Drukuj

Pod koniec października na Fali Poprzecznej usłyszałem ciekawą teorię o debiutach poetyckich. Dorota Ryst zauważyła, że debiutuje się zwykle albo w wieku studenckim, albo znacznie później – po trzydziestce lub nawet w kolejnych dekadach życia. To chyba prawda. Są oczywiście wyjątki, ale obok Doroty siedziała czwórka debiutantów i żaden z nich się nie wyłamywał z tej obserwacji statystycznej.

Roman Honet zapytany przez redakcję Śląskiej Strefy Gender o najlepszy czas na debiut odpowiedział: Około dwudziestu lat, tak po skamandrycku. Takich jest rzeczywiście większość. Tu już nie chodzi o to, czy się z nim zgodzić czy nie, ale co zrobić z tymi debiutantami. Kim oni są, co piszą?

Na przykład: czy w XXI wieku dwadzieścia lat to moment, w którym poeta zna siebie i swój styl, ma co pokazać? Przypomina mi się, jak często po iluś tam latach autorzy nie chcą w ogóle mówić o swoim pierwszym tomiku, bo zwyczajnie się go wstydzą. Często, niestety, jacyś „promotorzy” wypychają takiego młodziaka na scenę, licząc, że się na nim wylansują. Są to zwykle lokalni działacze w lokalnych środowiskach, w których wszyscy są uznanymi i cenionymi uczestnikami tamtejszego życia literackiego, tylko o dwa kilometry dalej już nikt nie ma o tych „uznanych” działaczach zielonego pojęcia.

Z drugiej strony wiek też niczego nie gwarantuje i wszyscy o tym wiedzą. Ostatecznie lepszy jest jakikolwiek debiut niż wcale, kłopot w tym, że zbyt często ogłasza się kolejnego (co rok jest z pięćdziesiąt takich osób) wybitnie utalentowanego poetę lub świetnie rokującą poetkę. W praktyce ta wybitność polega na tym, że ktoś znał kogoś, kto załatwił blurba. Blurb składa się z samych ogólników (typu „poeta wchodzi w nieustanną grę z czytelnikiem, w której język jest odkrywany od nowa” i inne podobne komunały) lub jest zrobiony „na odwal się”, czasem nawet bez czytania (typu „POLECAM!” a pod spodem nazwisko kogoś uznanego w branży).

Nie do tego jednak zmierzam, chodzi mi o to, czy w ogóle istnieje coś takiego jak „późny debiut”. Późny, czyli jaki? Inny niż wczesny, czyli jeśli późny nie jest typowy, to wczesny, na zasadzie symetrii, też nie jest. Typowy musiałby być debiut „środkowy”, który byłby tym samym „normalny”. Jednak to by stawiało w bardzo niekorzystnej sytuacji terminologię, o której rozmawiamy. Bo wówczas późny i wczesny byłyby nienormalne. A mamy takie czasy, że za określenie „nienormalny” można pójść do więzienia. Teraz wszystko jest normalne, co oznacza, że norma nie istnieje, a to z kolei oznacza, że także nic nie jest wczesne ani późne, wszystko jest... właśnie: nie wiadomo jakie to jest.

Ale może by pójść ścieżką eufemizmów? Nie ma już otyłych, są puszyści. Nie ma już czarnych, są afro. Zależnie od miejsca zamieszkania – afroamerykanie, afropolacy, afromongołowie. Przepraszam, słowo „mongoł” też jest obraźliwe. W każdym razie jest już także eufemizm na późny debiut: dojrzały.

Tylko że tu wpadamy z deszczu pod rynnę, bo – znów symetrycznie – po drugiej stronie są debiuty wczesne, czyli jakie? niedojrzałe? I ciągle dyskryminacja. Poza tym, jakie wówczas byłyby te „normalne”, czyli ani wczesne, ani późne? Ani dojrzałe, ani niedojrzałe, jakieś półwytrawne, nieokreślone?

Zainteresowanie „skamandryckimi” (za Honetem) debiutami jest, powiedziałbym, biologiczne. Przepraszam za brutalność, ale jeśli mamy do czynienia z poetą dwudziestoletnim, to jest szansa, że ma przed sobą więcej życia niż poeta czterdziestoletni i że więcej osiągnie. Dlatego utalentowany dwudziestolatek wzbudzi większe zainteresowanie średnim tomikiem niż pięćdziesięciolatek, nawet jeśli ten drugi wyda książkę świetną i kompletną. Ktoś znów może przytoczyć wyjątki, a ja znów odpowiem, że nie tworzą reguły. Reguły są inne. Na przykład poprawność polityczna, którą złamałem w tym felietonie wielokrotnie. Albo „wczesny debiut”, z którym dałem sobie spokój, będąc w „wieku studenckim”. Jest także puenta: dedykuję tych parę akapitów Andrzejowi Szaflickiemu, którego debiut nie jest ani wczesny, ani późny – to bez znaczenia. Jest po prostu dobry, w odróżnieniu – znów zasadzie symetrii – od złych. Cieszę się, że wpadł nam w łapy taki poeta.

Sławomir Płatek

 

Aktualny numer - Strona główna

Powrót do poprzedniej strony


© 2010-2019 Stowarzyszenie Salon Literacki.
Kopiowanie treści zawartych w serwisie wyłącznie za zgodą Redakcji i podaniem źródła pod cytowanym fragmentem, w przypadku portali internetowych - linkiem do serwisu salonliteracki.pl.