Zawsze jest jakiś Coelho

 

Tarkowski, reżyser, zafascynował mnie. Jego „Andriej Rublow” to film wspaniały, wieloznaczny, erudycyjny, ale bez trywializowania. „Solaris” poza drobnymi dłużyznami jest bliski doskonałości. Prawda jest taka, że po obejrzeniu dwóch arcydzieł człowiek (zwykle) spodziewa się, że reszta będzie nie gorsza. Tym bardziej ciężko przychodzi znoszenie rozczarowań. Z innych filmów – „Stalker” jeszcze broni się scenografią i pomysłowym scenariuszem, dobija dialogami. „Ofiarowanie” to kicz i flaki z olejem. Mam pełną świadomość jaką estymą cieszy się ten film i piszę to przy całkowicie zdrowych zmysłach.

Po pierwsze napuszona wtórność, arystokratyczność, napinanie się. Szekspirowskość. Idiotyczna, hamletowska poza. Czym innym jest nawiązanie, a czym innym kopiowanie, zresztą mylenie tych dwóch pojęć jest jednym z podstawowych chwytów służących do ratowania kiepskich dzieł przez doświadczonych recenzentów. Otóż Tarkowski Szekspirem nie jest, a nawet gdyby był, to nie w drodze udawania Szekspira. Bo nie jest niczym innym niż udawanie to ciągłe, namolne robienie czegoś, co przeszło do klasyki z jakąś naiwną wiarą, że powtórzenie wytworzy klasykę – bis. To tak, jak myślenie magiczne – zamachałem rękami i nastąpiło zaćmienie Słońca. Zbieg okoliczności, ale ja (człowiek prymitywny) myślę sobie, że jak trzeba będzie wywołać zaćmienie Słońca, to wystarczy zamachać rękami. A Tarkowski myśli, że jak nadzieje swoje filmy patetycznymi dialogami, kwadratowymi ruchami aktorów i banalnymi dialogami pełnymi cytatów z klasycznych dramaturgów i filozofów, to już wystarczy, żeby wywołać zaćmienie Szekspira.

Dalej: chłopska filozofia pachnąca jakimś kompleksem wymądrzania się. To jednak nie jest tak, że ktoś, kto nawiąże do Platona trzydzieści osiem razy zrobi lepszy film niż ktoś, kto nie nawiąże do Platona w ogóle. Tarkowski sprawia wrażenie kogoś, ktp wpadł w pułapkę intertekstualności. Sieć powiązań ma zastąpić normalne i najbardziej oczywiste walory dobrego filmu. Nie zastępuje.

Mocno irytujące jest moralizatorstwo. Wpychanie w ramiona widza gotowych wniosków, z którymi on niekoniecznie musi chcieć się ożenić. Zwłaszcza, że morały są niepokojąco jednoznaczne i denerwująco natrętne, arbitralne. Ocierające się o prymitywny prozelityzm. Że bez Boga ci biedni ateiści są tacy strasznie zubożeni i się miotają, ale Bóg ich odnajduje i szczęśliwie wpadają w nirwanę. Ewentualnie nie chcą uwierzyć i lądują w wariatkowie. Przypomina to najgorsze momenty u Zanussiego.

Sztuczność, wymuszoność, namolna sceniczność ruchu postaci, kolejności, w jakiej wykonują nienaturalne czynności, głupawe, nieprawdziwe reakcje na zdarzenia, które biorą się znikąd, to wszystko sprawia wrażenie makabrycznej szkolności. Jak można próbować zrobić metaforę którejkolwiek płaszczyzny życia montując ją z elementów nie mających nic wspólnego z jakąkolwiek częścią życia?

Kwestie i dialogi, pomijając niezrozumiałe nawarstwienie komunałów, są po pierwsze kompletnie nienaturalne, po drugie – grafomańskie. Ad. 1 – Ludzie tak ze sobą nie rozmawiają, nie układają zdań w taki sposób, wręcz nie zachowują się tak mówiąc do siebie. Ad. 2 – w najgorszych, pensjonarskich czy gimnazjalnych wierszach trudno czasem trafić na takie pierdoły, jak w dialogach i monologach u Tarkowskiego. Środki literackie, retoryczne, przenośnie, wnioski – wszystko jest napchane banałem do ciężkiego bólu powyżej progu morfiny. Namolne stosowanie formy „my”, mówienie za całą ludzkość, uogólnianie, które jest jednym z gorszych grzechów sztuk wszelkich. Przy czym wnioski są na poziomie Coelho, na końcu przytaczam fragmenty monologów.

Film jest ostatecznie po prostu irytujący, podobnie jak uczone dysputy grafomanów na temat geniuszu Beethovena, nudny jak wykłady księdza – prawiczka o życiu seksualnym, męczący jak wszystkie próby napisania Boskiej Komedii od nowa, przy założeniu, że pisanie od nowa polega na dobijającej dawce interpretacji oryginału. Do tego wszystkiego Tarkowski usiłuje udawać Bergmana i za cholerę mu się nie udaje.

A teraz próbka grafomanii, Tarkowski (autor scenariusza) jako prorocza zapowiedź Coelho. Zwracam uwagę na realizm wypowiedzi i głębię wniosków.

(tłumaczenie monologu z portalu napisy.info)

 

00:17:12:Wtedy zaczęło padać,|zimna, gęsta mżawka.

00:17:17:Skryliśmy się do tamtego rowu,|pod tę suchą, starą sosnę…

00:17:21:i nagle znów wyszło słońce.

00:17:23:Przestało padać.

00:17:26:Wszędzie tu rozlało się oślepiające światło!

00:17:28:Wtedy zobaczyłem dom.

00:17:30:I nagle zrobiło mi się smutno, że to nie ja…

00:17:33:to znaczy, że nie my mieszkamy…

00:17:36:w tym domu pośród sosen,|na samym brzegu morza.

00:17:40:Jakże był piękny!

00:17:43:Wiedziałem, że gdybym tylko mógł w nim żyć,|umarłbym szczęśliwy.

00:17:46:Co? Co się stało? Nie bój się.

00:17:50:Nie ma niczego takiego jak śmierć.

00:17:52:Nie, jest tylko strach przed śmiercią,|straszliwy strach przed śmiercią.

00:17:56:Czasem sprawia, że ludzie robią rzeczy,|których nie powinni robić.

00:18:00:Jakież wszystko byłoby inne…

00:18:03:gdybyśmy tylko mogli|oswoić strach przed śmiercią!

00:18:07:Co? Acha, przecież mówiłem|o czymś zupełnie innym… Tak.

00:18:11:No i jak ci mówiłem, poddaliśmy się|niezwykłemu urokowi tego miejsca.

00:18:17:Nie potrafiliśmy stąd odejść.

00:18:20:Cisza, wyniosły a jednocześnie przytulny bezruch…

00:18:23:to sprawiło, iż…

00:18:26:zrozumieliśmy, że ten dom…

00:18:28:był nam przeznaczony.

00:18:32:Okazało się, że jest na sprzedaż.|To był cud!

00:18:36:W tym domu przyszedłeś na świat.

00:18:40:Lubisz go?

00:18:42:Lubisz go, swój dom?|Lubisz, mój chłopcze?

00:18:49:Człowiekowi zawsze wydawało się,|że powinien obawiać się zagrożenia…

00:18:52:ze strony innych ludzi, ze strony natury.

00:18:55:Bezustannie więc gwałcił naturę.

00:18:57:Rezultatem tego jest cywilizacja oparta na|przemocy, władzy, strachu i zniewoleniu.

00:19:03:Cały ten „techniczny postęp”…

00:19:06:dostarczył nam jedynie|wygód i zbytku.

00:19:13:I mnóstwa krwawych instrumentów|służących szerzeniu władzy. Jesteśmy jak dzicy!

00:19:18:Używamy mikroskopu niczym maczugi!

00:19:23:Nie, nie dzicy.

00:19:26:Więcej ducha w dzikich, niż w nas!

00:19:29:Jak tylko dokonaliśmy|jakiegoś przełomu naukowego…

00:19:32:wprzęgaliśmy go|w machinę zła.

00:19:36:A co do zbytku,|to pewien mędrzec powiedział kiedyś…

00:19:39:że grzechem jest wszystko,|co istnieje inaczej, niż z konieczności.

00:19:43:Jeśli w istocie tak jest,|to cała nasza cywilizacja…

00:19:46:zasadza się na grzechu,|od początku aż do końca.

00:19:50:Popadliśmy w straszliwą dysharmonię…

00:19:54:czy, jeśli wolisz, nierównowagę…

00:19:56:między cielesnością|a rzeczywistymi pragnieniami naszego ducha.

00:20:02:Nasza kultura jest wadliwa.

00:20:04:To znaczy, nasza cywilizacja.|Zwyczajnie wadliwa, mój chłopcze!

00:20:09:Pewnie myślisz,|że powinniśmy usiąść, zgłębić ten problem…

00:20:13:i wspólnie poszukać jakiegoś rozwiązania.

00:20:17:Może i powinniśmy, jeśli jeszcze|nie jest za późno. O wiele za późno.

00:20:22:Boże, ależ znużyła mnie ta przemowa!

 

(koniec cytatu)

Boże! mnie też!

 

 

 

(edycja po dwóch dniach po dyskusji – dla wyjaśnienia: nie uważam Tarkowskiego za kogoś w rodzaju „Coelho filmu”, dlatego też zaznaczyłem na wstępie, że produkował arcydzieła. Piszę o filmie „Ofiarowanie”, do którego zabrałem się już drugi raz i z tym samym efektem. Może Tarkowski poszedł za mocno w kaznodziejstwo zamiast po prostu robić filmy. W każdym razie miał w karierze niewypały, chciałem odnieść się do mitu „Ofiarowania”, choć trochę do odczarować)