznie latarnie, zainspirowała Roberta Kanię:

jesienny zmierzch
ogrzewa się w cieple
gazowej latarni

Po wycieczce na spacerowiczów w restauracji Uniwersytetu Ekonomicznego czekał obiad, a później rozpoczęła się druga część warsztatów Agnieszki Żuławskiej-Umedy. Podczas porannej wspominała o tym, jak zwyczajne bycie ze studentami przerodziło się we wspólnie napisane renku. Podkreśliła, jak wiele dał sam fakt spędzanego czasu przez osoby z różnych pokoleń i jak się odzwierciedlił w poezji. Była to opowieść przywołująca na myśl fragment książki Ryszarda Kapuścińskiego Ten Inny: „Hinduskie słowo upaniszada oznaczało: siedzieć blisko, być blisko. Ja przekazywało się Innemu nie tylko w słowie, ale również swoją bliskością, bezpośredniością, byciem razem. Tego doświadczenia, tego przeżycia nic nie jest w stanie zastąpić”. Ta część warsztatów wzbudziła natomiast wiele emocji. Jeśli ktoś wiedział, jak pisać haiku, jeśli już czuł się w tej formie pewnie i swobodnie, kolejne informacje dezintegrowały w nim tę wiedzę, podawały w wątpliwość przekonania zapewniające pewien komfort.

– To tak, jakbyś całe życie wierzyła w Trójcę Świętą, a nagle okazuje się, że jest Dwójca! – komentował usłyszane informacje Robert Kania, prezes PSH.  

– Dla osób, które piszą haiku już od pewnego czasu, okazało się, że kolejne reguły nie są dogmatem, że można je złamać, by dojść do jeszcze czegoś innego. Że haiku to ciągła praca nad tekstem, a idealną postawą jest „jedno wiem, że nic nie wiem” – mówi Zuza Truchlewska.

Po godz. 20 rozpoczęło się spotkanie w Saloniku Trzech Muz, gdzie swój wieczór autorski miała tego dnia członkini PSH Elżbieta Anna Kołodziejczyk. Z okazji swoich 44. urodzin ugościła wszystkich poczęstunkiem, a przedsmak tego, co później nastąpiło, pojawił się już w czasie czytanego przez nią wstępu do najnowszej książki W drodze do siebie. Najwytrwalsi zostali do końca i podziękowali za występ owacjami na stojąco.

Tego samego wieczoru inna grupa uczestników zjazdu odwiedziła wystawę japońskiej artystki Natsuko Tanaki, składającą się z opatrzonych krótkimi poetyckimi komentarzami fotografii Wrocławia po jej dwuletnim pobycie w Polsce. Agnieszka Herman o tym spotkaniu napisała na swoim facebookowym profilu:

„Wrocław w rytmie haiku. W duchu zen. Tak było na Ostrowie Tumskim i równolegle na wystawie Natsuko Tanaka, Japonki, mieszkającej w tym mieście od 2015 roku. Bo też światło jest w oku patrzącego, więc na miasto tętniące życiem, studenckie i rozkołysane popatrzyła inaczej. Dostrzegła tu powietrze i ciszę nad dachami”. To spotkanie zainspirowało Agnieszkę Herman także do napisania haiku:

na zdjęciach mistrza
Natsuko Tanaki
oddech

 

Niedzielny poranek w Domu Notre Dame wypełniła krzątanina, ponieważ uczestnicy po ginkō (spacerze, w czasie którego pisze się haiku zainspirowane zaobserwowanymi sytuacjami i zjawiskami) oddawali swoje prace do oceny jurorkom. Przewodniczącą została Agnieszka Żuławska-Umeda, a zarząd PSH wydelegował Zuzannę Truchlewską. „Przestrzeń miejska” była tematem zapowiedzianego konkursu. Po obradach nastąpiło ogłoszenie wyników, wręczenie nagród i dyplomów. Pierwsze miejsce zajęła Małgorzata Formanowska, drugie Honorata Sordyl, a trzecie Robert Kania. Wyróżnienie otrzymały trzy osoby: Marta Chociłowska, Sława Sibiga i Wiesław Karliński. Agnieszka Żuławska-Umeda, czytając nagrodzone, wyróżnione i pozostałe wiersze, podobnie jak w czasie poprzednich zajęć, zwracała uwagę na drobne poprawki, które uczyniłyby teksty pełniejszymi. Rozmowy, podziękowania i pożegnania po zakończonym zjeździe, podobnie jak bycie razem, trwały jeszcze długo.

„Między człowieka i człowieka, między Ja i Innego wprowadzono technicznego pośrednika – iskrę elektryczną, impuls elektroniczny, sieć, łącze, satelitę” – Kapuściński w eseju Inny w globalnej wiosce opisał sytuację, z którą mamy do czynienia na co dzień. Wrocławska upaniszada, we właściwym, nieśpiesznym tempie, pomogła pozostać przez chwilę w trybie offline, pobyć z Innymi w miejscach, które były blisko, i uwolnić w sobie trochę przestrzeni na kolejne – teksty i spotkania.

Aleksandra Nizioł

(zdjęcia: Jadwiga Siwińska-Pacak)

 

 

Aktualny numer - Strona główna

Powrót do poprzedniej strony


© 2010-2019 Stowarzyszenie Salon Literacki.
Kopiowanie treści zawartych w serwisie wyłącznie za zgodą Redakcji i podaniem źródła pod cytowanym fragmentem, w przypadku portali internetowych - linkiem do serwisu salonliteracki.pl.