Drukuj

Od festiwalu do festiwalu,
Od wiersza do wiersza
Od baru do baru
Od anioła do bydlęcia


Wojciech Kass, Piosenka literata

Nie, to nie tak, wiersz niech żyje własnym życiem, a festiwale żyją własnym. Nigdzie nie można zobaczyć z bliska jak się rodzi literatura równie dobrze jak na tego rodzaju imprezach. A literatura, jak wiadomo rodzi się z literatury, toteż widywanie piszących i przyjrzenie się im ma wpływ na to, co potem pojawia się w druku.

Właściwie nie wiadomo, czym jest festiwal. Czy finał dużego konkursu, z występami i rozbudowana częścią nieoficjalną, jest już festiwalem? A finał małego konkursu z rozmową czterech poetów w kawiarni i czytaniem almanachu w hotelu – nie spełnia tej samej roli? Liczy się jednak wielkość, rozmach, bo daje inną atmosferę, subiektywne (i często nieuzasadnione) wrażenie większej ważności.

Jest także organizowanych sporo imprez o niejasnym charakterze. Jakieś „dni poezji”, „konfrontacje”, są też „festiwale” trwające na przykład miesiąc z przerwami. Wszystkie formy dozwolone. Są festiwale przewidziane dla dziesięciu osób i dla dwustu (łącznie ze słuchaczami). Najważniejsze pytanie brzmi: jeździć czy nie.

Wbrew pozorom dotyczy to nie tylko osób zaproszonych. Są tacy, choć nie ma ich wielu, ale przecież – są!, którzy jeżdżą jako widzowie. Spotkać znajomych, zobaczyć kogoś na żywo, posłuchać dyskusji. Na przykład ja lubię tak pojeździć. Zawsze mnie ciekawi co nowego i gdzie się coś dzieje ciekawego.

Są festiwale, na które nie ma po co jeździć, bo nic się tam nie dzieje, albo – co gorsza – są to jakieś horrory środowiskowe. Jeśli ktoś czeka, aż je wymienię, to się zawiedzie. Żadna frajda o tym pisać. Powiem natomiast, że wybieram się w listopadzie na festiwal im. Wandy Karczewskiej do Kalisza i że jak tylko mi się uda, to przyjadę popatrzeć na Puls Literatury w Łodzi (pewnie będzie jak zwykle w grudniu). Obie te imprezy, choć z różnych powodów, zaliczam do najlepszych w Polsce. I jeśli ktoś ma chwilę czasu oraz możliwości, to niech korzysta i jedzie, bo jest po co. Będzie też w październiku festiwal poezji w Sopocie, nazywa się Festiwal Poezji w Sopocie. Też będę, choćby dlatego, że mam blisko. To w ogóle pewnego rodzaju ewenement: często na festiwalach bywają ci, co mają daleko, a ci co mają blisko – nawet nie zajrzą. Chociaż może to nie wszędzie tak jest, zawsze powtarzam, że mieszkam w miejscu dość dzikim poetycko. Gdzie indziej raczej nie widzę tego cudu.

Skromnie (a właściwie nieskromnie) dodam, że w Gdańsku też będzie niewielki festiwal, na którym warto być choćby dlatego, że niektórzy z Was tam będą. Nazywa się Fala Poprzeczna i będzie 24.10. Niedługo pojawi się oficjalna informacja.

Myślę, że gdybym nie jeździł „od festiwalu do festiwalu”, to po prostu zobaczyłbym mniej świata i poznał mniej ludzi. Naprawdę warto było. A jeśli ktoś ma za daleko na festiwale, to na pewno gdzieś blisko są inne imprezy – np. finał jakiegoś konkursu. Taki finał bywa wydarzeniem drętwym i niewidocznym, ale bywa też czasem przyzwoitym zlotem ciekawych ludzi. A konkursów jest tyle, że w każdym zakątku Polski na pewno się okaże, że coś jest niedaleko.

Sławomir Płatek

 

 

Aktualny numer - Strona główna

Powrót do poprzedniej strony


© 2010-2019 Stowarzyszenie Salon Literacki.
Kopiowanie treści zawartych w serwisie wyłącznie za zgodą Redakcji i podaniem źródła pod cytowanym fragmentem, w przypadku portali internetowych - linkiem do serwisu salonliteracki.pl.